Polscy Aborygeni w Parlamencie UE- Przeczołgać się do przednówka
Niech żyją, Niech żyją, Niech żyją
http://www.infor.pl/prawo/zarobki/zarobki-w-ue/685383,Zarobki-poslow-w-Europarlamencie.html
Zarobki posłów w Europarlamencie
Niedawno odbyły się w Europie wybory do Parlamentu Europejskiego. Wielu z nas zastanawia się pewnie, ile tak naprawdę zarabia eurodeputowany.
Podatkowa Księga Przychodów i Rozchodów 2015 (książka + CD)
Nowość! 100 pytań o obowiązek podatkowy VAT
Obowiązki pracodawcy na przełomie roku (PDF)
Tak było:
Dotychczas wszyscy eurodeputowani otrzymywali wynagrodzenie takie samo, jak ich koledzy w Polsce – wypłacane oczywiście przez Skarb Państwa. Doprowadziło to do bardzo dużych dysproporcji w zarobkach wszystkich eurodeputowanych – inne wynagrodzenie otrzymywał europoseł z Polski, a inne europoseł np. z Niemiec, a zasadniczo wykonują taką samą pracę.
A jak jest obecnie:
Dlatego też przepisy te uległy zmianie i od następnej kadencji Parlamentu Europejskiego wszyscy eurodeputowani ze wszystkich krajów będą otrzymywali jednakowe wynagrodzenie - 7665,31euro brutto miesięcznie (w przybliżeniu ok. 24 tys. zł „na rękę” miesięcznie). Wynagrodzenie to będzie wypłacane nie jak dotychczas przez kraj członkowski, z którego pochodzi eurodeputowany, alez budżetu Unii Europejskiej. Ponadto każdy poseł będzie mógł sam wybrać, czy chce płacić podatki do kasy UE czy do kasy swojego własnego kraju.
Przedstawiona wyżej kwota, to tylko wynagrodzenie zasadnicze. Oprócz tego, każdy europoseł ma prawo do:
- Diety za każdy dzień posiedzenia parlamentu, komisji lub frakcji politycznej (298 euro, ponad 4 tys. euro miesięcznie)
- Dofinansowanie działalności biur poselskich: w Brukseli – 17,5 tys. euro, biuro krajowe – 4 tys. euro)
- Każdy europoseł otrzyma z budżetu Unii Europejskiej emeryturę.
Nowy statut przewiduje także zmianę zasad rozliczania kosztów podróży służbowych. Otóż teraz będzie się on odbywał na podstawie biletów, a nie tak jak dotychczas – na podstawie oświadczenia. Wielokrotnie bowiem zdarzało się tak, że eurodeputowany dostawał zwrot pieniędzy za bilet lotniczy , a potem okazywało się, że do Brukseli przyjechał samochodem i w dodatku z kolegą.
Obecność podczas debat plenarnych i na posiedzeniach komisji nie jest obowiązkowa. Jednakże poseł, który opuści ponad połowę sesji plenarnych zostaje pozbawiony części świadczeń.
Polowanie na króliki, po ostatnim głosowaniu w Sejmie na temat przemocy spolecznej w rodzinie.
Było już to przerabiane przez Brytyjczyków w dalekiej Australii.
1. Polowanie na króliki (2002) - Filmweb
www.filmweb.pl/Polowanie.Na.Kroliki
Ocena: 7,6/10 - 3 946 głosów
Polowanie na króliki (2002) - Molly Craig jest aborygeńską dziewczynką, która w ramach polityki australijskiego rządu została siłą odebrana rodzicom i ...
Pressbook - Zwiastuny - Recenzje - Zdjęcia
1. „Przewodnia siła Narodu”. Z dziejów partii komunistycznej na
ipn.gov.pl/.../przewodnia-sila-narodu.-z-dziejow-partii-komunistycznej-...
Polska Partia Robotnicza i jej następczyni – Polska Zjednoczona Partia Robotnicza „awangarda rządzącej klasy robotniczej” i „przewodnia siła Narodu”, ...
1. Partia przewodnią siłą narodu! - antyliberal.pl
antyliberal.pl/podwazanie-faktow/4367-partia-przewodnia-sila-narodu
zapaść demograficzna oznaczająca kryzys systemu ubezpieczeń społecznych i ochrony zdrowia oraz ograniczenie potencjału gospodarczego, rosnące ...
http://antyliberal.pl/podwazanie-faktow/4367-partia-przewodnia-sila-narodu
Partia przewodnią siłą narodu!
Mija właśnie dziesięć lat od wstąpienia Polski do Unii Europejskiej i ktoś, kto mówi dzisiaj, że w Polsce nic się nie zmieniło na lepsze zasługuje na miano mędliwego upierdliwca. Bo polska wieś wyporządniała, wypiękniały nasze miasta, drogi są zdecydowanie lepsze… Lecz warto pamiętać, że tę poprawę zawdzięczamy w głównej mierze strumieniowi pieniędzy, które napłynęły do Polski z Brukseli i tylko głupiec może nie zdawać sobie sprawy, iż te miliardy nam jedynie pożyczono i będziemy je musieli kiedyś oddać. Niestety premier Tusk nie przypomina o tym bynajmniej Polakom kiedy dziś krzyczy w mediach o „dziesięciu latach świetlnych” próbując w typowy dla siebie sposób bez cienia skrupułów zawłaszczyć ten polski sukces wyłącznie dla siebie, bo jeśli w ogóle coś, to tylko to umie dobrze robić.
Ale oprócz urody swojego kraju rzeczywiście szczęśliwy naród musi mieć w całości poczucie satysfakcji. Niestety za „sukcesy” premiera Polska płaci zabójczą cenę. Bowiem to rząd Tuska sprawił, że kilka milionów Polaków czuje się we własnej Ojczyźnie niczym pierwsi chrześcijanie pośród pogan. A ceną utrzymania władzy przez Platformę okazała się schizofrenia narodowa zrodzona z umiejętnie podsycanej przez rządzących nienawiści do kontr-lewackiej opozycji, która w odruchu obronnym nienawidzi ją nienawidzących, co ostatecznie skutkuje nienawiścią wszystkich do wszystkich. A to już jest złowróżbną paranoją.
Bo jak patrzę na te wszystkie świństwa, które od dłuższego czasu wyrządza Polsce Platforma, gdy widzę jak premier wyłącza kolejne hamulce w parciu do utrzymania władzy coraz częściej myślę, że pod tym względem chyba nawet za komuny nie było aż tak źle. Bowiem trzeba sprawiedliwie przyznać, że czerwoni przynajmniej stwarzali pozory, że liczą się z ludźmi. Natomiast arogancja, bezczelność i buta partii Donalda Tuska sprawiają, iż coraz częściej dochodzę do wniosku, iż ta partia w pomiataniu ludźmi posuwa się znacznie dalej, niż niegdyś PZPR.
I jak na dłoni już widać, że historia zatoczyła błędne koło. Pod koniec lat siedemdziesiątych ceny poszły w górę. Dziesięć lat później naród się zbuntował. Zrodziła się Solidarność. „Upadła” komuna. Odzyskaliśmy wolność. Wywalczyliśmy sobie demokrację, za co wielu zapłaciło życiem. A co było dalej? Pewien zegarmistrz światła purpurowy rezydujący przy ulicy Czerskiej zabełtał tak Polakom w głowach, iż ani się obejrzeli, gdy wrócili do modelu zarządzania Państwem prawie identycznego, jak przed czerwcem 89. Bo w kwestii sposobu rządzenia wszystko znów działa, jak za komuny, która jak starsi pamiętają chciała zabić naszą polską duszę. Tyle, że ludzie przefarbowani i wystrój zmieniony.
Dlaczego tak jest? Myślę, że odpowiedź jest oczywista. Po raz kolejny oszukano ludzi. Ale tym razem jest to mega-szachrajstwo na gigantyczną skalę. Bo nikt nie zaprzeczy, że dzięki grubej kresce i blokadzie lustracji post-komuniści nadal dzierżą w swoich łapskach praktycznie wszystkie kluczowe stanowiska w państwie. Bo po roku 1989, żeby ludziom zamydlić oczy post-komuniści rozdzielili swoje role. Jedni schronili się pod płaszczykiem „prawicowej” Unii Demokratycznej, potem Unii Wolności, a obecnie Platformy Obywatelskiej, drudzy natomiast poszli do tak zwanych partii lewicowych. I choć stwarzano pozory separacji, obie te paczki sprawdzonych kolesiów harmonijnie współpracowały ze sobą przez ostatnie dwadzieścia lat tyle, że w formie sprytnie zakamuflowanej.
Obecnie uznano, że ludzie są już dostatecznie ogłupieni żeby znowu się połączyć i zagrabić dla siebie Polskę na całe dekady zarządzając krajem jak za komuny, która jak widać nie do końca upadła, a przyczaiła się tylko czekając na lepsze czasy, które właśnie dla niej nadchodzą. No bo przypomnijmy sobie.
Partia przewodnią siłą narodu
Pod takim hasłem rządziła PZPR. Wszystko było podporządkowane jedynie słusznej linii partii, że tylko przypomnę swojsko brzmiące hasło: „Polska Zjednoczona Partia Robotnicza jedyną nadzieją narodu!”. A cóż mamy dzisiaj? Od rana do wieczora propagandziści Tuska tłuką Polakom do głowy, że tylko Platforma może im zapewnić wiekuiste szczęście i dobrobyt. Że tylko oni wiedzą, co dobre dla Polski. A jak zobaczyłem oprawę niedawnej konwencji Platformy przypominały mi się jak żywo zjazdy PZPR w Sali Kongresowej Pałacu Kultury. Ten sam partyjniacki entuzjazm, praktycznie te same hasła ("Razem możemy więcej!”, „Platforma Partią Sukcesu!”), ten sam spęd działaczy, to samo uwielbienie dla partyjnego przywódcy, wodzireje, zapiewajło i klakierzy…
Propaganda sukcesu
W Wikipedii można przeczytać, cytuję: „Dla okresu rządów Edwarda Gierka charakterystyczna była propaganda sukcesu, której głównym celem było wyolbrzymianie dokonań ekipy rządzącej, oraz maskowanie niepowodzeń i porażek rządu, zwłaszcza w sferze gospodarczej. Posługiwano się frazesami o "dynamicznym rozwoju", "cudzie gospodarczym" i "budowaniu lepszej Polski"...”, koniec cytatu. No i cóż tu jeszcze dodać? Trzeba tylko zamienić nazwisko towarzysza sekretarza nazwiskiem premiera Tuska, żeby się przekonać, iż wszystko działa po staremu.
No może z jednym wyjątkiem. Premier Tusk zadłużył Polskę tysiąckrotnie bardziej, niż Towarzysz Gierek. Ale, tamten dług nam częściowo umorzono, a ten będziemy spłacać my, nasze dzieci, wnuki, prawnuki... i obawiam się, że go nigdy nie spłacimy.
Chleba i igrzysk
W czasach gierkowskich, żeby dać ludziom poczucie luksusu, od czasu do czasu rzucano na rynek banany, zwiększano deputat węglowy, bądź przyznawano talon na syrenkę. Ale te „luksusy” miały za zadanie zaszczepić w podświadomości Polaków wdzięczność dla czerwonej władzy. Dzisiaj, lansowanym przez partię Donalda Tuska symbolem życiowego komfortu stało się zjedzenie w mieście suszi, plazma na ścianie i zachodnia bryka kupiona Sic! na kredyt. A media prorządowe tłuką ludziom do głowy przy każdej okazji, że to wszystko dzięki panu premierowi i jego Platformie. I wdzięczny naród głosuje jak trzeba.
Lecz ludzie jeszcze nie wiedzą, że chcąc spłacić zaciągnięty kredyt będą musieli przyjąć praktycznie każdy postawiony im warunek. Więc mechanizm pozostał ten sam, tylko socjotechnika bardziej wyrafinowana.
Cenzura
W czasach komuny panoszyła się cenzura. Dzisiaj ludzie Tuska krzyczą, że cenzury już nie ma. Otóż, nic bardziej kłamliwego. Bo cenzura jest nadal i to ostrzejsza niż kiedyś, tyle, że działa pod nazwą „politycznej poprawności”. Podobnie jak niegdyś Trybuna Ludu dziś standardy wyznacza Gazeta Wyborcza. To tam stoi napisane, co należy mówić, czego i kogo słuchać, kto jest dobry, a kto zły, gdzie należy bywać, a gdzie nie wolno pod żadnym pozorem, co jest słuszne, a co głupie, co jest powodem do dumy, a co jest obciachem. Sprzeciwisz się temu jesteś „niepoprawny politycznie” i zostajesz zniszczony ostracyzmem i zmową milczenia.
Front Jedności Narodu na straży polityki partii
Polska Zjednoczona Partia Robotnicza szczyciła się, że w jej szeregi mógł wstąpić każdy, co miało stanowić jej siłę. I co? Dawniej były sojusze, dzisiaj są transfery. A Platforma, jak dworcowa dziewka odda się każdemu, byle się opłacało dla utrzymania władzy, vide: Radosław Sikorski, Antoni Mężydło, Paweł Zalewski, Bartosz Arłukowicz, Joanna Kluzik-Rostkowska i najświeższy nabytek niejaki Kamiński Michał. Czyż to nie jest współczesny Front Jedności Narodu? Toż to na odległość zalatujące padliną skisłe wysypisko śmieci, zdegenerowany twór bez rodowodu, od sasa do lasa, ad prawa do lewa, bez żadnego pomysłu na Polskę, bez ideowej wizji, byle tylko podnieść słupki sondażowe.
A potem już tylko rządzić i kręcić lody! W myśl słów Wisławy Szymborskiej:
„Partia… należeć do niej, z nią działać, z nią marzyć,
z nią w planach nieulękłych, z nią w trosce bezsennej,
wierz mi, to najpiękniejsze, co może się zdarzyć...”
Krzysztof Pasierbiewicz - (nauczyciel akademicki)
Za: salon24.pl z 23 IV 2014 r.
Grzegorz Braun
https://www.youtube.com/watch?v=KI6bzTwz874
Grzegorz Braun o Gazecie Wyborczej MOCNE! (13.06.2013)
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/europejskie-zarobki-europoslow/39wck
Europejskie zarobki europosłów
Zarobki europosła w Polsce mogą przekroczyć nawet 70 tys. złotych miesięcznie. Deputowani, którzy w Parlamencie Europejskim zasiadają już dwie kadencje, mogli zarobić przez ten czas nawet 8 mln złotych. Jedni zarobione pieniądze wydają na samochody i spłatę kredytów, inni na naukę języka i poselskie biura.
Poleć
324
Udostępnij
Share on facebookShare on twitterShare on emailShare on wykopMore Sharing Services
166
Foto: OnetStrasburg, Francja
Na rekordowe wynagrodzenie eurodeputowanego w dużej części składa się pensja w wysokości 6,2 tys. euro, czyli około 26 tys. zł, czytamy na stronach Parlamentu Europejskiego. Oprócz pensji poseł otrzymuje dietę za każdy dzień pracy - 306 euro, czyli 6 tys. euro miesięcznie. Do jego portfela trafia zatem kolejne 26 tys. zł. Jedynym warunkiem jej otrzymania jest udział w posiedzeniach.
REKLAMA
Poseł dostaje również 18 tys. euro, które może przeznaczyć na wynagrodzenia dla asystentów i pracowników biura. Prowadzenie biura za granicą nie jest jednak obowiązkowe, dlatego większość posłów prowadzi je w kraju, w okręgu, z którego zostali wybrani. Utrzymanie pracowników i lokalu w Polsce jest bowiem znacznie tańsze niż w stolicy Belgii.
Poza tym, każdy poseł otrzymuje również 4 tys. euro na tzw. "wykonywanie mandatu". Pieniądze te powinny być przeznaczane na działalność poselską, czyli pracę biura lub szkolenia. W praktyce pieniądze te wydawane są na książki i restauracje, których Unia nie rozlicza. Europoseł może również otrzymać 2 tys. euro na kursy komputerowe, a także 5 tys. euro na kursy językowe, które można zrealizować np. na Wyspach Kanaryjskich. Unia gwarantuje również swoim parlamentarzystom 2 przeloty samolotem i dodatek za odległość w wysokości 200 euro. Poza tym każdy europoseł dostaje laptop, telefon, służbowy rower i 800 euro na tzw. dodatkowe wydatki.
Po zakończeniu kadencji każdy poseł dostaje odprawę w wysokości 6 miesięcznych pensji, czyli ponad 100 tys. euro. Piastowanie urzędu europosła gwarantuje również przyznanie emerytury po 63. roku życia. Jej wysokość uzależniona jest od stażu pracy. Z perspektywy unijnej nie jest ona jednak wysoka. Osoba, która przepracowała całą kadencję, może liczyć na ok. 1,1 tys. euro, czyli niecałe 4,5 tys. zł.
Sumując wszystkie części poselskiej pensji, ostatecznie do portfela posła PE trafia 17 tys. euro, czyli około 70 tys. zł miesięcznie. Daje to 840 tys. zł rocznie i ponad 4,2 mln zł w ciągu całej kadencji. Dla porównania zwykły poseł w Polsce zarabia około 11 tys. zł miesięcznie, czyli 132 tys. rocznie i 528 tys. w ciągu kadencji.
Dom za unijne pieniądze
W oświadczeniu majątkowym Zbigniew Ziobro, można przeczytać, że po 5 latach w Parlamencie Europejskim zwiększył swój majątek pieniężny trzykrotnie. Jego stan konta z 17 tys. zł i 8 tys. euro zmienił się w 92 tys. zł i 10 tysięcy euro. Dzięki unijnej pensji udało mu się również spłacić kilka kredytów, w tym kredyt na samochód wart ponad 66 tys. zł, kredyt hipoteczny wart prawie 50 tys. zł, pożyczkę hipoteczną w wysokości prawie 150 tys. zł i pożyczkę gotówkową na 50 tys. zł.
Partyjny kolega Zbigniewa Ziobry, poseł Jacek Kurski, który według organizacji badającej aktywność posłów w europarlamencie VoteWatchEurope jest jednym z najmniej aktywnych parlamentarzystów, również znacznie podwyższył swój majątek. Unijne zarobki zainwestował w polisy na życie i samochody, BMW X5 i Mercedesa klasy S. Udało mu się również spłacić kredyt hipoteczny o wartości 245 tys. złotych.
Z kolei Jacek Protasiewicz, który też uplasował się na końcu listy posłów aktywnych, przez 5 lat w Parlamencie Europejskim nie tylko zwiększył wysokość oszczędności, z 45 tys. zł i 8 tys. euro do 75 tys. zł i 16 tys. euro, ale i zgromadził oszczędności w innej walucie. Na koncie ma tysiąc funtów i 900 franków. Oprócz tego w 2010 roku zaciągnął kredyt mieszkaniowy o wartości prawie 700 tys. zł i rozpoczął budowę domu. W sprawozdaniu majątkowym w 2013 roku oświadczył, że dom, który buduje, ma wartość 1,7 mln zł.
Podpis na liście obecności
Wysokie zarobki europosłów budzą wątpliwości, zwłaszcza w zestawieniu z aktywnością niektórych eurodeputowanych. Część z nich wyspecjalizowała się w pozorowaniu aktywności poselskiej. Jak podaje organizacja VoteWatchEurope, najlepsi są w tym posłowie Jacek Kurski, Michał Kamiński oraz Jacek Protasiewicz. Do liderów nieobecności na głosowaniach w Parlamentu Europejskiego należą również Janusz Wojciechowski, Jacek Włosowicz, Ryszard Czarnecki, Zbigniew Ziobro, Tomasz Poręba i Marek Siwiec.
- Zgadza się, niektórzy posłowie nie chcą się oderwać od polityki krajowej, wolą spędzać swój czas w Warszawie niż w Brukseli. Dlatego cześć z nich pojawia się w parlamencie, by podpisać listę obecności, zgarnąć dietę za dzień posiedzenia i zniknąć - mówi Ewa Modrzejewska ze Stowarzyszenia 61 tworzącego portal "Mam prawo wiedzieć". - Nie możemy jednak uogólniać. Nie wszyscy posłowie to bumelanci. Większość naprawdę aktywnie uczestniczy w posiedzeniach - dodaje.
Czytaj dalej na następnej stronie: zarobki za wysokie, ale jeśli obniżać, to w całej Europie...
Ciąg dalszy artykułu...
Róża Thun, która jest eurodeputowaną od 10 lat, a w Parlamencie Europejskim zajmuje się sprawami rynku wewnętrznego i ochroną konsumentów, nie rozumie ciągłych oskarżeń o wysokie zarobki europosłów. - I w Brukseli, gdzie są posiedzenia komisji, i w Strasburgu, gdzie są posiedzenia plenarne, życie jest drogie. Po to mamy te diety, by móc się utrzymać na normalnym poziomie. Mój kalendarz jest totalnie wypełniony, nie mam czasu biegać po wyprzedażach. Muszę zapraszać do restauracji europosłów, ekspertów, z którymi chcę przedyskutować jakąś sprawę. Muszę mieszkać w normalnym hotelu, żeby potem zasuwać jak mały samochodzik. A noce i tak są bardzo krótkie. Dziennikarze często zbyt szybko miotają oskarżenia: czasem poseł się podpisał i szybko wyszedł, ale mógł iść na spotkanie np. do Komisji Europejskiej. Bo podobnie jak w polskim parlamencie, tak i w PE ważniejsze decyzje podejmowane są w komisjach i na nieformalnych spotkaniach - mówiła w rozmowie z Agatą Nowakowską w Gazecie Wyborczej.
Zarobki za wysokie, ale jeśli obniżać, to w całej Europie
Licząc, że przeciętny Polak zarabia średnią krajową w wysokości 3650 zł miesięcznie, to rocznie zarabia on 43,8 tys. zł, czyli około 10 tys. euro. W porównaniu z zarobkami w Unii Europejskiej polskie zarobki wydają się niskie, bowiem średnia w całej Unii, jak podaje GUS, wynosi 21,5 tys. euro, a wysokość zarobków w 10 krajach Unii zdecydowanie tą średnią przekracza. W Irlandii jest to 21,9 tys. euro, w Finlandii 23,3 tys., w Niemczech 24,9 tys., a w Luksemburgu aż 27,1 tys. Unijne zarobki wydają się jednak niskie w porównaniu z zarobkami europosłów. Deputowany do Parlamentu Europejskiego miesięcznie zarabia 70 tys. zł, a więc rocznie 840 tys. zł, czyli około 210 tys. euro.
W badaniu przeprowadzonym przez Instytut Badań Publicznych "Parlament Europejski. Społeczne zaufanie i (Nie)wiedza" Polacy, zapytani o zarobki polskich eurodeputowanych, odpowiadają, że zarobki te są zdecydowanie za wysokie i niesprawiedliwe wobec innych Polaków. - Nie powinni aż tyle zarabiać, żeby to była wielokrotność pensji przeciętnego Polaka - mówi jeden z ankietowanych. Ale gdy zapytać tych samych ankietowanych, o to, czy zarobki powinny być obniżone, od razu pojawiają się głosy sprzeciwu. - Z jakiej racji polski europoseł ma zarabiać mniej niż francuski europoseł? - pytają ankietowani. I pomimo, że w dużej mierze zarobki i kompetencje europosłów są krytykowane, w raporcie przebijają się również głosy rozsądku. - Żeby zostać europosłem, to jednak trzeba coś sobą reprezentować, trzeba przekonać do siebie ludzi, trzeba podjąć kilka bardzo dobrych decyzji, by ludzie zagłosowali na ciebie, więc wydaje mi się, że... ja nie mam nic do tego, ile oni zarabiają.
Komentarze