Albatros ... z lotu ptaka Albatros ... z lotu ptaka
765
BLOG

Biała czy czerwona ?

Albatros ... z lotu ptaka Albatros ... z lotu ptaka Polityka Obserwuj notkę 0

Biała czy czerwona ?

Opisuję ŚWIAT W III RP

Biała czy czerwona ?

"Bo tutaj jest, jak jest..." - Paweł Kukiz

 

·  Piersi - Rodzina słowem silna - Tekstowo.pl

www.tekstowo.pl › P › Piersi

 

  •  
  •  

Piersi - Rodzina słowem silna - tekst piosenki, tłumaczenie piosenki i teledysk. Znajdź teksty piosenki oraz tłumaczenia piosenek i zobacz teledyski swoich ...

·  Piersi - Rodzina Slowem Silna tekst piosenki - Teksciory.pl

teksciory.interia.pl/piersi-rodzina-slowem-silna-tekst-piosenki,t,396179.h...

 

  •  

 Ocena: 100% - ‎1 głos

Tekst piosenki. Piersi: Rodzina Slowem Silna. (slowa i muzyka: Kukiz) Zmyj podloge, wyrzuc smieci. Potem idz wyprowadz psa. Umiesz tylko robic dzieci

·  Kukiz i Piersi - Rodzina słowem silna (slideshow) - YouTube

 1:42

www.youtube.com/watch?v=yDIcmNZOlk0

 

  •  

24.09.2008 - Przesłany przez: Corpsegrinder16

Kukiz i Piersi - Rodzina słowem silna (slideshow) ... Tekst: Zmyj podłogę wyrzuć śmieci! Potem idź wyprowadź psa! Umiesz robić tylko dzieci

Piersi - Rodzina Slowem Silna Polska Muzyka Polska Muzyka Over 18s ONLY In Poland!!

Przesłany 04.12.2011

Piersi - Rodzina Slowem Silna Polska Muzyka Piersi Polska Muzyka

Piersi - Rodzina słowem silna (wersja TV) ocenzurowana ;)

Przesłany 22.08.2010

 

  • Kategoria

  • Licencja

    • Standardowa licencja YouTube

<<<<<<<<<<<<<<<<<<

 

Widziane z Arizony

Biała czy czerwona ?

http://www.doctormacro.com/Images/Kelly,%20Grace/Annex/Annex%20-%20Kelly,%20Grace%20(High%20Noon)_01.jpg

 

http://www.doctormacro.com/Images/Posters/H/Poster%20-%20High%20Noon_23.jpg

 

http://www.doctormacro.com/Images/Posters/H/Poster%20-%20High%20Noon_20.jpg

 

 

 

Nabici w butelkę

Biała czy czerwona ?

 

WRZUTA - Solidarnosc, W samo poludnie 4 czerwca 1989

pilsudczyk.wrzuta.pl300 × 446Wyszukiwanie obrazem

Następne zdjęcie Poprzednie zdjęcie Solidarnosc, W samo poludnie 4 czerwca 1989

Biała czy czerwona ?

http://prawy.pl/z-kraju/7669-protokoly-medrcow-syjonu-instrukcja-dla-frondy-i-gazety-polskiej

 

Protokoły Mędrców Syjonu instrukcją dla Frondy i Gazety Polskiej

Z kraju

piątek, 28, listopad 2014 09:52

Agnieszka Piwar

Protokoły Mędrców Syjonu instrukcją dla Frondy i Gazety PolskiejJak to możliwie, że media takie jak portal Fronda.pl czy Gazeta Polska, które swego czasu przyciągały tylu katolików i patriotów, okazały się być wrogie Polskiej Racji Stanu? Dlaczego stanowczo nie reaguje firmowana przez te media opozycja? Wszystko jest planem samego Lucyfera, a jego zdemaskowanie leży w zasięgu ręki.

 

Kiedy byłam nastolatką mój śp. Dziadek, przedwojenny narodowiec (wtedy bycie narodowcem wiązało się z katolickim wychowaniem, a narodowa elita była kształcona na najwyższym poziomie) dał mi książeczkę wydaną w latach 30. ubiegłego wieku pt. „Co to jest masoneria?”. Z lekturą się zapoznałam, choć w kolejnych latach moje myśli zaprzątały nieco inne sprawy. Do tematu wróciłam w 2011 roku, kiedy w ramach obchodów Roku Świętego Maksymiliana Marii Kolbego nawiązałam współpracę z franciszkanami. Wgłębiając się w liczne publikacje poświęcone założycielowi Niepokalanowa dotarłam do dokumentu, przed którym ten Wielki Święty szczególnie przestrzegał - do Protokołów Mędrców Syjonu.


Miałam dwa wyjścia: uwierzyć oficjalnej wersji Wikipedii, według której dokument ten jest fałszywką, lub pójść za głosem Rycerza Niepokalanej. Wybór był oczywisty, choć nie oznacza, iż do sprawy autentyczności Protokołów od razu podeszłam bezkrytycznie. Brałam pod uwagę, że nawet najwięksi święci mogą się mylić. Szybko jednak przekonałam się o prawdziwości zawartych w dokumencie tez, do czego doszłam za pomocą dedukcji. Zrozumiałam, że treści przedstawione w Protokołach są realizowane według zaplanowanego klucza, jaki wyłania się z poszczególnych punktów. Dowiadujemy się m.in. tego, czemu ma służyć opozycja, która wraz ze swoimi propagandowymi tubami jest tak naprawdę narzędziem do rozwalania katolickiej Polski.


Wierząc w inteligencję naszych Czytelników, pozostawiam wybrane cytaty Protokołów pod refleksję i analizę, bez dodatkowych komentarzy.


Protokół I, § 7. Tłum i anarchia


"(...) Czy logika i rozum pozwalają mieć nadzieję pomyślnego rządzenia tłumami przy pomocy perswazji rozsądnych i porozumienia, jeżeli istnieje możność opozycji nawet bezmyślnej, lecz dogadzającej narodowi, rozumującemu powierzchownie? Rządząc się wyłącznie poziomymi namiętnościami, zwyczajami, tradycjami oraz teoriami sentymentalnymi,ludzie z tłumu i tłum ludzki ulegają herezji partyjnej, stojącej na przeszkodzie wszelkiemu porozumieniu, nawet opartemu na gruncie perswazji najrozsądniejszych. Wszelka decyzja tłumu zależna jest od przypadkowej lub sztucznie stworzonej większości, nieświadomej tajników polityki i zdolnej powziąć decyzję, będącą zarodkiem anarchii w rządzeniu. (...)."
 

Protokół I, § 5. Dziennikarstwo i literatura w państwie syjońskim


"(...) Nasze wydawnictwa własne, mające zwrócić ruch umysłów w kierunku przez nas wybranym, będą tanie i zyskają wielką poczytność. Podatki położą kres lichym płodom literackim, system zaś kar wytworzy zależność literatów od nas. Gdyby nawet znaleźli się chętni do pisania przeciwko nam, to jednak nie znajdą wydawców, którzy by podjęli się drukowania.Przed przyjęciem do druku jakiegokolwiek dzieła wydawca albo drukarz będzie musiał wyjednywać od władz pozwolenie. W ten sposób zawczasu poznamy knowania, skierowane przeciwko nam i zanulujemy je, ogłaszając wcześniej wyjaśnienia na ten sam temat.
 

Literatura i dziennikarstwo są to dwa najważniejsze czynniki wychowawcze, dlatego też rząd nasz będzie właścicielem większości dzienników. Scentralizuje to wpływ szkodliwy prasy prywatnej, a zarazem stworzy olbrzymi wpływ na umysły. Jeżeli wydamy pozwolenie na 10 dzienników, to sami wytworzymy 30 i będziemy stale utrzymywać stosunek ten. Ogół nie powinien domyślać się tego, wydawane więc przez nas dzienniki będą z pozoru krańcowo przeciwnych kierunków i zdań, co wzbudzi do wydawnictw tych zaufanie i pociągnie do nich przeciwników naszych, nie domyślających się niczego. W ten sposób wpadną oni w nasze sidła i będą unieszkodliwieni.
 

Na planie pierwszym będą stały organy o charakterze ściśle urzędowym. Te będą pilnowały zawsze naszych interesów, toteż wpływ będą posiadały bardzo nikły. Na drugim planie umieścimy półurzędówki, których zadaniem będzie - nęcenie obojętnych.Trzeci plan zajmie nasza, rzekomo, opozycja, w której bodajby jeden z organów będzie stanowił antypody nasze.Przeciwnicy nasi będą uważali ową, rzekomą opozycję, za zwolenników swych i otworzą przed nami karty.


Dzienniki nasze będą przedstawiały kierunki najrozmaitsze: arystokratyczny, republikański, rewolucyjny, a nawet anarchistyczny, będą one posiadały sto rąk, z których każda będzie wyczuwała puls jakiegoś kierunku myśli społecznej. Kiedy puls zacznie bić w sposób przyspieszony, wówczas ręce te zwrócą opinię w kierunku celów naszych, bowiem osobnik podniecony traci rozsądek i łatwo poddaje się nakazom. Głupcy, którzy będą myśleli, że powtarzają zdanie dziennika, reprezentującego ich obóz powtarzać będą nasze myśli lub te, które będą dla nas pożądane. Wyobrażając sobie, że kroczą za organem partii swojej, będą szli za sztandarem, który my im wywiesimy. (...)."


Chcę podkreślić, że nie podejrzewam Tadeusza Grzesika (właściciel portalu Fronda.pl) i Tomasza Sakiewicza (red. nacz. Gazety Polskiej) jakoby przynależeli do masonerii. Co jak co, jednak do lóż przyjmują ludzi znacznie inteligentniejszych. Spryt tych wybranych jest na tyle wyrafinowany, że wspomnianych panów używają jedynie jako narzędzi do swoich zbrodniczych celów. Podobnie zresztą jak tzw. opozycję.


Portal Fronda.pl i Gazetę Polską wymieniam tu jako pewien symbol - obecnie najbardziej skompromitowany i obnażony. Niestety tych bałamutnych mediów, jak i bałamutnych środowisk tzw. katolickich, tzw. patriotycznych, tzw. narodowych i tzw. prawicowych mamy w Narodzie znacznie więcej. Zachęcam do uważnej lektury Protokołów Mędrów Syjonu [LINK], wyciągania wniosków i wreszcie modlitwy do jakiej wzywał założyciel Rycerstwa Niepokalanej: O Maryjo bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy i za wszystkimi, którzy się do Ciebie nie uciekają, a zwłaszcza za masonami i poleconymi Tobie.


Agnieszka Piwar


P.s. UWAGA: Do sprawnego dziennikarza śledczego, który być może czyta właśnie ten tekst! Warto zbadać przeszłość obecnego właściciela portalu Fronda.pl - czym się zajmował w czasach PRL, w jaki sposób dorobił się majątku, itp... Warto też uważnie prześledzić nazwiska osób deklarujących się dziś jako "katolicy" i "patrioci". Odpowiedź na to, czym zajmowali się na poprzednim etapie może wiele wyjaśnić.

 

 

http://radio.radiopomost.com/praca

 

http://radio.radiopomost.com/tradycja-katolicka

 

 

W samo południe

Biała czy czerwona ?

Biała czy czerwona ?

Biała czy czerwona ?

1.                             W samo południe (1952) - Filmweb

www.filmweb.pl/film/W+samo+południe-1952-31636

 

  •  
  •  

 Ocena: 7,8/10 - ‎11 111 głosów

W samo południe (1952) - Gary Cooper został laureatem Oscara za rolę w klasycznej opowieści o stróżu prawa, który samotnie broni tchórzliwych

mieszkańców ...

 

Biała czy czerwona ?

Biała czy czerwona ?

 

W samo południe | FILM.ORG.PL

film.org.pl640 × 363Wyszukiwanie obrazem

Główną postacią „W samo południe” jest szeryf Will Kane (Gary Cooper). Mężczyzna zamierza się właśnie rozstać z odznaką, bowiem na widoku ma już coś ...

 

Biała czy czerwona ?

 

 

http://www.rodaknet.com/rp_art_4809_czytelnia_wywiad_jaroslaw.htm

 

Biała czy czerwona ?


PRAWDĘ O SMOLEŃSKU MUSI USŁYSZEĆ POLSKA I CAŁY ŚWIAT 
rozmowa z Jarosławem Kaczyńskim

"Leszek zadzwonił o 8.20. Myślałem, że już wylądował i dzwoni ze Smoleńska. Bardzo rzadko dzwonił z telefonu satelitarnego z samolotu. Powiedział mi, że z Mamą wszystko w porządku, i poradził, bym się przespał". Z Jarosławem Kaczyńskim rozmawiają Katarzyna Gójska-Hejke i Tomasz Sakiewicz ("Gazeta Polska").

Czy czuł Pan niepokój przed podróżą Brata do Katynia? 
Dla mnie sprawa zaczęła się wówczas, gdy zakwestionowano prawo wyjazdu prezydenta z rodzinami katyńskimi na coroczne uroczystości upamiętniające zamordowanych polskich oficerów. Podkreślam słowo coroczne, bo to właśnie 10 kwietnia każdego roku, a nie jak premier 7 kwietnia, organizowano wyjazd na cmentarz katyński. Tymczasem po telefonie Władimira Putina do Donalda Tuska członkowie jego gabinetu zaczęli ogłaszać wprost, że do Katynia nikt prezydenta nie zaprasza i jego wyjazd na obchody 70. rocznicy tej zbrodni nie jest koniecznością i powinnością, ale czymś w rodzaju niezrozumiałej zachcianki. Ku mojemu zdumieniu rozpoczęło się podważanie prawa Lecha Kaczyńskiego do udziału w tej uroczystości. Muszę przyznać, że choć atak był kuriozalny, nawet jak na obyczaje gabinetu Tuska i jego medialnych sojuszników, to jednak nie wzbudził we mnie jakiegoś szczególnego zdziwienia, a wiedziałem już, że są zdolni posunąć się bardzo daleko. Niepokoiło, że tym razem wprost grają z Rosjanami. 

Prezydent wahał się, czy pojechać do Katynia? 
Absolutnie nie. Przez pewien czas nie było jednak pewne, jak się tam uda i jak ten wyjazd zostanie zorganizowany. Później - nie pamiętam dokładnie kiedy - pojawiła się koncepcja dwóch wyjazdów. Premier oddzielnie i prezydent oddzielnie. Lech Kaczyński miał jechać razem z coroczną delegacją środowisk katyńskich, a Donald Tusk specjalnie do Putina. Chcę mocno podkreślić, że organizatorem tego corocznego wyjazdu środowisk katyńskich był rząd. Prezydent poleciał do Katynia rządowym samolotem. Nie prezydenckim - bo takiego nie było i nie ma. To rząd Donalda Tuska dużo wcześniej odmówił głowie państwa prawa do korzystania z tupolewa. Dopiero po katastrofie ministrowie i sam premier zaczęli nazywać ten samolot prezydenckim. To dość znamienne. Tym bardziej że prezydentowi usiłowano odmówić samolotu niejeden raz. Tak było przed słynnym wyjazdem do Tbilisi, gdy Gruzję zaatakowały wojska rosyjskie. Premier Tusk chciał odmówić Lechowi Kaczyńskiemu prawa do polecenia rządowym samolotem. Uległ po telefonie prezydenta Busha do prezydenta RP. Prezydent USA z całą mocą poparł wtedy plan Lecha Kaczyńskiego. Donald Tusk przestraszył się międzynarodowej kompromitacji i wycofał swoje zastrzeżenia. 

Pan też miał polecieć do Smoleńska 10 kwietnia? 
Tak. Nie poleciałem z powodu stanu zdrowia Mamy. Było dla nas oczywiste, że przynajmniej jeden z nas musi przy niej być. Wcześniej nawet nocami razem czuwaliśmy w szpitalu. Z natury rzeczy to ja, a nie mój brat, musiałem zrezygnować z lotu do Smoleńska. 

Nie miał Pan jakichś przeczuć przed tą podróżą Brata? Nie bał się Pan tym razem o Niego? 
Wolałem, żeby Leszek jechał pociągiem - taki specjalny pociąg wyjechał z Warszawy do Smoleńska. To pamiętam bardzo dobrze. I nawet do pewnego momentu Brat też chciał tak zrobić. Ostatecznie zdecydował się na lot samolotem, bo wcześniej musiał polecieć do Wilna na spotkanie z panią prezydent Litwy. Ale to oznaczało, że nie będzie mógł pojechać pociągiem z rodzinami katyńskimi. Przyznam, iż zmartwiłem się tym. Jednak nie przeczuwałem zbliżającej się katastrofy. Muszę też powiedzieć, że od jakiegoś czasu namawiałem prezydenta, by zrezygnował z latania tupolewami. Mówiłem to także jego współpracownikom. Wszyscy rozkładali ręce i mówili: "to czym latać?". Mówiąc wprost, to były takie graty, że nikt się nimi nie powinien poruszać. 

Kiedy po raz ostatni widział Pan Brata? 
W szpitalu u Mamy. To było późnym wieczorem w piątek. Rozmawiał ze mną, z Mamą i z prezydenckim lekarzem, który następnego dnia także zginął. Ja również rozmawiałem z panem docentem Lubińskim. Pamiętam, że pytałem go nawet, jakim samolotem polecą do Smoleńska. Przez pewien czas byłem przekonany, że będzie to JAK, a nie tupolew. Nawet myślałem, że to może lepiej. Później jednak przypomniałem sobie wszystkie awarie JAK-ów. 10 kwietnia o 6 rano Leszek obudził mnie telefonem. Później zadzwonił o 8.20. Myślałem, że już wylądował i dzwoni ze Smoleńska. Bardzo rzadko dzwonił z telefonu satelitarnego z samolotu. Powiedział mi, że z Mamą wszystko w porządku, i poradził, bym się przespał. Pamiętam doskonale, że użył określenia: "bo się rozpadniesz". 

Tylko o tym Pan rozmawiał wtedy z Panem Prezydentem? 
Dokładnie. Tak wyglądała ta bardzo krótka rozmowa. Dosłownie kilka zdań. Zresztą pamiętam, że zerwało połączenie. 

Nie zdziwiło to Pana? 
Nie. Bo za każdym razem gdy rozmawiałem z Bratem przez telefon satelitarny podczas lotu - a powtarzam, było zaledwie kilka takich przypadków - połączenie się zrywało. Te rozmowy były bardzo krótkie. Dosłownie kilkuzdaniowe. 

Jak się Pan dowiedział o katastrofie? 
Przyznam, że nie posłuchałem rady Leszka. Nie położyłem się spać, tylko ubierałem się i szykowałem do odwiedzenia Mamy. Akurat goliłem się, gdy zadzwonił telefon. Byłem pewien, że to brat telefonuje już ze Smoleńska. Usłyszałem jednak jakiś nieznajomy glos. Chyba był to któryś ze współpracowników ministra Sikorskiego. Później słuchawkę przejął sam minister. Poznałem go. Nie miałem cienia wątpliwości, że stało się coś złego. Dowiedziałem się, że doszło do katastrofy. Rozbił się samolot. Wszyscy zginęli. Powiedziałem mu: "To jest wynik waszej zbrodniczej polityki - nie kupiliście nowych samolotów". Na tym rozmowa się skończyła.

Czy minister Sikorski odpowiedział na te słowa? 
Nie. Chyba zresztą sam odłożyłem słuchawkę. Po kwadransie był następny telefon. Miałem cień nadziei, że może jednak ktoś przeżył. Znów dzwonił Sikorski i kategorycznie stwierdził, że katastrofa była wynikiem błędu pilota. Pamiętam jego słowa: "to był błąd pilota". 

Nie miał wątpliwości co do tego? Już wtedy wiedział, że zawinił pilot? 
Tak. Oznajmił mi to zdecydowanie i jednoznacznie. Teraz myślę, że zarówno Sikorski, jak i sam Tusk bali się, że publicznie powtórzę to, co powiedziałem Sikorskiemu podczas pierwszej rozmowy telefonicznej. Jednak moje myśli skierowane były wtedy całkowicie na Mamę. W jej stanie nie przeżyłaby tej strasznej informacji. Popędziłem do szpitala i poprosiłem o stworzenie Mamie takich warunków, by uchronić ją przed wiadomością o śmierci Leszka. Nie było to proste - leżała na 8-osobowej sali. W szpitalu lekarze podali mi środki uspokajające. Bardzo mi pomogły. Gdy zabezpieczyłem Mamę, miałem już tylko jeden cel - jak najszybciej pojechać do Smoleńska. 

Kto zorganizował tę podróż? 
Przyjaciele. Szczególnie muszę wyróżnić Staszka Kostrzewskiego. Był ze mną też mój cioteczny brat. Bardzo pomógł Paweł Kowal. Początkowo wydawało się, że to nierealne, ale dzięki ich determinacji udało się. Wynajęli samolot. Lotnisko w Smoleńsku zostało zamknięte, polecieliśmy zatem do Witebska na Białorusi. Wcześniej namawiano mnie, bym poleciał z Donaldem Tuskiem. 

Kto namawiał? 
Nie pamiętam. Dzwonił ktoś od premiera. Miałem wrażenie, że Donald Tusk zdecydował się polecieć do Smoleńska wtedy, gdy dowiedział się, że ja tam lecę. Być może się mylę, ale tak to zapamiętałem. Nie chciałem jednak lecieć z premierem. Poleciałem z przyjaciółmi. Wylądowaliśmy zresztą w Witebsku przed Tuskiem. Strona białoruska zachowała się bardzo poprawnie. Na lotnisku czekał autokar i samochód osobowy. Wsiedliśmy i ruszyliśmy w drogę do Smoleńska. Po drodze zorientowaliśmy się, że tempo jazdy jest spowalniane. Dziś wiem, że nasze postoje i powolne tempo jazdy były wymuszone przez ścigającą nas delegację z premierem Tuskiem, który koniecznie chciał dotrzeć do Smoleńska przed nami. W pewnym momencie limuzyna z Donaldem Tuskiem minęła nas i dopiero wtedy pozwolono nam normalnie jechać. To była zresztą jakaś kompletna paranoja. Bo jeśli premier polskiego rządu ścigał się ze mną, kto pierwszy dojedzie do miejsca katastrofy, to widocznie szczególnie zależało mu, by się tam pokazać. Państwo wybaczą, ale nie jestem w stanie nawet zrozumieć takiej mentalności. Ja jechałem do ciał moich najbliższych - do Leszka, Marylki, Przyjaciół. To, co wyrabiał wówczas pan Tusk, po prostu nie mieści mi się w głowie. 

Ma Pan pewność, że was zatrzymywano celowo? 
Nie mam co do tego wątpliwości. Rozmawialiśmy z kierowcą. Mówił nam "nie lzja". Ale jak limuzyna z premierem Tuskiem bez zatrzymania nas minęła, rozkaz przestał obowiązywać. Dopiero w Smoleńsku znowu nas spowalniano. W pewnym miejscu zaczęliśmy dosłownie kręcić się w kółko, zanim dotarliśmy do lotniska, które znajduje się przecież niedaleko centrum Smoleńska. 

W kampanii prezydenckiej unikał Pan wypowiedzi o katastrofie smoleńskiej. Czy teraz też tak będzie? 
Nie chciałem, by śmierć moich najbliższych stała się głównym tematem kampanii wyborczej. Jednak jest sprawą zupełnie oczywistą, że państwo polskie nie może przejść do porządku nad tą niespotykaną wprost tragedią. Uczynię wszystko, by wyjaśnić przyczyny katastrofy samolotu rządowego. To jest dziś dla mnie najważniejsze i osobiście, i politycznie. Będę zabiegał o wyciągnięcie konsekwencji nie tylko prawnych wobec tych, którzy mogli przyczynić się do tego zdarzenia, ale także politycznych i moralnych. Ustalenie osób odpowiedzialnych politycznie za katastrofę smoleńską nie wymaga śledztwa. Ale to trzeba powiedzieć w odpowiednim momencie tak, by usłyszała o tym cała Polska i cały świat. 

Całość wywiadu z Jarosławem Kaczyńskim w środowym wydaniu tygodnika "Gazeta Polska"

 

http://radio.radiopomost.com/ze-swiata/3731-kto-mial-zginac-10-kwietnia-2010-roku-widziane-z-usa

 

Kto miał zginąć 10 kwietnia 2010 roku?-widziane z USA

Opublikowano: wtorek, 30, grudzień 2014 01:30 | vz | email | Odsłony: 230

Po ponad czterech latach od feralnego 10 kwietnia 2010 roku, kiedy to emocje juz dawno opadly, wypada sie zastanowic, kto tak naprawde mial zginac w tzw. katastrofie samolotowej pod Smolenskiem.

Wedlug legendy uporczywie nam wmawiajacej przez zwolennikow i samych dzialaczy PiS, przede wszystkim mial zginac Lech Kaczynski, owczesny prezydent III RP, zamordowany przez siepaczy premiera Putina. Jako uwiarygodnienie tej tezy, mialo byc to, ze przeszkodzil on w najezdzie rosyjskich wojsk na Gruzje, dodatkowo montujac koalicje antyrosyjska wsrod panstw Europy srodkowo-wschodniej. Teza ta ma swoich zwolennikow szczegolnie wsrod czlonkow i sympatykow PiS, dodatkowo wspomagana odpowiednia „patriotyczna” propaganda, w specyficznym rozumieniu eliciarzy z pisowskiej warszafki. Trzeba tez podkreslic ze stanowisko prezydenta RP w swietle konstytucji bylo bardziej dekoracyjne, niz rzeczywisty punkt ciezkosci wladzy.

 

Czy Lech Kaczynski byl grozny dla planow rosyjskich zdominowania ponownie Europy Wschodniej przez Putina? Czy tez byl grozny dla zelaznego partnera Putina, czyli Niemcow? Na pewno bardziej grozny niz dla Rosjan. Jako pierwszy znaczacy polski polityk, wystawil rachunek Niemcom za zniszczenie Warszawy podczas powstania warszawskiego 1944 roku. A byly to konkretne i dosc znaczace kwoty. Wiec chocby z tego wzgledu Niemcy mieli wazniejszy powod niz Rosjanie do likwidacji prezydenta Polski.Ponadto tak ja ja to rozumiem, polityka jagiellonska bardziej zagrazala Niemcom niz Rosjanom, poniewaz psulo to ich plany opanowania Europy Wschodniej pod plaszczykiem Unii Europejskiej. Niemcy sie obawiali jakiejkolwiek przeciwwagi dla ich planow opanowania Europy, po rozpadzie ZSRR, czego dowodem bylo skuteczne i szybkie rozbicie tzw. Hexagonale poprzez rozpoczecie rozpadu Jugoslawii przez wywolanie etnicznych wasni i pozniejszych czystek. Powtarzam ze polityka jagiellonska prowadzona przez Lecha Kaczynskiego, bardziej zagrazala Niemcom niz Rosji. Wczesniej czy pozniej punkt ciezkosci polityki jagiellonskiej i tak by sie skierowal przeciwko Niemcom.

Szuaknie za wszelka cene wroga w Rosji, bylo i jest nadal jak najbardziej na reke Niemcom i jak widac ich agentura w PiS jest nadal bardzo skuteczna. Natomiast wewnatrz kraju, Lech kaczynski stal na strazy umow madgalenkowych, jako uczestnik wszystkich spotkan, podczas ktorych to gen. Kiszczak przekazywal wladze swoim agentom, ktorych byl pewny. Jak bylo widac Lech Kaczynski jako prezydent, staral sie by umowy magdalenkowe byly dotrzynmywane, czego jaskrawym przykladem bylo zablokowanie lustracji, po tym jak prezes IPN Janusz Kurtyka powiedzial publicznie, ze przygotowal liste 500 najwazniejszych agentow gen. Kiszczaka. Wiec jak widzimy, ani Rosja, ani dawna niezlustrowana WSI i agentura SB nie miala specjalnego powodu, by likwidowac prezydenta Lecha Kaczynskiego. Byl on takim samym gwarantem dla ukladu, jak obecny prezydent Komorowski.

Wydaje mi sie, ze bardziej niebezpieczny dla ukladu sprawujacego wladze poprzez madalenkowe porozmumienie gangsterow, ktorzy teraz robia za eliciarzy, byl Janusz Kurtyka, owczesny prezes IPN. Po pierwsze nie nalezal do ukladu i byl osoba bezartyjna. Na szefa IPN zostal wybrany dzieki staraniom posla PO J.M.Rokity. Nikt dokladnie nie wiedzial, co kryly i jakie mroczne tajemnice archiwa IPN, do ktorych Janusz Kurtyka mial dostep. Chcialabym w tym miejscu zasygnalizowac pewien trop, ktory rzucilby wiecej swiatla na wyjasnienie, dlaczego Janusz Kurtyka i jego wiedza, mogla byc bardziej niebezpieczna , niz sama osoba prezydenta Kaczynskiego.

Chodzi mi o afere Banco Ambrozjano i jego spektakularny upadek, i tzw. samobojstwo prezesa tego banku Roberto Calviego, jak wiemy juz dzisiaj, z udzialem osob trzecich. Afera Banco Ambrozjano byla wielowatkowa, ale w niej przewijal sie tez watek polski. Wedlug relacji przyjaciol i rodziny Roberto Calviego, setki milionow dolarow byly przekazywane do Polski na ruch Solidarnosc. Roberto Calvi twierdzil, ze ma na to dowody. Niestety rodzina i przyjaciele Calviego, nie powiedzieli jak byly i komu wreczane byly pieniadze z Banco Ambrozjano do Polski. Setki milionnow dolarow, przekazywane do Polski, robia ogromne wrazenie. Mozna tylko przypuszczac, ze pokazna czesc tych srodkow szla droga koscielna. Znalam osobiscie dziesiatki dzialaczy Solidarnosci z okresu stanu wojennego jak i kilka lat pozniej, jakos nie widzialam zeby ich status majatkowy sie polepszyl. Wrecz przeciwnie, rodziny ich wiazaly ledwo koniec z koncem, a oni sami mieli olbrzymie klopoty ze znalezieniem pracy. Wiem ze moi czytelnicy mogliby dostarczyc wiele dowodow na potwierdzenie ze ludzie walczacy z komuna, nie otrzymywali wogole pomocy z tzw. zachodu. Wiec nasuwa sie pytanie, co sie stalo z pieniedzmi, ktore miala otrzymywac Solidarnosc. Za takie pieniadze mozna wtedy bylo w Polsce zrobic niejeden zamach stanu. Wykorzystujac dodatkowo nastawienie antykomunistyczne calej polskiej ludnosci.

Po 1989 roku, dzialacze Solidarnosci wogole nie podjeli oficjalnie tematu rozliczen zagranicznych pieniedzy, jakie Solidarnosc otrzymywala w okresie komunizmu. Oswiadczenie przyjaciol i rodziny Roberto Calviego, jakoby Solidarnosc miala otrzymywac setki milionow dolarow i ze te pieniadze gdzies zniknely po drodze, jest bardzo porazajace. Nawet jesli podane kwoty sa przesadzone,to i tak robia piorunujace wrazenie.

Byc moze w zbiorach zastrzezonych IPN, znajdowaly sie jakies slady, kto i ile tych pieniedzy sobie przywpaszczyl, bo nie chce mi sie wierzyc, ze SB i WSI nic o tym nie wiedzialy. Malo tego, mialy dokladne rozeznanie, poprzez swoja doskonale uplasowana agenture w strukturach zwiazku Solidarnosc. Nie wiem czy np. Biskupi podlegali rewizji osobistej po powrocie z Rzymu do Polski. Jeszcze jednym znanym mi sposobem przemytu pieniedzy, mogl byc transport darow i ukryte w nim pieniadze.

Wydaje mi sie ze Janusz Kurtyka mogl miec wiedze z zastrzezonego zbioru, kto i ile ukradl pieniedzy, co tez mogli raportowac agenci SB i WSI monitorujacy przekazy pieniezne do Polski. Wiedza ta ujawniona przez prezesa IPN na pewno moglaby zakonczyc niejedna kariere duchowna jak i swiecka. Tak wiec Janusz Kurtyka byl osoba niewygodna dla wszystkich glownych sil politycznych rzadzacych faktycznie Polska.

Dlatego tez uwazam ze chociazby z tego wzgledu Janusz Kurtyka bardziej byl narazony na morderstwo w katastrofie lotniczej, niz czlowiek ukladu magdalenkowego, prezydent Lech Kaczynski.

Jeszcze inna osoba, o wiele wazniejsza od prezydenta Lecha Kaczynskiego byl owczesny prezes NBP, Slawomir Skrzypek. Podejmowane przez niego decyzje byly duzo wazniejsze, niz decyzje magdalenkowego prezydenta. Mogl odkryc pewne transakcje, badzo szkodliwe dla Polski, natomiast korzystne dla interesu obcych panstw i powiazanych z nimi sitwami mafijnymi, ktore rzadza Polska rzeczywiscie zza parawanow naszych organow przedstawicielskich.

Nie przywiazywalabym duzej wagi do naszej generalicji natowskiej. Coz z tego ze mamy generalow z natowskimi kwalifikacjami, skoro naszej armii musza pilnowac firmy ochroniarskie. Jestem pewna, ze natowska generalicja miala dla zamachowcow duzo mniejszy ciezar gatunkowy, niz dwie wymienione wyzej przeze mnie osoby.

Pojawia sie teraz najciekawsze pytanie, a mianowicie czy to byl pelny sklad osobowy delegacji i czy w zwiazku z tym ktos nie polowal na tajemnicza osobe lub osoby, ktore mialy wejsc na poklad samolotu incognito. Jest to wysoce prawdopodobne, chociazby z tego wzgledu, ze w zasadzie nie dysponujemy zadnymi dowocdami startu samolotu z prezydencka delegacja do Katynia z warszawskiego Okecia. Na pewno do prawdy przyblizyloby nas porownanie probek ziemii z miejsca katastrofy i jego okolic i ziemii z czestochowskich eksponatow. Musialy byc to wazne osoby skoro zlikwidowano je po zabraniu ich prosto z Okecia lub gdy byli w drodze na Okecie. Ta wersja bylaby bardziej prawdopodobna, jesli wezmiemy odmowe uczestnictwa w ostatniej chwili prezydenta USA Obamy w uroczystosciach pogrzebowych. Jak wiemy prezydent Obama odwolal swoj przyjazd do Warszawy z powodu bardzo naciaganego, a mianowicie pylu wukanicznego z Islandii, tak jakby trasa z USA do Europy wiodla tylko przez Islandie. Dlaczego doradcy prezydeccy odradzili Obamie podroz w ostatniej chwili?

Jak staralam sie wykazac, prezydent Lech Kaczynski nie byl osoba najwazniejsza w tej deelgacji. Duzo wazniejszymi od niego osobami byli prezes IPN i prezes NBP. Ale dla tych dwoch osob, mysle zenie warto bylo robic takiego widowiska i awantury politycznej o tak duzych miedzynarodowych implikacjach. Samobojstwa bez udzialu osob trzecich dopiero zaczely byc popularne. Dlatego najwazniejszym jest teraz pytanie, kto byl w tej delegacji nieoficjalnie, bo na pewno komus chodzilo o zlikwidowanie tych osob.

Jak wiemy zamach nie wywolal zadnych zmian w polityce miedzynarodowej, tak jakby sie nic nie stalo. Polska delegacja posluzono sie zupelnie przedmiotowo, traktujac ja jako przetarg w rozgrywkach mocarstw. Porownanie probek ziemii, daloby odpowiedz, czy zamachu dokonano w Smolensku powodujac wypadek lotniczy, czy tez zamordowano ich w innym nieznanym miejscu, oraz ze Rosja byla jednym z uczestnikow zamachu.

Opublikowany 14.03.2015

Muzyka i tekst - Lusia Ogińska
Aranżacja - Jerzy Suchocki
Wykonanie - Ryszard Filipski

Biała czy czerwona

Tekst i muzyka – Lusia Ogińska
Aranżacja – Jerzy Suchocki
Wykonanie – Ryszard Filipski

Gdy ktoś ci synku kiedyś powie,
że twoją Polskę diabli wzięli,
wiedz, że przed diabłem – stoi człowiek,
on umie rządzić, umie dzielić.
Tak, by brat powstał przeciw bratu,
tak, by rozlała się nienawiść!
Taki jest plan przewrotnych katów,
chcą dłońmi dzieci – matkę zabić!

Na horyzoncie cień marszałka,
Znów lecą pieśni z legionami,
huczy orkiestra, jest kasztanka.
Maj sypie kwieciem nad trupami…
Kto wiatr zasiewa - burzę zbiera,
w pochodzie hołdów i peanów.
Majowa burza trwa do teraz!
Kto łotrem jest - kto mężem stanu?!

Ref: Polska czerwoną jest, czy białą?
Rozerwij flagę a zobaczysz…
W rękach dwie szmaty ci zostaną,
jedna bez drugiej – nic nie znaczy!!!

Katyńska śmierć, ubeckie zbrodnie
jedwabnym ściegiem połączone…
Naiwne znicze, jak pochodnie
szczerą pamięcią zapalone!
Ciągle dzielone dusze Lachów,
znów podzielone Lachów serca…
…Powiedzcie – ładniej szedł do piachu,
żołnierz Berlinga, czy Andersa?!?

Z Zachodu trupio wieje wiatr,
ze Wschodu mroźna warczy toń!
Znowu zabije brata – brat,
a kat wyszepce: „dziel i rządź”!
Jeśli ktoś synku tobie rzeknie,
że twoja matka w piekle jest…
To patrz, kto dzisiaj rządzi piekłem,
lecz każda władza ma swój kres!

Ref: Polska czerwoną jest, czy białą?
Rozerwij flagę a zobaczysz…
W rękach dwie szmaty ci zostaną,
jedna bez drugiej – nic nie znaczy!!!


https://gloria.tv/media/AeqUgv6zk88

 

85-lecie urodzin Ojca profesora Mieczysława A. Krąpca
85-lecie urodzin Ojca profesora Mieczysława A. Krąpca na KUL w maju 2006 roku. Ojciec profesor czyta sonet Lusi Ogińskiej.

 

Prapremiera "Zmartwychwstania"

 

 

http://radio.radiopomost.com/z-polski/3319-co-wydarzylo-sie-na-okeciu-przed-switem-10-kwietnia-2010-roku

 

 

 

http://radio.radiopomost.com/z-polski/3319-co-wydarzylo-sie-na-okeciu-przed-switem-10-kwietnia-2010-rokuhttp://radio.radiopomost.com/z-polski/3319-co-wydarzylo-sie-na-okeciu-przed-switem-10-kwietnia-2010-roku

Co wydarzyło się na Okęciu, przed świtem 10 kwietnia 2010 roku?

Opublikowano: sobota, 16, sierpień 2014 17:10 | vz | email | Odsłony: 414

Ten kto czytał "dialogi ze smoleńskiej wieży" (stenogramy z XUBS), w pierwszym momencie zapewne odnosił wrażenie panującego tam chaosu. Jednak gdy się w nie wgłębił, zwykle zwracał uwagę na inne, umykające mu wcześniej szczegóły.

Proszę spojrzeć na fragment rozmowy, (który już przytaczałem) tyle, że tym razem z naniesionymi (stenogramowymi) czasami wypowiedzi:  

08:39:20 Paweł Pliusnin (Kierownik Strefy Lądowania): A tu taki telefonik zapiszcie: 231-56-93, to główna centrala UWD(Управление воздушным движением - Główne Centrum Kierowania Ruchem Lotniczym, czy Ministerstwo Spraw Wewnętrznych? Mają taki sam skrót – przyp. mój), tam na pewno, powinni wiedzieć, czy wyleciał, czy nie wyleciał. / А вот такой телефончик запишите: 231-56-93, это главный центр УВД, там, наверное, должны знать, вылетел, не вылетел. 

08:39:33 Anatolij Kurtiniec (Dyżurny Operacyjny): A, no w głównym ja się upewnię, tak dobrze./ А, ну в главном я уточню, так хорошо. 
08:39:36 Paweł Pliusnin: I zadzwońcie tutaj. / И позвоните сюда.
08:39:37 Anatolij Kurtiniec: Dobrze /  Хорошо 
08:40:55 Paweł Pliusnin : Tu podpułkownik Pliusin, halo, halo, halo, halo....   / Подполковник Плюснин. Алло, алло, алло, алло. 
08:42:06 Paweł Pliusnin: Podpułkownik Pliusin / Подполковник Плюснин. 
08:42:07 Anatolij Kurtiniec: Major Kurtiniec / Майор Куртинец. 
08:42:08 Paweł Pliusnin: Tak. / Да
08:42:09 Anatolij Kurtiniec: Mówią, że nie wylecieli jeszcze.  / Значит, пока не вылетали. 

08:42:10 Paweł Pliusnin: A nie wylecieli jeszcze / А, не вылетали еще? 
08:42:11Anatolij Kurtiniec: Tak, ale kiedy będzie wylot, powiedzą mi. Ja do was zadzwonię / Да, но как будет вылет, мне подскажут. Я вам позвоню. 
    
Proszę zwrócić uwagę, że pomiędzy zapytaniem Pliusnina, a uzyskaniem przez niego odpowiedzi (06:39:37 - 06:42:09) mija zaledwie dwie i pół minuty, przy czym komunikacja ta nie odbywa się przecież bezpośrednio. Także symptomatyczne jest stwierdzenie Anatolija Kurtińca, że kiedy będzie wylot, powiedzą mi / как будет вылет, мне подскажут. Nie mówi on – „kiedy dostaną informację, powiadomią mnie o tym”, ale wyraźnie - kiedy będzie wylot. To także daje do myślenia.
Jeśli zaś chodzi o przepływ informacji po stronie rosyjskiej, chciałbym też przypomnieć inny ( też przytaczany już przeze mnie wcześniej), fragment rozmowy Nikołaja Krasnokutskiego z Włodzimierzem Sypko, która miała mieć miejsce tuż po lądowaniu Jaka-40/044, w momencie jego kołowania - 
 
Nikołaj Krasnokutskij: To wy, Włodzimierzu Iwanowiczu? (pauza) Wszystko zgodnie z planem, właśnie w tej chwili Jak-40 wylądował z tą delegacją i dziennikarzami, a Ił-76, czyli nasz Frołow teraz właśnie na podejściu. / Владимир Иванович, вы?(pauza) Значит, по плану вот сейчас Як-40 выполнил посадку с этими делегацией и журналистами и Ил-76 вот наш Фролов на заходе сейчас.
 
Powiedziałem już, że Krasnokutskij wprawdzie wie, kto powinien zjawić się na "Północnym" lotnisku wojskowym w Smoleńsku, ale czy do końca? Jakie jest źródło jego wiedzy, można by prawdopodobnie ustalić na podstawie konfrontacji tego co mówił, z tym kto rzeczywiście znajdował się na pokładzie samolotu. Przypomnę tylko, że była tam grupa trzynastu dziennikarzy, oraz Agnieszka Kołacz-Sarnowska z Kancelarii Prezydenta (zatrudniona zresztą do dzisiaj, na stanowisku starszego referenta Biura Prasowego Kancelarii, odpowiedzialnego między innymi za obsługę medialną jego spotkań). Czy można jednak o tej grupie powiedzieć: „Delegacja i dziennikarze"? Kto mógł przekazać taką informację o „Delegacji i dziennikarzach”  Krasnokutskiemu? I kiedy? Z jakiego źródła mogła ona pochodzić? 
 
Aby spróbować  odpowiedzieć, przynajmniej częściowo, na niektóre z tych pytań, należałoby, moim zdaniem, lepiej przyjrzeć się wylotowi Jaka z Okęcia. Z tego momentu "kiedy był wylot". Przysłuchać się relacjom świadków.  
 
Wojciech Cegielski. Dziennikarz Polskiego Radia:
http://www.youtube.com/user/stanislaw10042010#p/u/43/Or5-0bnonmY   
Myśmy, mówię tu o grupie dziennikarzy, mieli lecieć tym samym samolotem, („co Prezydent” czy "co pozostali" - wtręt mój) ale ponieważ Kancelaria Prezydenta otrzymała bardzo dużo zgłoszeń od Rodzin Katyńskich, które chciały również polecieć samolotem, nie tylko pojechać tym pociągiem specjalnym, Kancelaria Prezydenta podjęła decyzję, że wszystkich dziennikarzy... Całą trzynastkę dziennikarzy, którzy byli w składzie delegacji z prezydentem Kaczyńskim, zostanie ta trzynastka przeniesiona do innego samolotu. Koniec końców dzisiaj o piątej rano wystartowaliśmy z lotniska Okęcie samolotem Jak-40. Wtedy, kiedy wchodziliśmy do tego samolotu TU-154M już, jak mówią piloci, grzało silniki. 
 
Jerzy Kubrak. Reporter dziennika „Fakt”: 
http://www.fakt.pl/Reporter-Fakt-pl-Czekalem-na-prezydenta,artykuly,6895...
O piątej rano, na dwie godziny przed wylotem prezydenckiego samolotu, siedziałem już w Jaku-40
 
Piotr Ferenc-Chudy. Dziennikarz Gazety Polskiej:
 „Jak przez mgłę” Gazeta Polska nr 15(872)/2010
Odbieram identyfikator. Oddaję paszport i około godziny piątej rano wsiadam na pokład samolotu jak. Prezydencki tupolew stoi tuż obok. Zapinam pasy. Samolot rozpoczyna kołowanie. Nagle się zatrzymuje. Okazuje się, że wysiadły silniki.
 
Paweł Świąder. Dziennikarz RMF24:
http://www.rmf24.pl/opinie/komentarze/pawel-swiader/news-pawel-swiader-b...  
Była sobota, blady świt, a właściwie jeszcze ciemno. Musiałem wstać o 3 rano, by przed 4 znaleźć się na lotnisku. Nasz samolot miał odlecieć o 5 rano. Rzadko mam okazję towarzyszyć Prezydentowi w czasie oficjalnych wizyt. Tym razem, na wyjazd do Katynia zgłosiłem się na ochotnika. Dopiero na Okęciu okazało się, że dziennikarze mają lecieć Jakiem, a dopiero godzinę po nas wystartuje Tupolew. OK - pomyślałem, widocznie zabrakło dla nas miejsca w "Tutce". Gdy wszyscy siedzieliśmy już wewnątrz Jaka okazało się, że jeden z silników nie chce się uruchomić. Pilot grzecznie przeprosił mówiąc, że musimy przenieść się do drugiego Jaka, który stoi obok. Ktoś zażartował: "Jest jeszcze trzeci?" "Tak" - odparł pilot. "Czeka w hangarze". Po przymusowej przesiadce wszystko poszło już zgodnie z planem. 
 
Jan Mróz. Dziennikarz TVN:
(relacja w filmie – „Poranek” - 1'33'') 
Na lotnisku byłem planowo. O czwartej. Z tym, że wylot nie odbył się o piątej, dlatego że samolot w którym siedzieliśmy, ten pierwszy Jak-40, uległ awarii. Musieliśmy zmienić, już na płycie lotniska samolot.Wsiedliśmy do stojącego obok, już przygotowanego do lotu Jaka-40. Drugiego egzemplarza.Wylecieliśmy około 5:20. 
 
Dlaczego takie zmiany i przesunięcia w ogóle nastąpiły, próbuje wytłumaczyć, tyle że na łamach rosyjskiej prasy, inny, lecący Jakiem-40/44 dziennikarz - 
  
Marcin Wojciechowski (http://www.svoboda.org/content/article/2034647.html):   
Kiedy przyjechaliśmy 10 kwietnia wcześnie rano na lotnisko, od razu nam powiedziano : polecicie innym samolotem – Jakiem-40, dlatego, że w samolocie prezydenckim nie ma już miejsca.Zwykle dziennikarze latają razem z prezydentem. Tu-154 jest dostatecznie dużym samolotem, w nim oprócz VIP-owskiego salonu jest ponad 100 miejsc dla zwykłych pasażerów. Ale tym razem, członków delegacji było bardzo wielu, dużo było gości, których zaprosił prezydent. I wielu z nich miało wieńce, które trzeba było gdzieś rozmieścić. Więc umieścili je w 20 rzędach w ogonie samolotu. Dlatego dyrektor administracji prezydenta, który zginał w tej katastrofie, zdecydował: „niech dziennikarze polecą innym samolotem.”  
 
Nie wieńce umieszczone w tupolewie są, moim zdaniem, w tej ostatniej wypowiedzi rzeczą najbardziej intrygującą, ale stwierdzenie, iż kiedy dziennikarze o czwartej rano pojawiają się na Okęciu, to dopiero wówczas „dyrektor administracji prezydenta” (czy chodzi tu o Władysława Stasiaka?) podejmuje decyzję o ich wylocie „innym samolotem” (niż tym, którym ma lecieć Prezydent?). Gdyby jednak zestawić tę wypowiedź z tym co mówi Świąder, że mieli wylecieć o piątej rano, towarzysząc głowie państwa, to nijak ma się to do „prezydenckiej tutki”. Ta przecież miała wylecieć najwcześniej o godzinie 6:30. Czyżby więc pierwotnie istniał taki plan, że Lech Kaczyński poleci z dziennikarzami Jakiem-40/45 o godzinie 5:00? Proszę też zwrócić uwagę na to, że przygotowane do lotu są dwa Jaki-40* (patrz przypis).  A ci dwaj dziennikarze wiedzą tylko tyle, że mają lecieć z Prezydentem. Moim zdaniem, z tych wypowiedzi wcale nie wynika, że mają lecieć „tutką”. O tym raczej tylko domniemywają.

 W każdym razie, w przypadku odlotu dziennikarzy, istotną rzeczą byłoby nie tylko ustalenie dokładnej godziny startu, ale i rozwiązanie problemu w ilości miejsc znajdujących się w obu przygotowanych do lotu Jakach-40. W tym pierwszym, którym pierwotnie mieli lecieć dziennikarze, (45-ka według komisji Millera) miało być miejsc pasażerskich dwadzieścia** (18+2 gdy się nie bierze pod uwagę kanapy w salonce usytuowanej bokiem do lotu, a przepisy zabraniają siedzenie na niej podczas startu i lądowania). Natomiast w Jaku nr 44, do którego się przesiadają, tylko szesnaście (14+2 też bez kanapy). Polecieć nim miało właśnie czternaście osób. 

Najbardziej jednak interesuje mnie odpowiedź na pytanie: czy ta czterdziestka piątka, w której ponoć wysiadł silnik rozruchowy (choć według Ferenca-Chudego samolot przecież „już kołował”), miała wystartować wypełniona tylko częściowo, czy też mieli nią, poza dziennikarzami, lecieć jeszcze jacyś inni pasażerowie? 

Raczej nie przypuszczam, że samolot mógł odlecieć z sześcioma pustymi fotelami. A jeśli, z kolei, nie miałby on lecieć bez kompletu pasażerów, to komu w takim razie mieli towarzyszyć dziennikarze? Czy nie miała to być na przykład jakaś grupka osób z bezpośredniego otoczenia Prezydenta („Delegacja i dziennikarze”)?  
Proszę jeszcze raz zwrócić uwagę na złożoną na gorąco (bo już 10 kwietnia 2010 roku) relację Wojciecha Cegielskiego, szczególnie na ten jej fragment: "Kancelaria Prezydenta podjęła decyzję, że wszystkich dziennikarzy... Całą trzynastkę dziennikarzy, którzy byli w składzie delegacji z prezydentem Kaczyńskim, zostanie ta trzynastka przeniesiona do innego samolotu" Czy więc pierwotnie, nie mogło być czasem takiego planu, aby Jakiem-40/45 leciał Prezydent, jego Małżonka, ochrona, (może jeszcze ktoś z Kancelarii), oraz dziennikarze?  ( Przypomnijmy - Paweł Świąder : "Nasz samolot miał odlecieć o 5 rano. Rzadko mam okazję towarzyszyć Prezydentowi w czasie oficjalnych wizyt".) Start tupolewa z Prezydentem o godzinie 5:00 rano mijałby się z celem. Samolot ten byłby przecież w Smoleńsku bardzo wcześnie, bo już po godzinie 6:00 (ósmej czasu rosyjskiego) – na około cztery godziny przed rozpoczęciem uroczystości. 
 
W wywiadzie, jakiego „Gazecie Polskiej” udzielił Jarosław Kaczyński, mówi on   (http://www.rodaknet.com/rp_art_4809_czytelnia_wywiad_jaroslaw.htm ): 
 
Katarzyna Gójska-Hejke / Tomasz Sakiewicz: Kiedy po raz ostatni widział Pan Brata? 
Jarosław Kaczyński: W szpitalu u Mamy. To było późnym wieczorem w piątek. Rozmawiał ze mną, z Mamą i z prezydenckim lekarzem, który następnego dnia także zginął. Ja również rozmawiałem z panem docentem Lubińskim. Pamiętam, że pytałem go nawet, jakim samolotem polecą do Smoleńska. Przez pewien czas byłem przekonany, że będzie to JAK, a nie tupolew.
 
To przekonanie Jarosława Kaczyńskiego także musiało przecież z czegoś wynikać.      
Poza tym, ta trzynastka dziennikarzy, która miała lecieć 45-tką, musiała zostać przesunięta do innego Jaka, jako „oddzielna grupa”, także na mocy jakiejś decyzji. Kto taką decyzję, i to tak szybko mógł podjąć? Moim zdaniem ktoś władny, znajdujący się na miejscu. Na Okęciu. Czy decyzję taką mógł podjąć pilot, albo któryś z wojskowych dyspozytorów obecnych na lotnisku? Chodzi tu przecież - pragnę na to zwrócić uwagę - nie tylko o samolot zapasowy****, ale i o samego „prezydenckiego Jaka”. A dysponentem lotu jest przecież Kancelaria Prezydenta. 

Porucznik Artur Wosztyl mówi o tym bezosobowo: 

Z uwagi na fakt, iż w wytypowanym do lotu samolocie nie udało się uruchomić silnika rozruchowego po trzeciej próbie w porozumieniu z dyżurnym ruchu lotniczego zmieniono samolot, który bez jakichkolwiek problemów uruchomił się i wykonano wylot.Ale przecież każda decyzja ma swojego decydenta.   

Zważmy również, że dziennikarze nie czekają na żadną dyspozycję. Przechodzą od razu z jednego samolotu do kolejnego. Czyli, że decyzja o przesiadce, zostaje podjęta natychmiast po „nieudanym odpaleniu” (nie jest, według mnie, w tym momencie istotne, dlaczego zostaje podjęta, ale słowo ”natychmiast”) Jaka-40/45. Czy konsultowano zatem tę zmianę „na telefon”, po poinformowaniu najpierw przez dowódcę samolotu - dyspozytora lotu, a ten poprzez swoich przełożonych – władnego urzędnika Prezydenckiej Kancelarii? I dopiero ten ostatni (być może po konsultacji) przekazał zwrotnie wiadomość? Szybkość działania świadczyłaby, moim zdaniem o tym, że dysponenci lotu musieli być na miejscu (proszę też spojrzeć wyżej na relację M. Wojciechowskiego wspominającego o decyzji „dyrektora administracji prezydenta”). 

 

A jeżeli tak było w istocie, to dlaczego byli oni tak wcześnie, skoro mieli lecieć dopiero Tupolewem o 7:00? Czy aby pierwotnie jakieś osoby z grupy prezydenckiej nie miały zatem podróżować wspólnie z dziennikarzami czterdziestką piątką (albo obydwoma Jakami)? Bo, przypomnę tu jeszcze raz - „obok” czterdziestki piątki - jak wspomina Jan Mróz - stał już przygotowany do lotu  „prezydencki Jak”?  
No i należałoby tu jeszcze wspomnieć relację
 
Gerarda Kwaśniewskiego (funkcjonariusza BOR pełniącego równocześnie funkcję kierowcy Ambasadora Jerzego Bahra) – http://polska.newsweek.pl/smolensk—nieznana-relacja-oficera-bor,68588,1,1.html: 
Była zmiana dwóch, trzech nazwisk. Wtedy właśnie dowiedziałem się, że choć na liście nie figurowała, na pokładzie była żona mojego dobrego kolegi, Agnieszka Węcławek(Agnieszka Pogrodka-Weclawek – przyp. mój). Miała lecieć jakiem, ale zamieniły się z koleżanką na Okęciu.  
  
Skoro funkcjonariuszka BOR „miała lecieć Jakiem”, znaczyć by to moim zdaniem musiało, że miała lecieć z jakimiś osobami, którym przysługiwała ochrona. Dziennikarzom ta się nie należała, więc żaden z funkcjonariusz BOR z nimi lecieć nie mógł.    
  
Stąd właśnie bierze się moje przypuszczenie, że Jakiem-40 (tym o numerze 045) miały, wraz z dziennikarzami lecieć pierwotnie jakieś osoby z Kancelarii Prezydenta, a może (pierwotnie) i sam Pan Prezydent. Skłaniają mnie do takiego przekonania cztery rzeczy, które tu podsumuję:
   
- szybka decyzja o „przemieszczeniu dziennikarzy” podjęta przez dysponenta lotu, 
- obecność na pokładzie „Woszytlowego Jaka” osoby z Kancelarii Prezydenta,
- słowa Gerarda Kwaśniewskiego o funkcjonariuszce BOR, która miała lecieć Jakiem, ale nim nie poleciała, 
- słowa Nikołaja Krasnokutskiego, który oznajmia: Jak-40 wylądował z tą Delegacją i dziennikarzami. 
 
Ponieważ na pokładzie Jaka-40/44 znalazły się te osoby, które tam się w końcu znalazły (dziennikarze), znaczyć by to, moim zdaniem mogło, że polska strona dokonała niespodziewanej „roszady” tuż przed wylotem, nie informując o tym Rosjan. Utwierdza mnie w tym nie tylko wpis Agnieszki Skieterskiej(http://okonabalkany.blox.pl/2010/04/Po-tragedii-w-Katyniu.html ): W czasie całej prezydentury Lecha Kaczyńskiego, wedle mojej wiedzy, media tylko raz leciały osobnym rządowym samolotem, właśnie w sobotę 10 kwietnia 2010 roku, ale także krzątanina rosyjskich kontrolerów na lotnisku „Siewiernyj” usiłujących za wszelką cenę ustalić, którym właściwie samolotem leci Prezydent Polski. 
 
Wszystko co działo się rano na „Okęciu” świadczyłoby, moim zdaniem, jeszcze o jednym. Otóż przed  świtem, 10 kwietnia 2010 roku, Prezydent i jego Kancelaria musieli mieć świadomość istnienia jakiegoś realnego zagrożenia ze strony Rosjan.
 
…............................................................................................................................................................ 
*Jeśli to nie jest błąd w zapisie, to o tym że mogła być wydana zgoda na lot Jaka-40/045 świadczyć może  -  (http://www.naszdziennik.pl/uploads/special/uzasadnienie.pdf ) Uzasadnienie umorzenia postępowania w sprawie o niedopełnienie obowiązków służbowych przez wysokich funkcjonariuszy publicznych (V Ds  32/11 str. 305): "Ostatecznie w dniu 8 kwietnia 2010 roku Grzegorz Cyganowski przekazał drogą elektroniczną do Szefostwa Służby Ruchu Lotniczego SZ RP i 36SPLT numery zgód na 10 kwietnia 2010 roku dla samolotów TU154M i Jaka-40. Zgoda na przelot dla samolotu TU-154M (nr rejestracyjny 101) miała numer 176 CD/10, a dla samolotu Jak-40 (nr rejestracyjny 045) numer 177 CD/10 - fotografia dokumentu na XL4.PL

** Różnica pomiędzy tymi dwoma samolotami miała polegać tylko na tym, że w 45-tce był dodatkowy rząd siedzeń w kabinie pasażerskiej (dodatkowe 4 miejsca),                                                                                                                              

*** Zdjęcie pochodzi z http://www.polot.net/?p=a210  

**** O ile Jak-40 z 16 miejscami może być samolotem zapasowy dla Tu-154M, z bez mała 100-ma.

 

 

http://radio.radiopomost.com/z-polski/3606-xix-piloci-i-dublerzy

 

 

 

XIX. Piloci i "Dublerzy"

Opublikowano: sobota, 15, listopad 2014 22:38 | vz | email | Odsłony: 262

Zamach 10 kwietnia 2010

image alt="Pietruczuk czy Protasiuk?" title="Kim jest ten pilot?" v:shapes="_x0000_i1028">

Do tej pory nie udało mi się w sposób jednoznaczny wykazać, że w dniu 10 kwietnia, z Polski do Smoleńska wyleciało więcej niż dwa samoloty. Spróbuję wobec tego  zastanowić się, czy mogło wylecieć więcej niż dwie załogi. Co na to mogłoby wskazywać? 

Jeśli chodzi o Jaki-40, to z relacji jednego z dziennikarzy wiemy, że rano na Okęciu tych było co najmniej trzy*. Dowódcą zaś drugiego Jaka-40, który ewentualnie mógł wylecieć z Okęcia, potencjalnie mógł być gen. Błasik – o czym z kolei wiemy z przedstawionej przez Polsat News rozmowy pomiędzy oficerami Centrum Operacji Powietrznych**, oraz wywiadu z wdową po generale Andrzeju Błasiku – Ewą Błasik.

Jak natomiast wygląda sprawa z rządowymi Tupolewami i ich ewentualnymi załogami? Czy 10 kwietnia 2010 roku mogły wylecieć dwie załogi Tupolewów?  

Biała czy czerwona ?


Istnieje fotografia z Okęcia, z godzin rannych 10 kwietnia 2010 roku, (zdjęcie powyżej), na której w powiększeniu widać, w drzwiach przy kokpicie postać pilota.Okęcie, poranek 10 kwietnia 2010 roku  - fotografia Wojciecha Seweryna. Udostępnilem za zgodą Pani Anny Seweryn - Wójtowicz (podziękowania).     

 

Biała czy czerwona ?

Zbliżenie postaci widocznej w drzwiach przy kokpicie z fotografii powyżej.  

Czy ta, widoczna powyżej sylwetka, mogła należeć kapitana Arkadiusza Protasiuka, albo kogoś z jego załogi? Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć. Porównując różne  fotografie doszedłem do wniosku, że z uwagi na wzrost, oraz postawę ciała mógłby to być kapitan Arkadiusz Protasiuk. 
 

Tylko czy aby na pewno?  

W każdym razie sylwetka ta absolutnie, moim zdaniem, nie pasuje ani do mjra Roberta Grzywny, ani do por. Artura Ziętka, ani tym bardziej do chorążego Andrzeja Michalaka. Gdyby natomiast szukać poza składem tego zespołu, to moim zdaniem najlepiej przystaje ona do kapitana (obecnie już majora) Grzegorza Pietruczuka***. 

Sprawa tego ostatniego pilota jest o tyle interesująca, że Pietruczuk miał ponoć lecieć Tupolewem do Smoleńska w dniu 7 kwietnia 2010 roku. Przewożąc na uroczystości premiera. 

http://m.se.pl/wydarzenia/kraj/co-rosjanie-naprawiali-w-tupolewie-remont...  
Jak dowiedział się „dziennik Gazeta Prawna”, o awariach opowiadał w prokuraturze kapitan Grzegorz Pietruczuk. Pilot, który prowadził Tu-154M (nr 101) podczas lotu Warszawa-Smoleńsk 7 kwietnia, gdy do Katynia leciał premier Donald Tusk.   

Tyle tylko, że w dniu 7 kwietnia 2010 roku, według innego źródła, z premierem mieli lecieć – jako pierwszy pilot - pułkownik Bartosz Stroiński, a jako drugi właśnie kapitan Arkadiusz Protasiuk.  
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,7764434,Kpt__Protasiuk__d...

Jeden z pilotów Tu 154, pułkownik Bartosz Stroiński, zaprzecza informacjom o niedostatecznej znajomości języków kapitana Protasiuka. On sam razem ze zmarłym pilotem leciał do Smoleńska trzy dni przed katastrofą, z premierem Donaldem Tuskiem. 

Sprawę tę zdaje się wyjaśniać Biała Księga Zespołu Parlamentarnego na stronie 138  (Załącznik nr 73) orka.sejm.gov.pl/ZespolSmolenskMedia.nsf/.../05-12%20dok%2013.doc : 
Miejsce zdarzenia: Warszawa, Smoleńsk, Czas zdarzenia: 7 kwietnia 2010 Ppłk B. S. (Bartosz Stroiński – przyp. mój) z 36 splt: „Na lot 7 kwietnia 2010 r. z VIP (…) samolotem Tu-154M/101 skład załogi był następujący (…) mjr P. II pilot, nawigator chor. G., technik pokładowy chor. K. i stewardessy pani M., pani Ż. i pani Z. oraz kpt. P. jako specjalista. (….) … obecność kpt. P., jako członka załogi w locie do Smoleńska z dnia 7 kwietnia 2010, podyktowana była, że jako specjalista osprzętu mógł nam pomóc w razie wystąpienia awarii (…)  

Ale tylko „zdaje się wyjaśniać”. Oto bowiem w „Zbrodni Smoleńskiej” na stronie 329 znajduje się taka oto informacja: 
W locie PLF-102, gdy tym samym samolotem 7 kwietnia leciał do Smoleńska premier Donald Tusk był w składzie załogi 1 specjalista kpt. inż. Jacek Poświata. ****  

Wydawałoby się więc, że skoro nijak nie można dociec, kto właściwie leciał Tupolewem do Smoleńska w dniu 07 kwietnia 2010, to tym bardziej nie można   będzie dojść, czy poza zespołem Arkadiusza Protasiuka udał się tam trzy dni później, również jakiś inny nieznany nam team.
 

Źródło: http://www.ipla.tv/Wiadomosci/5000668-Kwiecien-2011/5219118-Byla-zamiana...(materiał z blogu FYMa) 

Otóż niekoniecznie sprawa jest tak beznadziejna. Istnieje przecież plan lotu dla nr 101 na 10 kwietnia, według którego jego dowódcą miał być ppłk. Bartosz Stroiński. Powtórzę to jeszcze raz – dla lotu nr 101, czyli lotu z Prezydentem. Ppłk. Bartosz Stroiński miał być dowódcą załogi lecącej z Głową Państwa. Dlaczego miano by zmieniać skład załogi dla tego lotu, skoro CLARIS***** ten był aktualny jeszcze co najmniej 19 godzin przed startem (informacja z programu - http://www.ipla.tv/Wiadomosci/5000668-Kwiecien-2011/5219118-Byla-zamiana...)? Oznaczałoby to więc, moim zdaniem, że był to lot który „planowano na 8.30 (6:30 czasu polskiego - RM). Jednakże później do planu lotu wniesiono zmianę, czas wylotu przesunięto na 9.00 (7:00). Faktycznie, start z Warszawy wykonano o 9.27 (7:27)******”?  

Gdyby samolot z Prezydentem wyleciał, tak jak to było zaplanowane, o 6:30 (albo o 6:40, jak podała TVP INFO - 10 kwietnia o godzinie15:35 – http://www.youtube.com/watch?v=0uATj8KHWWk#t=40 , 40 sekunda nagrania) to mógłby pojawić się nad „Siewiernym” właśnie gdzieś koło 7:40. Wówczas, gdy miało tam dojść do „katastrofy” (patrz rozdział XVII). Ale przecież, aby mogło dojść do "katastrofy Tupolewa" o godzinie 7:40  w Smoleńsku, wcześniej musiałoby dojść do wylotu  z Warszawy gdzieś około 6:30

Poza tym nad "Siewiernym" miała pojawić się przecież zupełnie inna załoga niż zespół ppłk. Stroińskiego.  

Artur Wosztyl (http://rebelya.pl/post/2798/zeznania-por-wosztyla-mowi-do-nich-zeby-nie-sch): Około 20 do 30 minut przed katastrofą TU-154M usłyszeliśmy ich korespondencję radiową z kontrolą obszaru albo Mińsk lub Moskwy. Była to proceduralna korespondencja, która kierowała ich na lotnisko w Smoleńsku. Korespondencja była prowadzona w języku angielskim. Po jej zakończeniu swoją radiostacją wywołaliśmy kolegów z TU-154M, aby przeszli na częstotliwość od 1 do 5. Jest to częstotliwość 123,45 MHz , przeznaczona do luźnych rozmów między załogami samolotów. Wtedy w trakcie tego połączenia przekazałem drugiemu pilotowi TU – 154M kpt. Robertowi Grzywnie następującą informację cyt. „robi się tu cipa, widzialność spadła do 400 metrów, a podstawy obniżyły się grubo poniżej 50 metrów.” Przekazując mu te informacje podałem mu aktualne najgorsze wyniki panujące nad lotniskiem. W tej chwili, a wtedy o tym nie myślałem, nie podałem mu informacji, że jest to mgła w płatach. W tym miejscu pragnę zeznać, że nawigator TU – 154M por. Artur Ziętek prowadził rozmowę radiową z kontrolerem prawdopodobnie wieży w Smoleńsku*******, gdzie kontroler zapytał się o pozostałość paliwa i zaplanowane lotniska zapasowe. Ponadto informował, o trudnych warunkach pogodowych i w przypadku pierwszego niedanego podejścia do lądowania proponował odejście na lotnisko zapasowe.  

Remigiusz Muś (http://rebelya.pl/post/2789/rebelya-ujawnia-pena-wersja-zeznan-remigiusz...):
Kontroler poinformował ich, aby byli przygotowani na odejście na drugi krąg z wysokości 50 metrów. W międzyczasie mój dowódca załogi przekazał dowódcy załogi tupolewa na tej samej częstotliwości, że naprawdę się pogarsza pogoda i raz widać na 300, a raz 500 metrów. Wyszliśmy z samolotu wypatrywać tupolewa. Pogoda, widoczność pogorszyła się ponownie. Wróciłem do samolotu i nadałem przez radiostację „Arek teraz widać już 200”, odpowiedział „Dzięki”. 
 
Według pilotów Jaka-40/044 rozpoznali oni w składzie nadlatującej załogi – Roberta Grzywnę, Artura Ziętka i Arkadiusza Protasiuka („Arek”, to według mnie bardziej Arkadiusz, nie Artur). W każdym bądź razie nie byli to na pewno ani „Bartosz”, ani „Grzegorz”, choć w wersji stenogramowej CVR-1 sporządzonej przez MAK pojawia się jakiś „Bartek” przecież: 

8:29:47,9-8:29:48,7 Pierwszy Pilot: Kto tam jest?
8:29:51,0-8:29:51,9 Drugi Pilot: U ciebie też?
8:29:53,5-8:29:57,6 AA: (niezrozumiale)
8:29:57,4-8:29:58,2 Pierwszy Pilot: Tak, Artku/Bartku?

Symptomatyczne są również słowa Bartosza Stroińskiego, który miał kiedyś opowiadać jak doszło do założenia fundacji „Tutka” (http://www.polskatimes.pl/artykul/774017,politycy-kloca-sie-o-katastrofe...): 

Kiedyś po jednej z mszy po katastrofie wyszliśmy z moją żoną, a ona mówi: »Miałam wielkie szczęście, bo ty wróciłeś i jesteś ze mną«.

…......................................................................................................
* Relacja Pawła Świądra – dziennikarza RMF24   (http://www.rmf24.pl/opinie/komentarze/pawel-swiader/news-pawel-swiader-b...): Gdy wszyscy siedzieliśmy już wewnątrz Jaka okazało się, że jeden z silników nie chce się uruchomić. Pilot grzecznie przeprosił mówiąc, że musimy przenieść się do drugiego Jaka, który stoi obok. Ktoś zażartował: "Jest jeszcze trzeci?" "Tak" - odparł pilot. "Czeka w hangarze". 

** Rozmowa oficerów Centrum Operacji Powietrznych (PolsatNews  - program z dnia 03.04.2011 o godzinie 6:42). Przeczytasz o tym w rozdziale XV – „Samolot którego nie było”.  

*** Niezależnie ode mnie, do podobnego wniosku doszedł dr Paweł Przywara, któremu przesłałem tę fotografię z Okęcia.  

**** Niezależnie jednak od tego, kto był tym lecącym 7 kwietnia specjalistą - gdyby w dniu 10 kwietnia 2010 roku obydwie Tutki znajdować się miały o świcie w Polsce, wylot Pietruczuka do Samary w dniu 7 kwietnia, moim zdaniem, mijałaby się z celem. Teoria „dwóch tutek obecnych w Polsce dnia 10 kwietnia 10 roku, nie jest znów tak zupełnie „odjechana”, zważywszy na wymianę zdań jaka miała miejsce w Sejmie w dniu 4 sierpnia 2010 roku, przed Komisją Sprawiedliwości i Praw Człowiekahttp://orka.sejm.gov.pl/Biuletyn.nsf/0/CE326E57AE873DB8C125778C00232154  
Ireneusz Szeląg: (Szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej) 
 -(...) Tak, ale między 7 a 10 kwietnia ten sam samolot po oblocie komisyjnym o statusie HEAD wykonywał inne loty o statusie HEAD.  
Ryszard Kalisz (Przewodniczący KSiPC) :
 - Jakie inne loty? Mógłby pan powiedzieć?  
Ireneusz Szeląg:
- Warszawa-Praga-Warszawa,Warszawa-Wilno-Warszawa. Ja mówiłem o tym szczegółowo wcześniej.

Przypomnijmy sobie, że 08 kwietnia 2010 roku Tu-154M  był w Czeskiej Pradze z premierem Tuskiem. Czy mógł w tym dniu obsłużyć dwa loty? Bo wizyta Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Wilnie też miała mieć miejsce dnia  08.04.2010 roku. 

***** CLARIS – oficjalny dokument dotyczący zgody na wykonanie lotu statku powietrznego w przestrzeni powietrznej innego kraju.

****** Raport MAK str. 16-17 

******* Korespondencję z wieżą miał zgodnie ze stenogramami CVR-1 (zapisem czarnych skrzynek samolotu) prowadzić major Arkadiusz Protasiuk, natomiast kapitan Artur Wosztyl mówi tu wyraźnie o poruczniku Arturze Ziętku.

 

Kontakt

Opublikowano: czwartek, 09, maj 2013 20:37 | Super User | email | Odsłony: 5673

Jeżeli ktoś z Państwa zainteresowany byłby współpracą z naszym radiem, czy tez reklamą albo ogłoszeniem, zapraszamy do kontaku e-mail: radio@radiopomost.com

 

http://radio.radiopomost.com/z-polski/2460-smolensk-2010-asia-asia-rozwiazanie-zagadki-hipoteza

 

SMOLENSK 2010 –„ASIA, ASIA!” rozwiązanie zagadki – hipoteza

Opublikowano: sobota, 14, grudzień 2013 01:12 | vz | image' alt=Email v:shapes="_x0000_i1036"> | Odsłony: 736

Tytułowe słowa „Asia, Asia” wypowiedziała żona śp. Posła na Sejm RP Lecha Deptuły, Joanna Krasowska Deptuła, zeznając w Prokuraturze na temat rozmowy telefonicznej pochodzącej od jej męża, który zginął w katastrofie smoleńskiej,odsłuchanej w dniu 10.04.2010 roku, pomiędzy godziną 9:00 a 9:30 , z poczty elektronicznej .Oraz zydowski slad!!.

Tak o tej sprawie pisał „Wprost”:

„Wdowa po pośle PSL Joanna Krasowska-Deptuła zeznała, że mąż dzwonił do niej w momencie wypadku. Kobieta nie odebrała i po telefonie zostało nagranie na jej poczcie głosowej. – Między godziną 9 a 9.30 na mój telefon przyszła poczta głosowa, na której było zarejestrowane nagranie głosu mojego męża, który krzyczał: “Asia, Asia”. W tle słychać było trzaski, a właściwie to głos mojego męża był w tle. Słychać było też głosy ludzi, jakby głos tłumu. Nie rozpoznałam słów, był to krzyk ludzi. Nagranie trwało 2-3 sekundy. Trzaski były krótkie, ostre dźwięki. Tak jakby łamał się wafel lub plastik plus dźwięk przypominający hałas wiatru w słuchawce telefonu – zeznała Krasowska-Deptuła, która odsłuchała tę wiadomość dopiero, gdy usłyszała o katastrofie w telewizji. Potem nagranie się skasowało. Dzień później kobieta poinformowała o wszystkim Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która miała odnaleźć nagranie i je zbadać.”

http://www.wprost.pl/ar/215848/Asia-Asia-Ostatnie-slowa-z-pokladu-Tu-154/

Z badania tego nagrania funkcjonariusz sporządził notatkę:

NOTATKA URZĘDOWA

W dn. dzisiejszym w toku działań służbowych zapoznałem się z wydrukiem z systemu poczty głosowej dla numeru xxxxxxxxx użytkowanego przez Joannę Krasowską-Deptuła – żonę zmarłego w katastrofie samolotu Tu- 154 Posła na Sejm RP Lecha Deptuły.

Z przedmiotowego raportu wynika, iż wiadomości otrzymana prawdopodobnie w dniu 10.04.2010 r. o godzinie 9:46:51 została bezpowrotnie skasowana tego samego dnia o godz. 11:01:03. Widomość trwała 15.5 sekundy ale odsłuchane zostało tylko 7 sekund.

Mają na uwadze ok. godzinne przesunięcie pomiędzy prawdopodobnym czasem katastrofy a czasem nagrania wiadomości należy przyjąć za prawdopodobne następujące hipotezy:

- nagranie nie pochodzi z telefonu Posła Lecha Deptuły

- nagranie pochodzi z telefonu Posła Lecha Deptuły ale nastąpiło już po katastrofie poprzez przypadkowe wybranie np. ostatniego wybieranego numeru w trakcie akcji ratowniczej poprzez nadeptanie na leżący telefon lub wybranie połączenia, które znalazły telefon.

- godzina w systemie operatora jest nieprawidłowo ustawiona.”

Oto link do źródła :

http://freeyourmind.salon24.pl/550881,loty-do-katynia#comment_8468625

Czytając ten protokół i konfrontując go z moją hipotezą maskirowki i inscenizacji katastrofy na Siewiernym, zwróciłem uwagę na na ostatnią z hipotez , wymienioną przez funkcjonariusza , a dotyczącą tej rozmowy:

„- godzina w systemie operatora jest nieprawidłowo ustawiona.”

I to moim zdaniem jest hipoteza, która jest zgodna ze stanem faktycznym, który jest opisany w mojej hipotezie.

Czytelnicy, którzy zapoznali się z moją hipotezą maskirowki i inscenizacji katastrofy na Siewiernym wiedzą, że fundamentem mojej hipotezy jest fakt manipulacji, w dniach wizyt Premiera Tuska 7.04.2010 roku i śp. Prezydenta L. Kaczyńskiego w Katyniu w dniu 10.04.2010 roku, czasem lokalnym w Polsce i w Rosji.

Manipulacja dotyczyła przekazów medialnych i ustawienia czasu lokalnego przez operatorów telefonii komórkowej. Media elektroniczne relacjonowały wydarzenia w Katyniu i w Smoleńsku wg formuły „na żywo +1” (taką formułę posiadał kiedyś np. jeden z kanałów TVN.)

http://pl.wikipedia.org/wiki/TVN#TVN.2B1

W świetle prawa unijnego , jest to zgodne z dyrektywą :

Stanowisko z 26 lutego 2013 roku

Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji

w sprawie klasyfikacji usług pay-per-view – w świetle dyrektywy o audiowizualnych usługach medialnych

Mając świadomość, że po zakończeniu procesu transpozycji dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady 2010/13/UE z dnia 10 marca 2010 r. w sprawie koordynacji niektórych przepisów ustawowych, wykonawczych i administracyjnych państw członkowskich dotyczących świadczenia audiowizualnych usług medialnych (Dz. U. L 95 z 15.4.2010) [dalej określanej
jako ”dyrektywa”] do ustawy z dnia 29 grudnia 1992 r. o radiofonii i telewizji (Dz. U. z 2011 r. Nr 43, poz. 226, z późn. zm.) [dalej określanej jako „ustawa”], powstać mogą wśród usługodawców wątpliwości do kwalifikacji prawnej nowych rodzajów usług medialnych, takich jak usługa pay per view [dalej określana także jako „PPV”], Krajowa Rada przedstawia następujące stanowisko interpretacyjne w przedmiotowej sprawie.

…………………………………………………………………………………………….

Art. 14 ust. 1 dyrektywy określa w tym celu iż: „Każde państwo członkowskie może podjąć środki zgodne z prawem unijnym w celu zapewnienia, by nadawcy podlegający jego jurysdykcji, którzy na prawach wyłączności rozpowszechniają wydarzenia uznawane przez to państwo członkowskie za wydarzenia o zasadniczym znaczeniu społecznym, nie rozpowszechniali ich w sposób pozbawiający zasadniczą część odbiorców w tym państwie możliwości oglądania tych wydarzeń w ogólnodostępnej telewizji w przekazie na żywo lub z opóźnieniem. (…)”

………………………………………………………………………………………………………………………………………………..

https://www.google.pl/search?q=SDTVN+%2B1&ie=utf-8&oe=utf-8&rls=org.mozilla:pl:official&client=firefox-a&gws_rd=cr&ei=svCmUuLeGOOs4ATpqoGIDA#q=Przekaz+telewizyjny+%22na+%C5%BCywo%22+z+op%C3%B3%C5%BAnieniem+&rls=org.mozilla:pl:official

Inną sprawą jest fakt, że prawo stacji telewizyjnych do realizacji przekazu i relacji wydarzeń ważnych dla społeczeństwa „z opóźnieniem” na podstawie przywołanego Art. 14 ust. 1 dyrektywy , realizowano niezgodnie z prawem obywateli do otrzymywania rzetelnych i obiektywnych informacji, szczególnie pochodzących z mediów publicznych(pełniących ustawową misję publiczną) jaką jest stacja TVP Info, która była wyłącznym dysponentem sygnału telewizyjnego z uroczystości państwowej z udziałem najwyższych osób w państwie, czyli śp. Prezydenta L. Kaczyńskiego i zaproszonych przez niego gości i w celu wprowadzenia w błąd opinii publicznej i władz Rzeczypospolitej o prawdziwym przebiegu i charakterze dziejących się w tym dniu wydarzeń, które dokumenty oficjalne określają jako katastrofę samolotu TU154M nr 101 na lotnisku Siewiernyj w Smoleńsku.

Analizując to, co ujawnia notatka urzędowa sporządzona na okoliczność odnalezienia zapisu rozpatrywanej rozmowy telefonicznej i badania przez funkcjonariusza ABW, postawmy pytanie, czy ta hipoteza wskazana przeze mnie, a zawarta w notatce urzędowej ABW, w wykazie alternatywnych hipotez dotyczących tej rozmowy , jest hipotezą najbardziej prawdopodobną. Zarejestrowany przez operatora telefonii komórkowej czas rozmowy to 9:46:51, a żona śp. Lecha Deptuły odsłuchała ją pomiędzy 9:00 a 9:30 .

Jeśli śp. Lech Deptuła dzwonił z Rosji, ze strefy czasowej moskiewskiej(Moscow Time-MSK), to zgodnie z urzędowym czasem w tym dniu(czasem letnim UTC/GMT +4) powinno to być o 5:46:51 UTC/GMT, czyli o 7:46:51 czasu polskiego letniego(UTC/GMT+2)

Jeżeli w tym czasie , czas w systemie operatorów telefonii komórkowej, ustawiony był na czas zimowy w moskiewskiej strefie czasowej(UTC/GMT+3), a tak przyjmuje moja hipoteza maskirowki, to czas rozmowy 9:46:51 przeliczony na czas uniwersalny to 6:46:51 UTC/GMT , a przeliczony na czas polski letni wyniesie 8:46:51 (UTC/GMT +2) czyli 5 minut i 46 sekund po czasie podawanym jako oficjalna godzina zdarzenia na Siewiernym.

A teraz przeliczmy to samo co powyżej, ale uwzględniając, ze i Polsce czas operatora telefonii komórkowej był ustawiony na czas zimowy, to godzina odsłuchania tej rozmowy przez żonę śp. Posła Lecha Deptułę jako pomiędzy 9:00 a 9:30 oznaczałaby wg czasu UTC/GMT godzinę pomiędzy 8:00 a 8;30 , czyli pomiędzy 10:00 a 10:30 czasu polskiego letniego, oficjalnie i urzędowo obowiązującego wtedy w Polsce.

Funkcjonariusz ABW w notatce , nie zdecydował , która z przedstawionych przez niego hipotez jest prawdziwa, natomiast ja, posiłkując się innymi poszlakami, optuję za hipotezą z manipulacją czasem lokalnym przez operatorów telefonii komórkowej, określoną w notatce jako:

„- godzina w systemie operatora jest nieprawidłowo ustawiona”

W mojej hipotezie zakładam, że na Siewiernym nie było katastrofy TU154M nr 101 z Prezydentem na pokładzie, a odbyła się tam inscenizacja katastrofy na żywo, z udziałem samolotu dublera TU154M nr 102, podchodzącego do lotniska od wschodu z kursem 259, który jako drugi samolot przewoził z Warszawy do Smoleńska część delegacji( i zapewne wieńce), wystartował około 5:40, a lądował na Siewiernym o 6:50 (UTC +2). Czas inscenizacji to około 8:18(UTC+2), mniej więcej w tym czasie , gdy do lotniska Siewiernyj podchodził TU154M nr 101 ze śp. Prezydentem L.Kaczyńskim i resztą delegacji na pokładzie, od strony zachodniej z kursem 79.

Samolot ten wykonał zejście do wysokości decyzji i po uznaniu, ze warunków do lądowania nie ma, odszedł na drugi krąg i został skierowany na nieznane lotnisko zapasowe, gdzie musiał wylądować, bo jak zakłada moja hipoteza, to TU154M nr 101 powrócił do Polski z Rosji w dniu 21.09.2010 roku..

Przerażenie w głosie śp. Posła Deptuły oraz towarzyszące temu odgłosy wskazują, że to były odgłosy czegoś, co może się wiązać z czasem śmierci Posła L. Deptuły(połączenie trwało 15.5 sekundy), bo dalszego ciągu rozmowy nie było.

Spróbujmy zatem policzyć, jaki odcinek czasowy dzieli godzinę startu z Okęcia do momentu tej rozmowy:

Start 7:21, godzina rozmowy 8:46:51, czyli 1h25 minut i 51 sekund, czyli 85minut i 51 sekund.

Wg Michała Makowieckiego z firmy FDS OPS opracowującejplany lotów, czas lotu TU154M nr 101 z Warszawy do Smoleńska, wynosi 62 minuty(informacja podana w rozmowie z DP Gazeta Prawna), czyli podejście na lotnisku Siewiernyj do wysokości decyzji mógł wykonywać około 8:23 czasu polskiego letniego( w tym czasie odbywała się rozmowa Braci, gwałtownie przerwana o godzinie 8:23:33.

Zapytajmy więc, gdzie mógł dolecieć w czasie pomiędzy 8:23 a 8:46:51(czas rozmowy telefoniczne Posła Deptuły). Wydaje się, ze niedaleko, bo zakładam, że zarówno w odcinku czasowym długości lotu jak i w odcinku czasowym dzielącym te dwa zdarzenia(zejście do wysokości decyzji na Siewiernym i lądowanie, mieści się ewentualny błąd wynikający z tego, ze Makowiecki zakładał czas lotu zgodnie z planem na pułapie FL270, a faktycznie lot odbywał się na pułapie FL330, co mogło skrócić czas lotu z Warszawy do Smoleńska o kilka minut od zakładanych 62 minut w planie lotu.

Gdzie mógł wylądować TU154M nr 101 po około 30 minutach lotu z Siewiernego?

A jak wygląda rozwiązanie zagadki z godziną skasowania rozmowy?    Żona Deptuły zeznała, ze odsłuchiwała  rozmowę z poczty głosowej pomiędzy 9:00 a 9:30, więc mogła zakończyć odsłuch o 9:01:03 czasu zimowego polskiego(UTC/GMT +1), czyli 8:01:03 UTC/GMT, a czas operatora był zimowy rosyjski UTC/GMT+3, czyli 11:01:0

 

Od ponad trzech lat sprawa katastrofy w Smoleńsku nie została wyjaśniona. Pojawiają się wciąż nowe fakty, sugestie, domysły. Najprawdopodobniej wszystko w sprawie tej katastrofy jest wiadome, bo z pewnością szpiegowskie satelity zrobiły zdjęcia, sekunda po sekundzie, całego zdarzenia. Poza tym NSA śledzi dziennie położenia 5 miliardów telefonów komórkowych na całym świecie (link). Czyli praktycznie wszystkich telefonów komórkowych świata. Niewątpliwie polskie służby specjalne śledzą położenia co najmniej wszystkich polskich telefonów komórkowych włącznie z prezydenckim. Czyli wiadomo czy telefony komórkowe delegacji do Smoleńska poleciały i spadły wszystkie tam, gdzie jest oficialne miejsce katastrofy, czy poleciały w inne miejsce, czy może rozdzieliły się w miedzyczasie i każdy poleciał w swoja stronę. Ci co to maja wiedzieć, to wiedzą.

katastofa smoleńska

My maluczcy skazani jesteśmy na domysły. Oczywiście oficjalne wyjaśnienie mówi, że samolot uległ katastrofie z winy złego stanu technicznego maszyny, złej pogody i błąd pilotów, bo zbyt nisko zeszli, zahaczyli skrzydłem o brzozę, która, wg Chrisa Ciszewskiego była ścięta 5 dni wcześniej (link), samolot wykonał salto z piruetem i upadł podwoziem do góry na ziemię zabijając wszystkich pasażerów i całą załogę. Koncepcja współistnienia tych trzech przyczyn wypadku jest dość powszechna w tamtym rejonie geograficznym, ponieważ po katastrofie samolotu Boeing 737-500 linii Tatarstan w której również zginęli wszyscy pasażerowie, włączając w to syna prezydenta i szef FSB Tatarstanu, od razu w artykule na Onecie pojawiła się sugestia: „Rzecznik Komitetu Śledczego FR Władimir Markin poinformował, że śledczy rozważają różne wersji przyczyn katastrofy, jak błąd w pilotowaniu, usterka techniczna i niekorzystne warunki pogodowe” (link). Można się tylko domyślać, tworząc teorie spiskowe, że katastrofa Boeing 737-500 była ostrzeżeniem dla prezydenta Tatarstanu, który to ostrzeżenie w mig pojął, bo jeszcze żyje.

Jeżeli oficialne wyjaśnienie katastrofy w Smoleńsku wydaje się wątpliwe, więc jesteśmy skazani na snucie teorii spiskowych. Obecnie królują dwie hipotezy: pierwsza – wybuchu w samolocie, rozpadająca się na podhipotezy, że wybuch nastąpił w powietrzu lub na ziemi i druga hipoteza – maskirowki, czyli podmianki, mówiąca, że w Smoleńsku rozrzucono resztki innego samolotu, a uprowadzonych dostojników państwowych i załogę samolotu zgładzono w innym miejscu. Obie te hipotezy sprowadzają się w zasadzie do tego, że ktoś celowo zamordował nawyższych dostojników państwa polskiego. Jak tam było tak tam było, jakoś tam było, ale sprawą nierozwiązaną pozostaje, kto mógłby zostać zleceniodawcą takiego zamachu. Pominę tu taką hipotezę roboczą jak ta, że ktoś z uczestników delegacji robił jakieś nielegalne interesy z gangsterami i nie wywiązywał się ze swoich zobowiązań, więc gangsterzy zlikwidowali go wraz z całą polską delegacją pokazując tym samym innym sowim nierzetelnym partnerom biznesowym, że są w stanie dopaść każdego i wszędzie, nawet w prezydenckim samolocie. Pominę również inną hipotezę spiskową, że w tym czasie była wojna mafijna między bandami ciągnącymi pieniądze z Niemiec lub Rosji, a przeciwstawiajacej im się bandzie ciągnącej szmal z USA. Łatwo zauważyć, że w katastrofie zginęli naważniejsi proamerykańscy politycy i wojskowi i jak widać w obecnej polityce opcja proamerykańska praktycznie nie istnieje. Jarosław Kaczyński – TW „Balbina” (link), został „cudownie” ocalony z katastrofy prawdpodobnie przez swoich mocodawców, gdyż uznali go za zbyt ważnego agenta wpływu. Tylko kto jest jego mocodawcą? (być może, to co piszę jest zbyt daleko idącym domysłem, a pan Jarosław miał zwyczajnie szczęście). Równocześnie mafia organizująca zamach pokazała, że żaden Polak nie jest bezpieczny, nawet prezydent, co z pewnością wpłynęło na polityków niezdecydowanych. Tych hipotez roboczych nie bedę tu rozwijał, nie z powodu ich nieprawdopodobieństwa, ale dlatego, że nie mam nic więcej do napisania w tym temacie.

Antoni Macierewicz swym nieubłaganym palcem wskazuje na Rosjan jako winowajców. To wszystko być może, ale Janusz Korwin Mikke i Stanisław Michalkiewicz w swoich atykułach i wideoblogach bardzo logicznie wykazali, że Rosjanie nie mieli w tym żadnego interesu. I to jeszcze robić zamach na własnej ziemi. Więc kto? Janusz Korwin Mikke, oczywiście nie wierzy w zamach tylko w wypadek, ale w jednym ze swych wideoblogów (

target=”_blank”>link) odniósł się do hipotezy zamachu i powiedział „Is fecit, cui prodest” co się tłumaczy „Ten uczynił, komu przyniosło korzyść” i wymienia tu na pierwszym miejscu PiS (bez Jarosława Kaczyńskiego), a na drugim – ludzi z Wojskowych Służb Informacyjnych. Zgrabnie dowiódł, dlaczego ich podejrzewa. No dobrze, ale w przypadku zamachu, a w szczególności w przypadku maskirowki, w akcję musiało być zaangażowanych wiele osób. Więc istniałoby dość duże ryzyko, że ktoś by się wygadał, jak nie przymierzając jakiś Snowden i nic by tu nie pomógł seryjny samobójca. Ciekawe również, że nik nie podajrzewa Al-Kaidy, a przecież nasi dzielni wojacy stabilizowali Irak, stabilizują Afganistan i szykują się, wraz z bratnim Izraelem, do stabilizacji Iranu (link), więc Al-Kaida jest logicznym, potencjalnym winowajcą.

Więc jeśli nie oni, to kto? Wiadomo, że całemu złu na Ziemi są winni Żydzi, masoni i cykliści. Idąc za sentencją rzymską is fecit, cui prodest cyklistów możemy raczej z góry odrzucić, gdyż za prezydentury Lecha Kaczyńskiego przybywało ścieżek rowerowych i całe kwartały miast były wyłączane z ruchu samochodwego na rzecz rowerzystów i pieszych. Poza tym cykliści są tak niezorganizowaną grupą, że na kawę nie potrafią się umówić, a co dopiero przeprowadzić zamach. I do tego są jeszcze gadatliwi. Co do masonów, to nie jestem pewien czy nie maczali w zamachu swoich brudnych rąk, ale nie mam żadnych przesłanek, żeby ich podejrzewać. Pozostają więc Żydzi. Nie myślę tu o takich Żydach jak Icek Szalew mający swój sklep z pamiątkami w Jerozolimie, którego głównym zmartwieniem jest liczba kupujących turystów i opłacenie rachunków, czy Sara Silverberg mająca kancelarię adwokacką w Waszyngtonie i nie zajmująca się czymś więcej niż rozwody sfrustrowanych par gejów. Powyższa para Żydów spraw wielkiego świata czy religii nie ma raczej głęboko w sercu. Chodzi mi raczej o reprezentantów takich organizacji jak Światowy Kongres Żydów, Amerykański Kongres Żydowski, Liga Przeciw Zniesławieniu, Światowa Żydowska Organizacja do Spraw Zwrotu Mienia, Agencja Żydowska na rzecz Izraela czy władze państwa Izrael, czyli ogólnie mówiąc organizacje „przemysłu Holokaustu” jak je nazwał Norman Finkelstein (link). Oni już mają w Polsce interes. Portal bibula.com pisze (link):

“Ellie Wiesel rozgłasza po świecie: “Na tej ziemi skażonej i przeklętej żyją Polacy. A ci, którzy żyją na ziemi skażonej i przeklętej sami są skażeni i przeklęci.(…) Nie jest to zwykły przypadek, że obozy największej zagłady powstały u nich, w Polsce, a nie gdzie indziej”. “Więcej niż 3 mln Żydów zginęło w Polsce i Polacy nie będą spadkobiercami polskich Żydów. Nigdy na to nie zezwolimy. (…) Jeżeli Polska nie zaspokoi żydowskich żądań, będzie publicznie poniżana i atakowana na forum międzynarodowym” – to Israel Singer z 19 kwietnia 1996 r. na Światowym Kongresie Żydów.”

Może i te organizacje chciałyby wyszarpać jakąś kasę z Polski, ale kiedy, czyimi rękami i czy akurat Lech Kaczyński im w tym przeszkadzał?

Moje podejrzenia co do możliwości penetracji Polski przez tajne służby izraelskie wzmaga fakt, który podał portal polskieradio.pl w dniu 23.06.2012, że honorowe obywatelstwo Polski otrzymał w tajemnicy były szef izraelskiej centrali wywiadowczej – Mossad, Meir Dagan (link).

Portal ten pisze:

”Portal “Walla” podkreśla, że nie wiadomo właściwie, za jakie zasługi Meir Dagan otrzymał honorowe obywatelstwo Polski. Dagan był szefem Mossadu do końca 2009 roku. Dotychczas uważano, że zajmował się głównie działaniami mającymi na celu opóźnienie realizacji programu atomowego w Iranie. Wiadomo też, że jest zwolennikiem tzw. wojny cybernetycznej i innego rodzaju tajnych operacji,”.

Dlaczego w tajemnicy nadano mu honorowe obywatelstwo Polski? Czyż nie powinniśmy się wszyscy cieszyć, że funkcjonariusz bratniego Izraela otrzymał honorowe obywatelstwo Polski? Co on takiego dokonał i dla jakiej grupy w Polsce, że trzeba to było trzymać w tajemnicy? Coś takiego od razu skłania do niecnych podejrzeń.

O obecności rozwiniętaj siatki Mossadu w Polsce mówi w swoich wideoblogach Grzegorz Braun (link). Pośrednio potwierdza to Peter Schweizer amerykański historyk pracujący w Instytucie Hoovera w swojej książce “Victory czyli Zwycięstwo” (link):

”W siedzibie Mossadu Casey spotkał się z generałem Hoffi, szefem wywiadu izraelskiego. (…)

Poruszył temat  Polski. Usiłował odbudować amerykański wywiad za granicą. Posiadał pewne źródła w Polsce, ale nie miał dostępu do opozycji. „Czy można wykorzystać wasza kanał?” – spytał Hoffiego. Jego gospodarz skinął  potakująco głową. W zamian za pomoc finansową Casey zyska dostęp do siatki Mossada. Uścisnęli sobie dłonie. Interes został ubity.”

Czyli jak z tego wynika Mossad już za komuny miał rozbudowana siatkę w Polsce, chociaż nie wiadomo, czy Hoffi nie blefował w celu wyciągnięcia kasy od naiwnych amerykańskich gojów, bo dalej Scheizer pisze:

”Źródła wywiadu izraelskiego nie przekazały jeszcze  żadnych istotnych informacji z Polski. Caseyowi ogromnie zależało na uzyskaniu kontaktu z „Solidarnością”.”

Ale można założyć, że za pieniądze amerykańskie Mossad pracował nad rozbudową siatki szpiegowskiej i do dzisiaj ma ją już całkiem okazałą?

Warszawie ale zastanówmy się dlaczego organizacje „przemysłu holokaustu” miałyby to robić? Otóż według Finkelsteina i „przyjaciela Polski i Polaków” Szewacha Weissa roszczenia żydowskie wobec Polski szacowane są na 60-65 mld dolarów. Norman Finkelstein tak przedstawia sytuację pokrzywdzonych Żydów w rozmowie z Janem Fijorem (link):

„- Czy Pan, Pańska rodzina, rościcie sobie pretensje do majątku pozostawionego w Polsce?

- Absolutnie nie…

- Dlaczego? Przecież to był wasz legalny majątek, Pan byłby jego spadkobiercą… Nieruchomość w centrum Warszawy to dzisiaj duże pieniądze.

- Takie roszczenia nie mają sensu. Większość majątku należącego niegdyś do mojej rodziny uległa w czasie wojny zniszczeniu. Wprawdzie po wojnie został on częściowo odtworzony, lecz myśmy w tej restauracji nie brali udziału. Trudno więc ocenić nasz rzeczywisty w nim udział. Nie płaciliśmy podatków, nie konserwowaliśmy tego majątku… Sprawa uległa przedawnieniu…

- To jest słaby argument. Władza ludowa wam majątek skonfiskowała, więc o zaległościach podatkowych nie ma mowy. Co prawda zaraz po upaństwowieniu, po konfiskacie majątku, należało decyzję komunistów zaskarżyć w sądzie, ale nawet gdybyście polski rząd wzięli do sądu, to i tak własność nie zostałaby wam przywrócona… W takiej sytuacji trudno mówić także o przedawnieniu. Moim zdaniem, nawet średnio zdolny adwokat jest w stanie udowodnić pańskie prawo do roszczeń majątkowych wobec władz Polski…

- Ale ja tego nie chcę. Nie tylko ja, znakomita większość ofiar holokaustu nie zamierza ani doprowadzać Polski do gospodarczej ruiny, ani tym bardziej pozbawiać polskie dzieci przedszkoli, szkół czy parków? Bo do tego sprowadziłaby się restytucja naszego mienia.

- Skoro tak, na jakiej podstawie Światowy Kongres Żydowski (WJC) skierował w początkach grudnia do sądu w Nowym Jorku pozew przeciwko państwu polskiemu o odszkodowanie za majątek utracony przez Żydów, ofiary holokaustu w Polsce?

- Takiej podstawy nie ma. Nikt im nie dał prawa do reprezentowania ofiar holokaustu. Jeśli ja nie chcę się o ten majątek upominać, to tym bardziej nie chcę, aby robił to ktoś rzekomo w moim imieniu .

- Czy WJC działa z upoważnienia ofiar holokaustu?

- Skądże! To jest czysta uzurpacja! Hucpa! Gdyby Kongres reprezentował ofiary holokaustu, odzyskane mienie czy odszkodowania zostałyby przekazane właśnie im. Tymczasem wiadomo, że do ofiar holokaustu dociera zaledwie ułamek tego, co Kongres Żydowski dotychczas uzyskał.

- Kilka dni temu prasa doniosła jednak, że sąd federalny w Nowym Jorku zatwierdził sposób wypłaty odszkodowań dla tych wszystkich, którzy ucierpieli z powodu przymusowej pracy w niemieckich fabrykach, będących własnością Szwajcarów, lub zostali oszukani przez szwajcarskich bankierów. Wynika z niego, że gros funduszy z odszkodowań przekazanych zostanie jednak ofiarom holokaustu…

- To nieprawda! Posiadam dokumenty świadczące o tym, że do ofiar holokaustu dotrze, w najlepszym razie, może 3 do 5 proc. z wymuszonych na Szwajcarach, prawie 1,5 mld dol. Ponadto pieniądze te wypłaca się w takim tempie, że wielu ich adresatów do wypłaty nie dożyje. Przecież to są w większości ludzie w podeszłym wieku .

- A pozostałe 95 proc., co się stanie z resztą pieniędzy?

- Znajdą się na dziwnych kontach dziwnych fundacji, czyli praktycznie w kieszeniach aktywistów Kongresu Żydowskiego. Ta cała akcja odszkodowań dla Żydów to jeden wielki rabunek!”

 Czyli jest mała grupa bezwzglednych grandziarzy żydowskich usiłujących zrobić wielki biznes na tragedii ofiar holokaustu. Dla takiego szmalu hochsztaplerzy nie cofną sie przed niczym. No dobrze ale co z tym wspólnego ma prezydent Lech Kaczyński? Otóż dziennik.pl z dnia 12.03.2008 (link) w artykule „Tusk zwróci Żydom majątek” napisał:

„Donald Tusk obiecał mieszkającym w USA Żydom, że jeszcze w tym roku załatwi sprawę zwrotu mienia żydowskiego w Polsce – poinformowali uczestnicy poniedziałkowego spotkania z premierem. Informację tę potwierdził szef gabinetu politycznego premiera, Sławomir Nowak.”

 ”Pracę nad projektem w ramach rządu prowadzi wiceminister Skarbu Państwa Krzysztof Łaszkiewicz. Jest w stałym kontakcie m.in. ze środowiskiem żydowskim, ale nie tylko, bo reprywatyzacja dotyczy wszystkich obywateli polskich, którzy utracili swój majątek” – powiedział Nowak, który towarzyszył premierowi w wizycie w USA.

“Minister Łaszkiewicz dostał polecenie od premiera, aby przyspieszyć prace, tak żeby wiosną rząd skończył pracę nad projektem, a do jesieni tego roku ustawa mogła być przedstawiona Sejmowi” – podkreślił.

Nowak zaznaczył, że premier prosił przedstawicieli organizacji żydowskich zainteresowanych reprywatyzacją o wyrozumiałość. “Powiedział, że nie jesteśmy w stanie usatysfakcjonować tych, którzy oczekują wysokich rekompensat rzędu np. kilkudziesięciu procent wartości majątku. Otwarcie mówił, że reprywatyzacja obejmie tyle, na ile będzie stać państwo, i że trudno zakreślić jej horyzont czasowy, ile będzie trwała” – stwierdził Nowak.

Wiceprezes Światowego Kongresu Żydów (WJC) Kalman Sultanik stwierdził, że premier zapowiedział poddanie podgłosowanie ustawy o reprywatyzacji mienia – m.in. żydowskiego – do września.

“Premier Tusk sam poruszył problem prywatnej własności, był bardzo otwarty i potwierdził to, o czym zapewnił mnie w Polsce wiceminister skarbu Łaszkiewicz, który powiedział, że ten rząd zobowiązuje się do rozwiązania tego problemu. Premier powiedział, że do września ustawa o reprywatyzacji zostanie uchwalona, i szybko, jeszcze w tym roku, wprowadzona w życie” – powiedział Sultanik.”

„”Wyraził także nadzieję, że prezydent Kaczyński podpisze ustawę. Ja też myślę, że podpisze” – powiedział Sultanik, który jest również przewodniczącym Federacji Żydów Polskich w Ameryce, organizacji, której pierwszym prezesem był słynny pisarz i noblista Isaac Bashevis Singer.”

„Przedstawiciel ADL Michael Salberg, dyrektor ds. międzynarodowych w tej organizacji, potwierdził wiadomość o deklaracjach szefa polskiego rządu na temat restytucji mienia, chociaż podał nieco późniejszy termin przypuszczalnego załatwienia tej sprawy. “Premier zobowiązał się do przeforsowania ustawy o reprywatyzacji w parlamencie do końca tego roku” – powiedział PAP Salberg.”

Czyli premier – dobry, chce dać forsę, prezydent – być może zły, bo może nie podpisać ustawy o rabunku Polski.

Zbigniew Kękuś w swoim wideoblogu “Sprawa dla ABW” (

target=”_blank”>link) czy blogu „Czy Tusk z Natenjahu pracują nad “Unią Polsko-Żydowską” w Polsce” (link) oświadcza:

„Proszę Państwa, raz jeszcze ten sam wątek, który po raz pierwszy pojawił się podczas spotkania w Nowym Jorku. – Maciej Wiewiór, rzecznik Ministerstwa Skarbu Państwa już w grudniu 2008 roku wiedział, że losy “Ustawy reprywatyzacyjnej” spoczywają wyłącznie w rękach Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, Lecha Kaczyńskiego.

Powiedział: “Już na początku stycznia projekt zostanie przyjęty przez całą Radę Ministrów i trafi do Sejmu. Ustawa powinna wejść w życie, o ile nie zawetuje jej prezydent.” – Skąd wiedziąl Maciej Wiewiór w grudniu 2008 roku, że “Ustawa” zostanie przyjęta przez:

- Komitet Stały Rady Ministrów

- przez posłów, którzy w grudniu 2008 roku treści twj “Ustawy” jeszcze nie znali  i przez 100 senatorów, którzy również treści tej ustawy jeszcze nie znali.

To nie koniec wątku dotyczącego wiedzy niektórych osób o tym, że “Ustawa” zostanie wprowadzona w życie.

Otóż w wydaniu z 23 grudnia 2008 r. “Dziennika Polska Europa Świat” ukazał się wywiad z prezesem Holocaust Restitute Jehudem Ewronem, który w taki oto sposób przedstawił jego wiedzę o procedowaniu z “Ustawą reprywatyzacyjną”

“Nie wszystko jest już przesądzone, “Ustawę” może zawetować prezydent. Słyszałem, że on ostatnio wetuje wiele kluczowych ustaw, dlatego rozważamy wysłanie do niego apelu w imieniu tych polskich Żydów, którzy uratowali się z Holocaustu”

Proszę Państwa, skąd wiedział żyd z Nowego Jorku Jehuda Evron w grudniu 2008 roku, że los ustawy reprywatyzacyjnej, której treści nie znał jeszcze:

- Komitet Stały Rady Ministrów

- nie znało 460 posłów na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej

- nie znało 100 senatorów Rzeczypospolitej Polskiej, 

zależy tylko od decyzji Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. – Myślę, że to jest sprawa dla ABW, tą sprawę powinny wyjaśnić organy ścigania. 

Na co należy z całą pewnością zwrócić uwagę, to na fakt, że jak wspomniałem, potencjalna liczba beneficjentów “Ustawy reprywatyzacyjnej”, zamyka się 2-ma milionami.

Deklaracjami, jak Donalda Tuska z marca 2008 roku podczas spotkania z Żydami w Nowym Jorku, Macieja Wiewióra z deklaracją zamieszczoną w “Dzienniku Pilska Europa Świat”, czy przede wszystkim Jehudy Evrona zamieszczoną również w “Dzienniku Polska Europa Świat” – oni uczynili wrogiem, dla tych 2-uch milionów osób, śp. Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Kaczyńskiego.”

Jak wiemy ustawa reprywatyzacyjna rozbiła się o samorządy o czym pisał między innymi portal dziennik.pl (link):

„Polscy obywatele narodowości żydowskiej i ich spadkobiercy nie mają co liczyć na szybką wypłatę rekompensat za majątek zabrany im po wojnie przez komunistyczne władze. Projekt ustawy zablokowały samorządy. Dlaczego? Nie chcą się dokładać do wypłaty odszkodowań.”

„Rok temu podczas wizyty w Izraelu Donald Tusk obiecywał, że “w najbliższych miesiącach” Polska zacznie wypłacać częściowe rekompensaty za majątki, które komuniści zabrali polskim obywatelom i ich spadkobiercom. Ustawa miała wejść w życie w styczniu tego roku, podania o wypłatę odszkodowania miały być zbierane przez cały rok, a wypłata należności miała się rozpocząć na początku 2010 r. “Nie wyobrażam sobie, aby ktokolwiek przyzwoity i uczciwy mógł w Polsce zablokować ustawę, która oddaje ludziom skradzioną własność. Przecież tu nikt nikomu łaski nie robi” – mówił Tusk w kwietniu zeszłego roku w Jerozolimie.”

Ale na końcu artykułu autor dodał: „Ministerstwo Skarbu zapowiada, że nie zrezygnuje z przeforsowania ustawy. ”Jesteśmy zdeterminowani. W ciągu kilku tygodni znajdziemy sposób na sfinansowanie brakujących funduszy i ponownie poddamy projekt ustawy pod obrady Rady Ministrów” – zapowiada Relidzyński.”

Widać, że Ministerstwo Skarbu niewiele zrobiło za czasów Kaczyńskiego, w czym być może maczał palce prezydent, co mogło rozsierdzić organizacje przemysłu holokaustu. Zaczekali, ustawa nie weszła w życie na początku 2010 roku, to prezydent i jego świata do kasacji.

Czyli powód i to dość poważny zamachu jest, znalazłaby się i osoba mogaca podłożyć bombę termobaryczną czy inną w samolocie prezydenckim w Warszawie. Taka akcja nie wymagałaby zaangażowania wielu ludzi, więc tajemnica mogłaby zostać utrzymana. A co z hipotezą maskirowki, która dzięki analizie Chrisa Ciszewskiego staje się coraz bardziej prawdopodobna? Do tego trzeba by było zaangażować więcej osob. Ale jak to zrobić, żeby utrzymać tajemnicę? Na to odpowiedź daje nam Talmud. Prawdopodobnie organizacje przemysłu holokaustu i państwo Izrael niewiele by wskórało bez pomocy głeboko wierzących Żydów talmudycznych rozsianych po różnych instytucjach na całym świecie. Kilka fragmentów wziętych z książki Justyna B.Pranajtisa “Chrześcijanin w Talmudzie żydowskim” (link) daje nam pogląd co myślą o nieżydach pobożni Żydzi talmudyczni:

„VII. NIE-LUDZIE, ZWIERZĘTOM RÓWNI 

Talmud, traktat Keritot 6b (str. 78):

” Nauka rabinów brzmi: kto wylewa olej namaszczenia na zwierzę…, na goim i na zmarłych, wolny (jest od kary). Co do zwierzęcia to jest prawda; nie jest bowiem człowiekiem. Lecz namaszczającygoja, w jaki sposób może być uważany za wolnego (od kary), jeżeli i ten jest człowiekiem? – Bynajmniej; napisane jest bowiem: “Wy zaś trzody moje, trzody pastwiska mego ludźmi jeteście”. Wy nazywacie się ludźmi, goim zaś nie nazywają się ludźmi.”

„VIII. POSTACIĄ TYLKO RÓŻNI OD ZWIERZĄT


Midrasz talpiot, karta 255d:

“Stworzył ich (Bóg) w kształcie ludzi na cześć Izraela; nie są bowiem stworzeni akum (w innym celu), jak dla służenia im (żydom) dniem i nocą; i nie można im dać nigdy spoczynku od tej ich niewoli. Nie przystoi bowiem synowi króla (Izraelicie), aby mu służyły zwierzęta we własnej postaci, lecz zwierzęta w postaci ludzkiej.”

Tu także można odnieść to, co zawiera się w Szulchan aruchu, część Orach chajim § 576, art. 3:

“Jeśli sroży się zaraza (trąd) między świńmi, należy pościć (ubolewać), ponieważ ich wnętrzności podobne są wnętrznościom synów ludzi; o ile bardziej (należy ubolewać), gdy zaraza szerzy się wśródakumów” [60--61]”

„IV.  CHRZEŚCIJANIN NIE MOŻE BYĆ TEŻ UŻYTY JAKO ŚWIADEK

Szulchan aruch, część Choszen ha-miszpat § 34, art. 19:

” Goj i niewolnik nie są zdolni świadczyć.”

„II. NALEŻY SZKODZIĆ NA IMIENIU

Goim,  jako niewolnicy, bydlęta służące synom Izraela, należą do żyda życiem swojem i majątkiem. “Życie jego (goja) jest pozostawione (t zn. w ręku żyda), o wiele bardziej jego mienie.”  Jest to zasadniczy pewnik rabinów. Zupełnie bezkarnie może więc żyd zabierać chrześcijanom rzeczy do nich należące, w każdy sposób: oszustwem i podstępem; i nie należy mówić, że kradnie, czyniąc w ten sposób, lecz że odzyskuje, co jest jego.

Talmud, traktat Baba batra 54b:

“Wszystkie majętności gojów są jakby opuszczone; kto je pierwszy zabiera, ten jest ich panem.”

l. Przeto nie wolno ostrzegać mylących się w interesach.

Szulchan aruch, część Choszen ha-miszpat § 183, art 7:

“Posłał ktoś swego człowieka dla odebrania pieniędzy od akuma; jeżeli akum się pomyli i da więcej, niż się należy, cała nadwyżka należy do posłańca. Hagah. Lecz tylko wtedy (należy dać nadwyżkę posłańcowi), gdyby on sam wiedział o omyłce, zanim oddał panu (który go posłał); w przeciwnym razie i jeżeli oddał (pieniądze omyłkowo otrzymane) panu, wszystkie należy przyznać posyłającemu [posłańca]. [96--97]

2. Nie wolno oddawać rzeczy znalezionej, jeżeli jej właścicielem jest chrześcijanin.

Szulchan aruch, część Choszen ha-miszpat § 266, art l:

“Rzecz zgubioną akuma, może (żyd) zatrzymać; powiedziane jest bowiem: “rzecz zgubioną brata twego”  (oddasz). Kto zaś ją oddaje, przekracza prawo; powiększa bowiem znaczenie przekraczających prawo. Lecz jeżeli ktoś odda ją dla uczczenia Imienia (Boga), aby mianowicie chwalono Izraelitów i stąd wiedziano, że oni są ludźmi bardzo uczciwymi, wtedy jest godzien pochwały.”

3. Wolno oszukiwać chrześcijan.

Talmud, traktat Baba kamma 113b:

“Oszukanie jego (goja) jest dozwolone.”

Szulchan aruch, część Choszen ha-miszpat § 156, art 5, Bagah:

“Gdy ktoś (żyd) ma akuma w dobrym interesie, nie wolno innym, według zwyczaju niektórych okolic, współzawodniczyć i prowadzić interesy z tym samym akumem. W innych jednak miejscach nie tak się sądzi: dozwala się bowiem innemu żydowi przyjść do tego samego akuma, jemu pożyczać, z nim handlować, zniszczyć go [97--98] (oszukać), odebrać od niego pieniądze, ponieważ mienieakuma należy uważać za wspólne i jest tego, kto pierwej zabiera. Są jednak tacy, którzy zabraniają (żydowi współzawodniczyć).”

ARTYKUŁ II

CHRZEŚCIJAN NALEŻY MORDOWAĆ

Wreszcie Talmud nakazuje zabijać chrześcijan bez żadnej litości.

Talmud, traktat Aboda zora 26b:

“Heretyków, zdrajców i odstępców należy strącać (do studni), ale nie wyciągać.”

Po dodaniu do nich jeszcze ciemięzców, trzymających teraz Izraela w niewoli, będziemy mieli cztery rodzaje tych, których żydzi mają zabijać, a to: zdrajcy, odstępcy, ciemięzcy, wreszcie wszyscy heretycy-chrześcijanie, nie wyłączając nikogo, nawet najlepszego.”

No to może wystarczy o Chrześcianach, a teraz co myślą o samych sobie pobożni Żydzi talmudyczni?

“ARTYKUŁ I

CHRZEŚCIJAN NALEŻY UNIKAĆ PONIEWAŻ NIE SĄ GODNI OBCOWANIA Z ŻYDAMI

Żyd, jak uczy Talmud, tem samem, że jest z narodu wybranego i obrzezany, jest obdarzony tak wielką godnością, że się z nim nikt, nawet anioł, [76--77] równać nie może. Owszem, jest, jak sądzą, niemal równy Bogu. “Kto uderzy w twarz Izraelitę, mówi r. C h a n i n a, jakby wymierzył policzek Majestatowi Boskiemu”. Żyd jest zawsze dobry, bez-względu na jakiekolwiek grzechy, które go skalać nie mogą, jak błoto nie plami jądra orzecha, lecz tylko jego łupinę. Jedynie Izraelita jest człowiekiem; jego jest świat cały i jemu wszystko powinno służyć, szczególnie zaś “zwierzęta mające postać ludzką”.”

No i wszystko jasne. Zabicie goja przez pobożnego Żyda jest jak zabicie świni czy innego zwierzęcia. Tym można też tłumaczyć okrucieństwo policji politycznych w krajach bloku wschodniego, gdzie dużą część kadry stanowili Żydzi. Co prawda nie kierowali sie Talmudem ale wyrośli w takiej tradycji. A czym skorupka za młodu nasiąknie tym na starość trąci. Ale powróćmy do katastrofy smoleńskiej. Jak widać dokonanie maskirowki przez talmudycznych Żydów nie grozi ujawnieniem się jakiegoś Snowdena, który będzie młócił językiem o tym, kto i jak dokonał zamachu na prezydenta Polski i jego świtę. Przecież rolnik nie chodzi do obory i nie opowiada zwierzętom o swoich dokonaniach, czy o planach na przyszłość. Najlepszym przykładem jak Żydzi trzymają tajemnicę przed gojami jest Talmud. Talmud powstał między III, a VI wiekiem naszej ery jako odpowiedź na Chrześciaństwo, a goje dowiedziały sie o jego istnieniu dopiero w XIII wieku za czasów Grzegorza IX, czyli 1000 lat później (link). Tysiąc lat tajemnicy! Ktoś może zarzuć, że Talmud to już pehistoria i zaden Żyd go teraz poważnie nie traktuje. Okazuje się, że nie. 22 kwietnia 2010 roku „Rzeczpospolita” drukuje artykuł pod tytułem: „Rabin: goje żyją po to, by usługiwać Żydom” (link). Dalej czytamy: „Jeden z czołowych izraelskich duchownych porównał nie-Żydów do zwierząt pociągowych. Rabin Owadia Josef to nie tylko powszechnie szanowany kapłan, ale także polityk. Jest duchowym przywódcą religijnej partii Szas wchodzącej w skład obecnej koalicji rządzącej”.

I co ów rabin – szacowny polityk powiedział?

„– Goje rodzą się tylko po to, by nam służyć. Bez tego nie mieliby po co istnieć na tym świecie – powiedział Josef podczas wystąpienia w synagodze. – Po co goje są tak naprawdę potrzebni? Będą pracować, będą orać, będą zbierać plony. My zaś będziemy tylko siedzieć i jeść jak panowie – podkreślił. Potem porównał nie-Żydów do zwierząt pociągowych.

– Tak jak każda osoba goje muszą oczywiście umrzeć, ale Bóg daje im długowieczność – stwierdził 90-letni Owadia Josef. Dlaczego? – Wyobraźcie sobie, że zdechł wam osioł. Stracilibyście w ten sposób pieniądze. To jest taki sam sługa. Właśnie dlatego goj otrzymuje długie życie. By dobrze pracować dla Żyda.”

Z powyższej wypowiedzi śwątobliwego rabina widać, że nauki Talmudu są ciągle żywe w Izraelu i to wśród elity władzy. Rabin Owadia Josef powiedział z głębi swojego szczerego serca, co mu w duszy gra. Na pewno w to wierzy. I wierzą w to tysiace, jeśli nie miliony, pobożnych Żydów na całym świecie. Symptomatyczne jest, że ów polityk rządzącej patii wypowiedział te słowa w niecałe dwa tygodnie po katastrofie smoleńskiej. Jak widać „zwierzeta” lecące w tutce były nieużyteczne dla Żydów, więc trzeba było je zlikwidować. Rzady Izraela nie tylko gojów traktuja jak zwierzęta. Również i swoich obywateli. Alex Jones w swoim filmie „Blueprint for Global Ensavement” (link) w 1 godzinie 47 minucie mówi:

“Od roku 1951 do 1961 armia amerykańska płaciła Izraelskiemu Ministerstwu Zdrowia 3 mln dolarów za przeprowadzenie testów radioaktywnych na dzieciach wyemigrowanych do Izraela. Rządowe szkoły mówiły dzieciom, że będą miały badania i prześwietlenia.”

„Ponad 110 tys. Żydów o ciemniejszej karnacji dostało w głowe 35 tys. razy mocniejszą niż maksimum dawkę promieniowania rentgenowskiego. Wiele dzieci zmało w ciągu miesiąca. Wszystkie straciły włosy. Niektóre żyją do dziś i maja wielkie problemy zdrowotne.”

Domyślam się, że sposób myślenia i działania rządu izraelskiego nie zmieniają się przez lata, mimo zmian składu osobowego. Jak widać, rząd izraelski nie przejmuje się nawet swoimi obywatelami, a co dopiero mówić o gojach, jeśli w grę wchodzi możliwość zarobienia paru srebrników. W przypadku roszczeń wobec Polski w grę wchodzą dziesiątki miliardów dolarów, a nie jakieś marne 3 miliony, więc zabicie niecałej setki gojów to mały pikuś w porównaniu do zabicia lub okaleczenia 110 tysięcy swoich obywateli. I znowu refleksja nie na temat Smoleńska. Podłe plemię Nazistów, które zniknęło bez śladu gdzieś w odmętach historii, robiło mniej więcej to samo z Żydami co Amerykanie, ale nie płaciło kasy „elitom” Żydowskim, więc było złe, nikczemne, okrutne. Amerykanie są przyjaciółmi Izraela, bo niby mordowali i okaleczali olbrzymią liczbę Żydów, ale płacili za to kasę. Jeżeli te 3 miliony USD było za cały trwajacy ekseryment, to ministerstwo zdrowia nisko wyceniło życie i zdrowie swoich obywateli – na około 27 dolarów na osobę. Jeżeli tyle wart jest Żyd dla „elit” żydowskich, to ile wart jest goj? 

Powróćmy teraz do Smoleńska i hipotezy maskirowki. Mamy bezwzględne organizacje przemysłu holokaustu niewahające się wykorzystać tragedię swoich braci i sióstr w celu zarobienia pieniędzy. Mamy okrutny rząd Izraela poświęcajacy ponad setkę tysięcy własnych obywateli w celu zarobienia paru baniek dolarów. To mogą być zleceniodawcy. Ale kto miałby dokonać maskirowki? Napewno Mossad ma swoich agentów w Rosji. Ale czy wystarczająco wielu, żeby dokonać w skrytości taką operację? Do pomocy mogli się włączyć pobożni Żydzi talmudyczni, których w Rosji na pewno nie brakuje. Nie znam statystyk, ale pewnien obraz liczby Żydów w Rosji daje taki oto plebejski dowcip o Rosyjskim herosie Ilji Muromiecu (link):

„Ilija Muromiec stoi na wysokiej górze i coś wypatruje w dali. Podchodzi do niego Żyd i pyta:

- Co tam wypatrujesz w dali Ilja?

Ilja mu odpowiada:

- Patrzę gdzie w Rosji jest dobrze.

Na to Żyd filozoficznie powiada:

-Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma.

Na to Ilja:

- Właśnie szukam takego miejsca, gdzie was nie ma.”

Jak z tego prostego dowcipu widać Mossad nie miałby trudności ze znalezieniem ludzi chcących wspomóc swoich współplemieńców. Oczywiście w akcji musieliby wziąć udział również usłużni szabes goje, którzy poźniej zostaliby zlkiwidowani. Jak wiemy „Żyd jest zawsze dobry, bez-względu na jakiekolwiek grzechy, które go skalać nie mogą” i „Żyd, jak uczy Talmud, tem samem, że jest z narodu wybranego i obrzezany, jest obdarzony tak wielką godnością, że się z nim nikt, nawet anioł, równać nie może. Owszem, jest, jak sądzą, niemal równy Bogu.” Czyli zabicie goja przez Żyda jest mniej znaczące dla Żyda niż dla goja zabicie przezeń mrówki. Jak można wyczytać z Talmudu większa jest różnica między Żydem, który jest niemal równy Bogu, a gojem – równym zwierzętom niż między gojem, a mrówką.

Mamy już zleceniodawców, mamy też wykonawców, ale czy tak mogłoby być? Ja możemy się tego dowiedzieć?

Jezus powiedział: „Poznacie ich po ich owocach” (Mt 7,15-20). I jakie mamy owoce? Prezydentem Polski został człowiek, którego żona ma właściwe korzenie (link). Człowiek ten jest wystarczająco bystry, że wie, iż nie należy blokować ustaw i rozporządzeń dotyczących mienia pożydowskiego, bo może się to skończyć następną katastrofą. I jakie owoce mamy? W lutym 2011 roku powstał projekt HEART (link), w który zaangażowane jest państwo Izrael, stawiający sobie za cel odzyskanie (czytaj „zagrabienie”) mienia pożydowskiego. I co dalej? Na stronie natemat.pl (link) czytamy:

„- Oficjalna izraelska delegacja, która była w Polsce, wierzy, że osiągnęła przełom w rozmowach z Warszawą o możliwych odszkodowaniach za [zrabowany] prywatny kapitał, który należał do Żydów przed Holokaustem – donosi portal The Times of Israel. Według niego rząd Donalda Tuska nie przystał na wnioski strony izraelskiej, ale po raz pierwszy wyraził gotowość do “poważnego zaangażowania się” w dyskusję o ewentualnych odszkodowaniach.”


I dalej:

„Serwis The Times of Israel zauważył, że spośród wszystkich państw Europy Środkowo-Wschodniej, Polska jest postrzegana jako najbardziej zawzięta w swoim odmawianiu rozważenia kwestii zwrotu Żydom majątku zabranego im przed lub w trakcie Holokaustu. Teraz jednak polski rząd wreszcie miał wyrazić gotowość do poważnego rozpatrzenia tego tematu. – Nie zawarliśmy porozumienia, ale stworzyliśmy kanał komunikacyjny i zobaczyliśmy wiele dobrej woli. To bardzo ważny krok naprzód – powiedział Bobby Brown, dyrektor organizacji Project HEART.”

„Brown dodał, że spotkanie z przedstawicielami polskich władz było “przełomem”, który zniósł tabu, jakim była do tej pory racjonalna dyskusja Polaków i Izraelczyków o ewentualnych odszkodowaniach. Project HEART, w przeciwieństwie do innych tego typu organizacji, nie domaga się, by Polska przyjęła specjalny akt prawny, który regulowałby kwestię przyznawania odszkodowań. – Chcemy, żeby wdrożyli jakikolwiek proces, który będzie w sposób najprostszy, najszybszy i najtańszy gwarantował równy dostęp [do odszkodowań] wszystkim tym, którzy spełniają kryteria – zaznaczył Brown.”

Ważne w tym wszystkim jest: „Chcemy, żeby wdrożyli jakikolwiek proces, który będzie w sposób najprostszy, najszybszy i najtańszy gwarantował równy dostęp [do odszkodowań] wszystkim tym, którzy spełniają kryteria”.

Bo oto w „Życiu Kalisza” (link) czytamy:

„Zaskoczenie było spore, ponieważ rząd tnie wydatki wszędzie tam, gdzie tylko jest to możliwe, nie ma pieniędzy na realizację obietnic składanych pół roku wcześniej, a tymczasem nagle uruchamia rezerwę, by przenieść specjalny ośrodek w Kaliszu w inne miejsce i oddać teren dawnego cmentarza żydowskiego wraz z budynkami na nim postawionymi gminie żydowskiej…

Tajna instrukcja premiera
Zdaniem publicysty Stanisława Michalkiewicza, kwestia zwrotu mienia żydowskiego nabierze w najbliższym czasie tempa. – Otrzymałem informację, że premier Donald Tusk wydał wojewodom tajne zarządzenie, by w trybie administracyjnym pozytywnie załatwiali prośby o przekazanie własności żydowskim spadkobiercom, którzy nie legitymują się żadnymi dokumentami – zapewnia publicysta. – Oficjalnego potwierdzenia takiego stanu rzeczy nie mam – skoro okólnik do wojewodów

jest tajny – służby prasowe zaprzeczają jego istnieniu – ale zwróciłem uwagę, że to może być wiadomość prawdopodobna. Wystarczy prześledzić przebieg zdarzeń.”

Jeśli premier faktycznie wydał takie tajne zarządzenie to nie mogło sie to odbyć bez wiedzy i zgody prezydenta. Obaj wiedzą, co maja robić, żeby katastrofa, jak w Smoleńsku się więcej nie powtórzyła, a zarazem boją sie narodu, więc wydają jakieś tajne rozporządzenia. Czyli widać, że katastrofa smoleńska jakiś skutek odniosła, co może potwierdzać moją powyższą hipotezę roboczą o udziale organizacji żydowskich w zamachu na prezydenta Polski.

Powyżej przedstawiłem taką hipotezę, bo widzę, że jakoś nikt nie skierował swojej uwagi na możliwość interwencji światowego lobby żydowskiego w przebieg zdarzeń w Smoleńsku. Dobrze by było, gdyby blogerzy i dziennikarze śledczy podążyli tym śladem, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości  lub fałszywe podejrzenia.

Na koniec musze z całą stanowczością stwierdzić, o czym chyba wcześniej nikt nie wspominał, że główną przyczyną tragedii w Smoleńsku było to, iż wszyscy członkowie delegacji i cała załoga samolotu mieli po prostu cholernego pecha. Gdyby mieli szczęście, to nic by im się nie stało. Żadne podstępne knowania wrogich sił nic a nic by im nie zaszkodziły i szczęśliwie wróciliby do domu.

Źródło: http://innywariant.weebly.com/1/post/2013/12/katastrofa-w-smolesku-trop-izraelski.html

 

Zakorzeniony w historii Polski i Kresów Wschodnich. Przyjaciel ludzi, zwierząt i przyrody. Wiara i miłość do Boga i Człowieka. Autorytet Jan Paweł II

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka