Albatros ... z lotu ptaka Albatros ... z lotu ptaka
1221
BLOG

cd. lokajom Grupy Bilderberga dziękujemy

Albatros ... z lotu ptaka Albatros ... z lotu ptaka Polityka Obserwuj notkę 14

PATRON Zbigniew Brzeziński "ZBIG"

sYJONISTOM DZIĘKUJEMY ZA DUŻO NAS TO KOSZTUJE ! NIESTAĆ NAS NA TO !

W ROKU 1943 STRACILIŚMU PONAD 40 % POWIERZCHNI II RZECZYPOSPOLITEJ.

TERAZ JESTEŚMY POTWORNIE ZADŁUŻENI.

http://gadzetomania.pl/2971,polak-ktory-stworzyl-swiatowy-rzad-jozef-retinger-i-klub-bilderberg

Polak, który stworzył światowy rząd

Kim był twórca Klubu Bilderberg?
Kim był twórca Klubu Bilderberg?

- Powiedz mi – zagadnął go raz Denis de Rougemont, przyjaciel – mówią, że jesteś masonem, agentem Intelligence Service, CIA i Watykanu, a także sympatykiem komunizmu. Czasem nawet dodają, że jesteś Żydem i pederastą. Co mam na to powiedzieć? – Powiedz, że to jeszcze nie wszystko.

Najważniejsze są znajomości ze studiów

Józef Retinger z pierwszą żoną, Otylią Zubrzycką
Józef Retinger z pierwszą żoną, Otylią Zubrzycką

Choć Józef Retinger był cichociemnym, Armia Krajowa wydała na niego wyrok śmierci. Towarzyszył premierowi Sikorskiemu w każdym locie – z wyjątkiem ostatniego. To z jego inicjatywy powstała dzisiejsza Unia Europejska. Z Białym Domem łączono go o dowolnej porze, a założony przez niego Klub Bilderberg do dzisiaj gromadzi najważniejszych biznesmenów i polityków świata. Kim był ten nietuzinkowy Polak?

Urodził się w 1888 roku w Krakowie, w wieku zaledwie 9 lat został sierotą. Uśmiech losu sprawił, że przygarnął go Władysław Zamoyski, który postanowił zapewnić swojemu wychowankowi wszechstronne wykształcenie. Nowicjat w kolegium jezuickim w Rzymie, później studia w paryskiej Ecole des Sciences Politiques i w Monachium zwieńczone zostały uzyskanym w wieku 20 lat doktoratem na Sorbonie i nauką w londyńskiej London School of Economics.

Studia i prowadzone podczas nich życie towarzyskie okazały się najlepszą inwestycją, jaką tylko można sobie wyobrazić. Studiując na najlepszych uczelniach i bywając – dzięki wsparciu swojego protektora - w arystokratycznych klubach Paryża, Retinger poznał najwybitniejsze postaci swoich czasów oraz tych, którzy władzę i znaczenie mieli zdobyć dopiero w późniejszych latach.

Znajomi Józefa Retingera z lat młodości to przekrój różnych profesji. Nie brakło wśród nich wojskowych i polityków, jak trzymający w garści Afrykę lord Horatio Kitchener, późniejsi premierzy Wielkiej Brytanii i Francji - Winston Churchill i Georges Clemenceau, czy pierwszy prezydent Izraela Chaim Weizmann.

Retinger poznał także wybitnych twórców swojej epoki , jak choćby czołowego malarza impresjonistę, Maurice’a Ravela. Zaprzyjaźnił się również z Josephem Conradem, a pełna lista jego znajomych z powodzeniem mogłaby służyć w Wikipedii jako hasło „Najwybitniejsze postaci pierwszej połowy XX wieku”.

Na obrzeżach wielkiej polityki

Plakat zachęcający do wstępowania do tworzonych we Francji, polskich oddziałów
Plakat zachęcający do wstępowania do tworzonych we Francji, polskich oddziałów

Te znajomości bardzo szybko zaczęły się przydawać. W drugim roku wielkiej wojny Józef Retinger bierze udział w pierwszej ważnej misji dyplomatycznej. Gdy w Wiedniu umiera cesarz Franciszek Józef, Retinger jedzie z misją dyplomatyczną negocjować pokój z nowym władcą Austro-Węgier. Tak wspomina to zadanie w swoich pamiętnikach:

W czasie, gdy zajmowałem się badaniem możliwości zawarcia odrębnego pokoju z Austro-Węgrami, wydawało mi się, że odgrywam ważną rolę w polityce międzynarodowej, ale może tylko łudziłem się. Może moje działania były jednymi z wielu, może równolegle prowadzono także inne rozmowy. Później zabrakło mi ciekawości, by zbadać, czy rola, jaką odegrałem, rzeczywiście była aż tak wielka, jak mi się wydawało.

Retinger działa również na rzecz niepodległej Polski – korzystając ze swoich wpływów,lobbuje za nią w Paryżu i Londynie i popiera utworzenie we Francji Błękitnej Armii – nowoczesnych, dobrze wyposażonych oddziałów, które po przetransportowaniu do Polski odegrają ważną rolę, broniąc kraju przez Armią Czerwoną.

Jak zapobiec kolejnej wojnie?

Józef Retinger
Józef Retinger

Koszmar pierwszej wojny światowej skłania Retingera do rozmyślań nad tym, jakzapobiegać podobnym konfliktom w przyszłości. Razem ze swoim angielskim przyjacielem zaczyna pisać książkę „Świat na warsztacie”. Po raz pierwszy pojawia się w niej pomysł, by utworzyć rząd światowy, oparty na przewodnictwie Anglii i Francji.

Po zakończeniu I wojny Retinger z daleka angażuje się w polską politykę i wspiera przeciwników marszałka Piłsudskiego. Wyjeżdża do Hiszpanii, a na początku lat 20. przenosi się do Meksyku. Spotyka tam jednego z przywódców związkowych, Luisa Negrete Moronesa.

Niedługo później Morones jest już ministrem, a Retinger staje się nieoficjalnym doradcą prezydenta Plutarco Callesa, który drakońskimi metodami usiłuje modernizować kraj, podkopując przy okazji pozycję Kościoła katolickiego. W jego obronie wybucha religijna rewolucja – Cristiada – a Retinger wraca do Europy.

Przez całe lata 30. kontaktuje się z polskimi politykami, pisze również wydaną w 1937 roku książkę „Polacy w cywilizacji świata”. Pozostaje jednak w cieniu, a do wielkiej polityki wraca dopiero po wybuchu drugiej wojny światowej.

Retinger wraca do gry

Brytyjska misja wojskowa w obozie WP w Coetquidan - Józef Retinger czwarty od lewej
Brytyjska misja wojskowa w obozie WP w Coetquidan - Józef Retinger czwarty od lewej

Jest rok 1940. Ocaleni po kampanii wrześniowej polscy żołnierze giną najpierw w obronie Norwegii, później łatając rozjeżdżany przez niemieckie czołgi francuski front. Gdy klęska Francji jest już przesądzona, Francuzi proponują premierowi Sikorskiemu, by przyłączył się do kapitulacji.

Wtedy, niczym deus ex machina, specjalnym samolotem z Londynu przybywa Retinger. Wyciąga Sikorskiego z matni partyjnych rozgrywek i szukania winnych i wiezie wprost do gabinetu premiera Churchilla. Tam asystuje przy wielogodzinnej rozmowie, podczas której pada dżentelmeńska obietnica: „Anglia dochowa wierności Polakom”.

Kilka tygodni po tej rozmowie na Wyspach jest już 30 tys. ewakuowanych z Francji polskich żołnierzy. Niedługo później polscy lotnicy wrakami niemieckich samolotów zapisują legendę o – parafrazując Churchilla - tych nielicznych, którym tak wielu tak wiele zawdzięcza.

Za wydostanie polskiego premiera z Francji Retinger otrzymuje Order Virtuti Militari, jednak nie przyjmuje tego odznaczenia. Ani żadnego innego spośród licznie przyznawanych w kolejnych latach przez różne rządy.

Najstarszy cichociemny

Przegląd polskich oddziałów, tworzonych na terenie ZSRR
Przegląd polskich oddziałów, tworzonych na terenie ZSRR

Rok później Retinger leci do Moskwy – jest tam pierwszym przedstawicielem polskiego rządu po wznowieniu stosunków dyplomatycznych. Razem z generałem Andersem stara się wyciągnąć z sowieckich łagrów jak najwięcej Polaków – do wiosny 1942 roku ZSRR opuszcza ponad 40 tys. polskich żołnierzy i 74 tys. cywilów.

Niedługo później dochodzi do wciąż budzącego kontrowersje wypadku – premier Sikorski ginie w katastrofie lotniczej. Retinger ma zadziwiające szczęście – towarzyszył Sikorskiemu niemal w każdym locie – z wyjątkiem tego feralnego. Staje się to przyczyną niezliczonych spekulacji na temat przyczyn i przebiegu katastrofy i związku z nią Józefa Retingera.

Ten w 1944 roku trafia do Polski. Zostaje zrzucony na spadochronie jako najstarszy cichociemny, ale – co do dzisiaj nie zostało wyjaśnione – wylatuje bez wiedzy i zgodypolskiego Naczelnego Wodza. Misja jest w całości przygotowywana przez Brytyjczyków, a ze strony polskiej szczątkowe informacje na jej temat ma jedynie premier Mikołajczyk.

Mimo to agenci polskiego wywiadu nie próżnują. Udaje się im ustalić, że kurier o kryptonimie „Salamander” to prawdopodobnie Retinger. Reakcja Naczelnego Wodza jest jednoznaczna. W przesłanej z Londynu depeszy do dowodzącego Armią Krajową generała Bora-Komorowskiego informuje:

Nie można zapobiec temu drogą awantury. Dlatego zarządziłem obserwację celem zidentyfikowania osób, a gdyby można było bez awantur - celem stwierdzenia, co kurier, czy też kurierzy polityczni, wiozą z sobą... Resztę załatwimy stąd!

Realpolitik w polskim wydaniuSamolot Dakota z 267 dywizjonu RAF, używanego do komunikacji z ruchem oporu w okupowanej Europie

 
Samolot Dakota z 267 dywizjonu RAF, używanego do komunikacji z ruchem oporu w okupowanej Europie

Po co liczący 56 lat Retinger lecido okupowanej Polski? Zdaniem niektórych badaczy, jak Dariusz Baliszewski, jego misją jest przekonanie polskich polityków do stworzenia takiego rządu, który z jednej strony zyskałby akceptację Moskwy, a z drugiej zapewnił częściową choćby niezależność i chęć do współpracy z Wielką Brytanią. Retinger za wszelką cenę usiłuje również zapobiec wybuchowi powstania warszawskiego.

Z dzisiejszego punktu widzenia wydaje się to kwintesencją tzw. polityki realnej, ale dla ówczesnych polityków i wojskowych była to koncepcja nie do przyjęcia. Nic zatem dziwnego, że niedługo później oddział likwidacyjny Komendy Głównej AK otrzymuje rozkaz zabicia „bardzo szkodliwego agenta obcego wywiadu”.

Losy Retingera po wydaniu tego rozkazu to wypadkowa wahań i obaw polskiego państwa podziemnego - od wątpliwości egzekutorów, żądających potwierdzenia rozkazu, przez rozgrywkę polityczną pomiędzy różnymi ośrodkami władzy po zwykłe trudności techniczne. O tym, że Retingera należy zgładzić wie nieliczne grono i oddział likwidacyjny, a w tym samym czasie reszta akowskich struktur roztacza nad nim konspiracyjną opiekę.

Ostatecznie – wbrew sprzeciwowi niektórych polityków, jak choćby Stefan Korboński – zapada decyzja, by zlikwidować Retingera w sposób, który odsunie podejrzenia od polskiego państwa podziemnego.

image

Zbigniew Brzeziński (politolog) – Wikipedia, wolna encyklopedia

pl.wikipedia.org2943 × 1960Search by image
Zbigniew Brzeziński i Menachem Begin podczas partii szachów w przerwie rokowań w Camp David w 1978
 
image
 
 

czuwa od roku 1978 !

image

KATASTROFA SMOLEŃSKA. Prof. Brzeziński ostro o ZAMACHU - SE.pl

KTO PRZYGOTOWAŁ I NADZOROWAŁ ZAMACH 10 KWIETNIA 2010 ROKU - PLANISTA ?

Rolex: Jest faktem, że daliśmy się podzielić - blog Zygmunt ...

zygmuntbialas.salon24.pl/442821,rolex-jest-faktem-ze...
Translate this page
Aug 24, 2012 - Wprowadza Pan pojęcia: Planista, Gracz i Hazardzista. ... Rolex: Po pierwsze bardzo dziękuję za zaproponowanie mi wywiadu, to zaszczyt.

Rolex: Jest faktem, że daliśmy się podzielić - zygmuntbialas ...

zygumntbialas.neon24.pl/.../72001,rolex-jest-faktem-z...
Translate this page

Aug 24, 2012 - Kim jest Planista? Jaką rolę przypisuje mu Pan w zamordowaniu Prezydenta RP i polskiej elity politycznej? Rolex: Po pierwsze bardzo  ...

["
 
 
24.08.2012 15:29Kategoria: Polityka Odsłon: 11320 523 Komentuj

Rolex: Jest faktem, że daliśmy się podzielić

Pierwsza część wywiadu z Rolexem - uznanym blogerem piszącym w Salonie 24 i w Niezależnej

 

Zygmunt Białas: W swym niedawno opublikowanym tekście „Kasyno” zajmuje się Pan analizą przyczyn tragedii smoleńskiej. Wprowadza Pan pojęcia: Planista, Gracz i Hazardzista. Wymieniam tylko - ze względu na przejrzystość naszego wywiadu - trzy najważniejsze postacie, których współpraca doprowadziła do niebywałego wydarzenia, którego skutkiem była tragiczna śmierć 96 Delegatów udających się do Katynia w celu uczczenia polskich oficerów rozstrzelanych w 1940 roku przez sowietów.
Kim jest Planista? Jaką rolę przypisuje mu Pan w zamordowaniu Prezydenta RP i polskiej elity politycznej?


Rolex:  Po pierwsze bardzo dziękuję za zaproponowanie mi wywiadu, to zaszczyt. Zanim odpowiem jednak na Pana pytanie, chciałbym krótko omówić znaczenie wydarzenia z dnia 10 kwietnia 2010 roku, bo myślę, że warto – dla lepszego zrozumienia mojego toku oceny wydarzeń 10 kwietnia - zacząć od takiego omówienia. Otóż dramat Państwa Polskiego polega już tylko na tym, że Ci ludzie znaleźli się w jednym miejscu i czasie, bo to nie byli ludzie przypadkowi, ale starannie wyselekcjonowani. Jeśli się rzeczywiście znaleźli w w jednym miejscu i czasie, to nie mamy państwa, a jeśli nie mamy państwa, to los naszych rodzin zależy od tego, kto weźmie władzę z ulicy. 
Nie chcę straszyć, ale może być to na przykład ktoś, kogo pojęcia o standardach panujących w zorganizowanych społeczeństwach odbiegają mocno od naszych zupełnie nietrafnych zresztą wyobrażeń o przynależności do świata Zachodu. Nie potrafię sobie w dziejach cywilizowanego świata przypomnieć podobnego wypadku; trudno byłoby znaleźć podobny nawet w czasach wojny.
Niezależnie od tego, czy w świecie utrzyma się wersja wypadku („utrzyma” w takim sensie, że tak właśnie zostanie to zapamiętane przez światową opinię publiczną, bo wiele rządów wie dokładnie, co się tego dnia stało), czy wersja wybuchów na pokładzie, czy jeszcze jakaś inna wersja – sytuacja geopolityczna Polski jest fatalna. Trochę upraszczając – po 10 kwietnia spadliśmy z roli aspiranta do drugiej, światowej ligi do okręgówki, nikt nas nie traktuje i długo nie będzie traktował poważnie. Nie będzie nas traktował poważnie, co nie znaczy, że nikt się nami nie będzie interesował. Wielomilionowy naród bez opieki państwa w sercu Europy, to znakomite żerowisko dla rożnego rodzaju mafii. Myślę, że do coraz większej ilości ludzi dociera (po ostatnich wiadomościach o powrocie do modelu piramid finansowych), że wracamy w zawrotnym tempie do stanu państwa z pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych. Mamy praktycznie otwartą granicę z Rosją. Czy Pan wierzy, że nasze służby konsularne dysponują spisem z fotografiami członków na przykład mafii sołncewskiej? Przypomnijmy fakty – pod światłym zarządem naszego dzisiejszego MSZ-tu jeden z konsulatów okazał się punktem pośrednictwa w handlu kobietami. Czy trzeba lepszego dowodu atrofii państwa niż sytuacja, w której pracownicy rezydujący w budynku z orłem w koronie zajmują się wykonywaniem profesji starszej niż najstarsza, a więc „czerpaniem korzyści z cudzego nierządu”?
Na swoim blogu napisałem, że „bekniecie za Smoleńsk”, celowo nawiązując do slangu młodzieżowego. Wszyscy „bekniemy” i to już w niedługim czasie. Piramidy finansowe to czubek góry lodowej. Po nich na polskie ulice powrócą mafie – i nie będą to „mafie” białych kołnierzyków, ale powrót pospolitej (choć zorganizowanej) przestępczości. Po tym jak pierwsza „ekipa” wpuszczonych dresów, korzystając z nieistnienia granic, dokona brutalnego mordu w Wiedniu, Berlinie, albo Amsterdamie, dla Polaków skończy się wolność przemieszczania. O tym już mówi się na „europejskich salonach”, jeśli można je tak nazwać. Dramat smoleński to dramat wielopłaszczyznowy. To dramat tamtych 96 osób, ale to również dramat nas wszystkich, bo od konsekwencji nie da się uciec. Póki co chowamy (jako społeczeństwo) głowę w piach śpiewając: „Polacy, nic się nie stało”. Otóż stało się, a głowę z piachu trzeba wyjąć, bo w głowie osadzone są oczy. W trosce o integralność pozostałych części ciała.
Pierwsze pytania moich niepolskich sąsiadów i znajomych było: „jak ci ludzie znaleźli się w jednym miejscu?”. Z tego punktu widzenia zamach na pokładzie, zestrzelenie z ziemi lub z powietrza, wypadek lotniczy ma znaczenie drugorzędne. Hipoteza maskirowki nieco tutaj łagodzi naszą sytuację geopolityczną, bo zakłada przynajmniej rozdzielenie delegacji, a więc coś, co musiałoby się wydarzyć w cywilizowanym kraju (chociaż pewnie i w amazońskiej dżungli zna się pojęcie oceny ryzyka), po drugie przenosi wykonanie ataku terrorystycznego w całości na teren Rosji, i zakłada jego wykonanie wyłącznie rosyjskimi rękami. Ale wróćmy do Pana pytania: Planista w moim ujęciu to aparat obcego mocarstwa – Rosji. Przypisuję mu rolę aktywnego włączenia się w plan zamachu na delegację opracowany i wykonany w Polsce (choć nie wykluczam, że mogło dojść do tak zwanego przestępstwa transgranicznego, którego skutki powstają na terenie obcego państwa), ale w taki sposób, by nie można było tego zamachu samemu państwu rosyjskiemu przypisać. Tak też rozumiem gest przekazania elementów amerykańskiej awioniki – jedynego, znanego nam, ocalałego fragmentu kokpitu samolotu.

 
24.08.2012 15:29Kategoria: Polityka Odsłon: 11321 523 Komentuj

Rolex: Jest faktem, że daliśmy się podzielić

ciąg dalszy ...

ZB: Kim jest Gracz w Pańskim tekście? Odnoszę wrażenie, iż przypisuje mu Pan szczególnie istotną rolę w zamachu dokonanym 10 kwietnia 2010r.?

Rolex: Gracz jest uosobieniem środowiska, które w Polsce wykonuje realną władzę po 1989 roku, a w zasadzie od 13 grudnia roku 1981. Wykonuje realną władze polityczną, poprzez tworzone, fasadowe byty polityczne, wykonuje w dużym zakresie władzę nad gospodarką, i ma również potężne narzędzia propagandowe. To jest „państwo w państwie”, albo realne państwo ukryte w atrapie państwa, taka matrioszka.
Według mnie Gracz miał motyw, a tym motywem było wyeliminowanie ewentualnego zagrożenia interesów politycznych i gospodarczych w kraju, oraz niszczących jego interesy wpływów NATO-wskich profesjonalistów w Wojsku Polskim.
„Gracz” posiada w Polsce wszelkie instrumenty wykonywania władzy; w dosyć szerokim zakresie korzysta z prerogatyw w normalnych warunkach przysługujących jedynie państwu, a więc na przykład prawa do wykonywania kary najwyższej. Fala masowych samobójstw nie jest przypadkiem, ale zaostrzeniem polityki karnej przez suwerena w stosunku do podwładnych.
Jedyną korzyścią płynącą z obecnie panującej sytuacji w Polsce jest pewnego rodzaju „posypanie się fasady”. Wielu z nas potrafi dzisiaj zrekonstruować dotychczas ukryte struktury organizacyjne i „ludzi” Gracza. To samo zresztą czynią wywiady państw trzecich, nie ma tutaj żadnych wątpliwości. Można powiedzieć, że państwa trzecie korzystają w zakresie własnego bezpieczeństwa z sytuacji rozpadu państwa polskiego i jego struktur. 

ZB: Pisze Pan w swej notce, że Hazardzista „siada do rulety w przekonaniu, że wygra, bo kiedyś wygrał w piłkę”. Mimo iż wiemy na pewno, o kogo chodzi, proszę powiedzieć parę słów o tej - zdaje się - nieszczęsnej postaci.

Rolex: To też nie koniecznie jest „postać” Jak pisał Kisiel „posiedzieć bardziej niż postać”. To typ osobowości. Proszę pamiętać, że wielu polityków w Polsce pełni zupełnie niesamodzielną rolę – rolę słupa. „Hazardzista” to ofiara PRL-owskich służb specjalnych, a zwłaszcza post-peerelowskich. Ktoś, kto na drodze do beztroskiego i zasobnego (jak mu się wydawało) życia polityka uwikłał się w zależności (kryminalne gospodarcze), w przekraczanie prawa; ktoś, na kogo służby mają materiały, kto może być szantażowany, kierowany, inspirowany – a ostatecznie oszukany i zniszczony, bo „Hazardzista”, tu już w sensie indywiduum, zniknie z polityki w błyskawicznym tempie – pamiętajmy, że świeci światem odbitym, istnieje dzięki medialnym fleszom. Chyba właśnie obserwujemy w Polsce kontrolowaną wymianę zużytych „twarzy”, zanim kłopoty gospodarcze doprowadzą do jakichś niekontrolowanych wydarzeń. Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie, jaki polski polityk cieszy się dzisiaj najwyższym poparciem społecznym? Będzie Pan miał odpowiedź, jakie to Gomułki przyjdą po Bierutach. 

ZB: Wygrał Planista. Chyba więcej niż oczekiwał. Jakie konsekwencje tej operacji poniósł (ponosi i będzie ponosił) nasz kraj? Jakie też są możliwości i szanse - według Pana - na zmianę tych fatalnych trendów w perspektywie np. kilku lat?

Rolex: To nie do końca jest takie pewne, czy wygrał. Tak się mogło wydawać jeszcze w końcu 2010 roku, kiedy to Polskę nawiedzały kontrole, a to rosyjskich służb specjalnych, a to korpusu dyplomatycznego. W 2011 roku ktoś przestawił wajchę, i świat Planisty trochę się posypał. Rosyjska gra o Europę musiała spowodować kontrakcję gdzie indziej. Nie wierzę w żadną „Arabską Wiosnę” – widzę dobrze wyszkolonych i uzbrojonych rebeliantów, wspieranych przez Zachód, którzy dokonują wymiany reżimów z pro-rosyjskich, na nie pro-rosyjskie. Zachód nauczył się również grać kartą islamską, i to czyni. W „1984” Orwella był opis „zmiany sojuszy”, który dokonał się w warstwie propagandowej w ciągu nocy, kiedy to wróg stał się przyjacielem, a przyjaciel wrogiem. Właśnie to obserwujemy. Dwa lata temu media Zachodu były pełne opisu wysiłków podejmowanych na rzecz walki z „zagrożeniem terroryzmem islamskim”, który czaił się w Hackney przygotowując serię krwawych zamachów. Dzisiaj czytam o bohaterskich członkach społeczności islamskiej, którzy pod pretekstem wakacji w Turcji pojechali postrzelać do armii Assada. Przy całkowitej aprobacie, a wręcz podziwie, mediów (sic!). Opisuję to nie po to, by dać wyraz oburzeniu instrumentalnemu traktowaniu społeczeństw, ale po to by uzmysłowić jak nieprzewidywalny i dynamicznie zmieniający się jest nasz świat. Proszę zastanowić się, jak daleko zmienił się „image” dzisiejszego przywództwa Rosji w świecie. Jak wyglądała pozycja Putina w samej Rosji, a w związku z tym na Zachodzie, dwa-trzy lata temu i dziś. Zachód dopracował się nowej taktyki prowadzenia wojny, i jest to taktyka oparta na nowoczesnych technologiach komunikacji i oddziaływania propagandowego. Żaden reżim na świecie nie jest dzisiaj bezpieczny, bo żaden nie posiada (być może oprócz Chin) narzędzi mogących skutecznie wyeliminować zagrożenie powstawania zorganizowanych siatek anty-systemowych.
Natomiast w pierwszym etapie Planista rzeczywiście „wygrał” – to znaczy zadał cios w amerykańską obecność w Europie, przy dosyć biernej postawie większości krajów europejskich, to trzeba przyznać. NATO (dzięki polityce Rosji, ale i Niemiec, oraz Francji) straciło wiele ze swojej siły. Amerykanie zaczęli stawiać na innych sojuszników – na przykład na Turcję. Podjęli również próbę militarnego zaistnienia na Bałkanach. Pisałem już dwa lata temu o tym, że hegemon jutra będzie mówił językiem Szekspira. Przyznam, że z satysfakcją zaobserwowałem zwrot jaki wolno dokonuje się w obszarze propagandy rosyjskiej, gdzie coraz otwarciej redefiniuja się pojęcie Zachodu dostrzegając przesunięcie granic.
Rosja podejmuje kontrakcję, tak jak to się dzieje w Rumunii, starając się odsunąć pro-amerykańskiego prezydenta od władzy i odwrócić zagrożenie instalacji amerykańskiej w tym kraju, ale nie wiemy, jak to się ostatecznie potoczy (przy czym, żeby było jasne – nie staję tutaj po stronie tej czy innej siły w Rumuni; pokazuję mechanizm). Kryzys finansowy również postawił wiele znaków zapytania dotyczących chociażby partnerstwa Niemcy – Rosja, czy szerszego projektu Eurazji. Założenie było takie, żeby połączył europejskie technologie z rosyjskimi surowcami, a może się okazać, że będzie się dogadywał bankrut z bankrutem, jeśli ceny ropy się urealnią, a podaż tego surowca na świecie rośnie.
Smoleńsk trzeba rozpatrywać właśnie w tym, szerszym kontekście. Sama tragedia została wykorzystana do „pogłębienia integracji” w ramach niemiecko-rosyjskiego projektu Eurazji (wyeliminowaniu zagrożenia powstania amerykańskiej „piątej kolumny” pomiędzy Niemcami a Rosją). Natomiast mamy już końcówkę roku 2012. Przez dwa lata na świecie zmieniło się wiele, a być może wszystko. Komu będą dzisiaj służyć polskie eskadry lotnicze i na jakim teatrze wojny? Inna rzecz, że nie będą służyć Polsce, a to jest pokłosiem Smoleńska. 

ZB: Wspominał Pan już o haniebnych praktykach rządowej komisji Millera, która podżyrowała kłamstwa MAK-u. Jednakże Polacy nie pozwalają na narzucenie tych kłamstw, więc próbują - wbrew Graczowi i Hazardziście - szukać przyczyn tej niebywałej ‘katastrofy’. 7 lipca 2010 roku zostaje powołany Zespół Parlamentarny ds Wyjaśnień Przyczyn Katastrofy Smoleńskiej, którego szefem został poseł PiS Antoni Macierewicz. Jakie zasługi przypisuje Pan Zespołowi? Czy ZP wykorzystał w pełni swe możliwości?

Rolex: Moim zdaniem zrobił bardzo wiele, zwłaszcza w zakresie przełamania monopolu informacyjnego. Dwa lata temu istniała w sferze publicznej jedna wersja wypadków (mamy czasami mylne przekonanie, że życie polityczne zaczyna i kończy się w internecie, ale to nie prawda), dzisiaj funkcjonują dwie, a zbliżająca się konferencja naukowa może utrwalić w świadomości społecznej przekonanie, że oficjalne raporty nie opisują rzeczywistości – są sprzeczne z faktami, a nawet prawami fizyki. Powstanie Parlamentarnego Zespołu powitałem z zadowoleniem, choćby z tej prostej przyczyny, że im więcej niezależnych od siebie ośrodków badających tę sprawę, tym lepiej dla przedmiotu badań. Dobrze, że dzisiaj polscy naukowcy przyłączyli się do swoich mieszkających poza granicami kolegów – silny głos polskiej nauki, jeśli zabrzmi, będzie dowodem siły tego środowiska. Bez wolnej nauki i bez wolnej wymiany myśli nie ma wolności.
Zespół zrobił również wiele dla środowiska rodzin osób, które zginęły 10 kwietnia 2010 roku. Był w zasadzie jedyną instytucją państwową, która udzieliła im wsparcia. Jeśli natomiast miałbym zgłaszać jakieś zastrzeżenia do jego pracy, to takie, że prowadzi prace dość jednostronnie. Inna rzecz, że o ile w roku 2012 doczekamy się być może konferencji naukowej w Polsce na temat Smoleńska, to w roku 2010 udział w niezależnym śledztwie nie był – jakby to powiedzieć – popularny w świecie nauki.
Gdyby Zespół Parlamentarny nie powstał w 2010 roku, dzisiaj nie dyskutowalibyśmy na temat Smoleńska prawdopodobnie w ogóle (a przynajmniej udałoby się taką dyskusję skutecznie wyeliminować z mainstreamu).
Moim zdaniem Zespół Parlamentarny wykonał swoje zadania i skompromitował sposób badania tej sprawy przez instytucje podległe rządowi opierając się wyłącznie na materiale oficjalnie podżyrowanym przez rząd polski i rosyjski (do tego celu innego wyjścia niż oparcie się na oficjalnych dokumentach nie ma).
Czy znalazł i czy znajdzie odpowiedź na pytanie o rzeczywiste przyczyny katastrofy? Zobaczymy, jak będzie wyglądał finalny raport – liczę na wyczerpującą i niepodważalną analizę, choć jako niefachowiec zastanawiam się, jak bada się obecność materiałów wybuchowych bez dostępu do wraku. Natomiast na etapie analizy, biorąc pod uwagę wszystko, co do mnie dociera, to zainstalowanie materiałów wybuchowych w Samarze, a potem oddanie Tu-154 armii NATO, żeby sobie latał po całym świecie, na przykład na szczyty NATO-wskie i unijne, mnie nie przekonuje (analiza ryzyka zamachowców – bo sposób umieszczenia ładunku wyraźnie wskazuje na sprawstwo); i ewentualne zestrzelenie (dodatkowe) na Siewiernym – Północ również, bo jeśli się ma potężny ładunek w samolocie, który przyleciał spoza granicy, to po co się „włączać” i zostawać współwinnym? Na świecie jest wielu emerytowanych specjalistów od terroryzmu, do tego obywateli państw sojuszniczych. Myślę, że należałoby się do nich zwrócić o pomoc w zakresie oceny wykonalności pewnych działań.
Ale nie uprzedzajmy faktów – trzeba cierpliwie poczekać. Osobiście sądzę, że powstrzymam się od komentowania.
Dla moich potrzeb rozumienia świata – mojej wizji geopolityki - Zespół Parlamentarny przyczynił się w znacznym stopniu do skompromitowania atrapy badania tragedii w Smoleńsku doprowadzając do postawienia strony rządowej pod ścianą. Wyznawcy teorii beczki i brzozy powinni dzisiaj wziąć raport Millera i dokonać jego krytycznej analizy z punktu widzenia zarzutów, jakie mu się stawia. Już nie z punktu widzenia detali, ale z punktu widzenia fundamentalnej rzetelności prowadzenia badań katastrof.
W szerszym kontekście, Zespół Parlamentarny (niezależnie, czy o tym wie, czy nie :) dołożył się swoją pracą do powstania sytuacji, w której polskie F-16 znów ćwiczą z innymi eskadrami NATO w USA i w Izraelu najbardziej ofensywne warianty militarne, a otoczenie Tuska musi „dogadywać się” z Zachodem („Zachód” w znaczeniu „świat anglosaski i jego sojusznicy w świecie”). Inna rzecz, jak to się ma do rzeczywistego przebiegu wydarzeń 10 kwietnia? Jeszcze raz podkreślę: Polska nie istnieje jako podmiot w polityce międzynarodowej – jest dzisiaj „polem bitwy” przez które przetaczają się obce armie. Pozostaje w zasadzie mieć nadzieję, że nim jest, a polskie eskadry lotnicze (jedyne, co nam pozostało do obrony) nie wyprowadzą się na przykład na Bliski Wschód na dłużej. Musimy zrozumieć, że współczesne prowadzenie wojny, zakładające konstruowanie skutecznych systemów obrony przeciwrakietowej nie wymaga zajmowania (choćby politycznie) całego terytorium Zachodniej Europy, w tym Polski. Najgorsze, co może nam się przydarzyć to pozostanie w „strefie cienia”, i powolna integracja z upadającym (ekonomicznie i demograficznie) byłym imperium. Musimy sami siebie zapytać: czy właśnie do takiej roli – obszaru przejściowego z charakterystycznym zanikiem administracji państwowej - aspirujemy? Bo jeśli nie, to pora na redefinicję wspólnoty i podjęcie walki o odzyskanie podmiotowości. 

ZB: W notce „WALKING ON THE MOON” omawia Pan książkę pt. „Czerwona strona Księżyca” napisaną przez Free Your Mind. Prosiłbym teraz, by zechciał Pan omówić pokrótce zalety i ewentualne wady tej obszernej pracy.

Rolex: Fundamentalną zaletą jest zdolność autora do „wyjścia z pudełka i stanięcia obok”, wbrew presji środowiskowej i „pędu” w jednym, słusznie obranym kierunku, i bez względu na konsekwencje. To jest ta cecha i umiejętność, którą powinniśmy jako społeczeństwo chcieć mieć, a nie tępić. 
Zaletą jest drobiazgowa analiza wszystkiego, co pojawiło się na temat Smoleńska w mediach, każdego w zasadzie elementu ze Smoleńskiem związanego. Zaletą jest również wskazanie, że nie wszystkie fizyczne ślady widoczne na zdjęciach w Smoleńsku zostały spowodowane przez polskiego Tu-154. Tak również twierdzi zresztą i Zespół, skoro stawia zdecydowanie tezę, że to nie TU-154 ścinał drzewa, bo leciał na innej wysokości niż to wskazuje MAK i PKBWL.
Tyle, że FYM idzie w swojej książce dalej i stawia hipotezę, że ŻADNE ślady nie zostały wykonane przez Tu-154. Hipoteza o tyle uprawniona, że jeśli jakieś zostały zainscenizowane, to dlaczego nie większa ich część, albo dlaczego nie wszystkie? Samo pojęcie maskirowki nie jest wymysłem autora, ale technicznym pojęciem ze słownika rosyjskich służb specjalnych. Trzeba by rzetelnie podjąć namysł nad tym zagadnieniem, to znaczy przeanalizować prawdopodobieństwo zainscenizowania wypadku Tu-154.
Podkreślam: nie chodzi to o wojnę na tezy, ale o prawomocność stawiania hipotez.
Pamiętajmy, że całe wydarzenie Smoleńskie jest w pełni udokumentowane (bo musi) przez służby wielu krajów na świecie. Nasza niewiedza w tym zakresie jest naszą olbrzymią słabością.
Słabością pracy FYM-a było przekroczenie dopuszczalnego w pracy analitycznej dystansu do przedmiotu badań i do czytelnika (to znaczy ja tak uważam). Powiedziałbym, że to, co było siłą publicystyki, tu okazał się słabością. Łatwo było zaatakować pracę z powodu formy, nie odnosząc się do treści. Nieco podobny los spotkał kiedyś inną książkę de facto badawczą, ale ujętą w beletrystycznej formie – mam na myśli pracę Zbyszewskiego „Niemcewicz z przodu i z tyłu”. Książka stała się bardzo popularna, ale „autorytety” odmówiły jej walorów poznawczych właśnie ze względu na dość swobodny (choć świetny literacko) styl wypowiedzi. Inna rzecz, że charakter tych ataków stał na o wiele wyższym poziomie. W sieci (centralaantykomunizmu) pojawiła się wersja audio „Czerwonej strony”. Wszystkim, którzy mają problemu z poświęceniem czasu na czytanie, polecam wysłuchanie. Napisałem kiedyś, że książka broni się jako praca badawcza, co wzbudziło furię różnej maści zelotów, i dalej podtrzymuję swoje zdanie. Jest tam logiczny ciąg myślowy, oparty choćby o zeznania świadków, prowadzący do postawienia hipotez, których nie można zbagatelizować. Czy są prawdziwe? Jeśli pomyślnie przejdą przez proces falsyfikacji, to będą :), podobnie jak wszelkie inne hipotezy badawcze. Dzisiaj zapominamy, że badanie w sensie naukowym zaczęło się nie od rozwoju „umiejętności” (te istniały zawsze), ale od stworzenia logiki formalnej. To jest narzędzie, od którego zaczyna się proces myślowy – technologie to tylko narzędzia pomocnicze.
Natomiast podjęcie nagonki na tę pracę z pozycji eksperckiej czy politycznej to oczywisty skandal; tak jak sugestie wpływu (zawoalowane bardziej lub mniej) pozostawania autora pod wpływem rosyjskich służb specjalnych. Głoszenie tego typu publicznych poglądów to głupota, a ta w polityce jest zbrodnią. Z pisarzami walczy się w totalitaryzmach, i w nich składają samokrytyki. Jeśli ABW mogła wpaść do domu blogera, który ośmieszał prezydenta Komorowskiego, to mogła tym bardziej wpaść do takiego, którego wybitny polityk, czy fachowiec oskarża o współprace z obcym wywiadem. Dawanie ABW do ręki „narzędzia” w sytuacji oczywistego przykręcania śruby, to przyłożenie ręki do zbrodni na wolności. Przypomnijmy ku przestrodze losy asystenta posła Gruszki, i samego posła Gruszkę.
Samo zresztą oczernianie przeciwnika (sic!) jest tutaj dosyć obrotowe, i też trzeba mieć tego świadomość. Jednym łatwo zarzucić działania na rzecz służb rosyjskich, a drugim uporczywe odsuwanie odpowiedzialności od sił ciemności w Polsce (tych sił, których ja nazywam Graczem).
Generalnie jednak pracę środowiska blogerskiego oceniam bardzo pozytywnie. Internet sprawił, że pojawił się niemożliwa do kontrolowania platforma wymiany myśli, kontaktów, analiz. Pierwsza „Biała Księga” była dziełem blogerów. Wokół niej rodziły się pierwsze wątpliwości. Późniejsza praca wykonana przez FYM-a i osoby, które wspierały go w gromadzeniu dostępnych informacji była tytaniczna. Poświęcenie tych osób jest jednym z powodów, dla których widzę dla Polski światełko w tunelu – był to przebłysk myślenia republikańskiego i obywatelskiego.

ZB: Pisał Pan ponad pół roku temu: „Nie możemy pozwolić się dzielić; żadna z tych dróg - czy to falsyfikacji ruskich ‘dez’, czy to żmudnego zbierania poszlak absolutnie i w żadnym punkcie się nie wyklucza”. A jednak dzieli się prawa strona; tragedia smoleńska nie zbliża nas, lecz oddala. Także Pan odczuł na pewno smak zawodu i gorycz, gdy był oczerniany i wyszydzany. Co jest przyczyną tych połajanek i kłótni? Jak temu zaradzić?

Rolex: Ja osobiście tego aż tak specjalnie nie odczuwam. Z jednej strony ze względu na wysoki próg pobudliwości, z drugiej na niewystępowanie wielu bodźców w moim bezpośrednim otoczeniu. W Polsce agresję, smutek, przygnębienie czuje się na ulicy. Tak zresztą często widzą to cudzoziemcy. Ja wstaję od komputera i jestem w innym świecie. Nie istnieje również taka jak w Polsce skala zagrożeń. Nikt tu nie zniszczy mi firmy „domiarem” za zajmowanie się takimi czy innymi sprawami, a wyspecjalizowane służby nie wpadną mi do domu wraz z drzwiami, bo napisałem kilka cierpkich słów albo dowcipkowałem na temat jakiegoś rządowego, nadętego oficjela. Obywatelstwo drugiego kraju, członkostwo w organizacjach i stowarzyszeniach (np. dziennikarskich) daje wielu ludziom mieszkającym poza granicami Polski duże poczucie komfortu. 
Jest jednak faktem, że daliśmy się podzielić, i trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czy na Kremlu się cieszą, czy smucą w związku z tym faktem? Czy „Gracz” jest zadowolony, czy też zasmucony, że ta część opinii publicznej, której ma on się prawo obawiać w sensie politycznym prawdopodobnie nigdy nie stworzy jednolitego ruchu już nie tylko związanego z wyjaśnianiem zagadek smoleńskich, ale również modernizacyjnego? Oczywiście, łatwo jest zwalić winę na „kretów”, czy prowokatorów, a najlepiej na wszechmocny, rosyjski wywiad, który manipuluje każdym z nas (i jednocześnie zdejmuje z nas odpowiedzialność za skłonność do różnienia się brzydko). Niezależnie od tego, jacy szatani są tutaj czynni, to nie sposób nie zauważyć zupełnie niezrozumiałej napastliwości (przyznaję, że po obydwu stronach), zwyczajnego braku ogłady, skłonności do okazywania lekceważenia, jeśli nie wręcz pogardy. Napięcie rosło, aż kocioł eksplodował. Mamy dwie grupy, które wzajemnie podejrzewają się o bycie ekspozyturą jakiegoś obcego wywiadu. Powiem z przekąsem: gratulacje. Rzeczywistą ekspozyturę na pewno to cieszy. Nikt jakoś nie zauważył prostego faktu, że jeśli nawet pojawiają się jakieś „wrzutki” to należy po prostu się z nimi rozliczać, tak jak to zrobił profesor Binienda z brzozą i skrzydłem. By moment, kiedy poziom ataków nie różnił się znacząco od znanej nam w stylu propagandy, kiedy to człowiek ośmielający się mieć wątpliwości zostawał „zaplutym karłem reakcji” będącym „na pasku wiadomych sił”.
Są dwie metody, dzięki którym udaje się kontrola nad społeczeństwem: jedna, to kiedy się społeczeństwu wmówi, że agentów nie ma, druga, to kiedy mu się wmówi, że są wszędzie. Jeśli uda się społeczeństwo w ten sposób podzielić pół na pół, to zwycięstwo jest pełne, bo połowa nic nie rozumie, a druga połowa jest całkowicie sparaliżowana niemocą nawiązania podstawowych więzi opartych o zaufanie. Zastanowiłbym się na poważnie, czy we współczesnej Polsce właśnie tak nie jest? Bezrefleksyjna (wciąż) większość i ziemianki z partyzantami, którzy nie podejmują akcji, bo wszyscy wzajemnie podejrzewają się o agenturalność? 
A wracając do pytania: przy faktycznej niemożliwości ostatecznej weryfikacji naukowych hipotez lub tez warto mieć zawsze inną hipotezę roboczą. Jeśli dzisiaj stawiamy tezę o wybuchach, to wrak Tu-154 nosi tego ślady (logicznie: musi je nosić). A jeśli nie będzie nosił? To znaczy to, co przyjedzie do Polski (jeśli przyjedzie) nie będzie ich nosiło? Jeśli Rosjanie mieliby być sprawcami zamachu, to poza granice tego kraju nie wyjedzie żaden dowód rzeczowy zamachu, to oczywiste. Planista nie podaruje ani Graczowi, ani tym bardziej Hazardziście dowodów własnego sprawstwa. A jeśli sprawcy są w Polsce? To po raz kolejny ruch będzie należał do Kremla.
Słabością wszystkich hipotez jest niedocenianie faktu, że źródło żywotności naszych demonów leży w Polsce, a nie w Rosji. I w Polsce należy szukać źródeł Smoleńska. Jeśli sobie tego nie uświadomimy, to kolejne budżety będą nam opracowywali „hazardziści”, a „gracze” rozegrają nas na pieniądze, przy których ostatnie afery to kieszonkowe. Kilka takich „wiekopomnych” projektów właśnie jest anonsowanych (projekt polskiej tarczy antyrakietowej, który należy uznać za przygotowanie do „napadu stulecia” na nasze pieniądze; szkoda, że twórcy zatrzymali się w pół kroku – polska, załogowa wyprawa na Tytana byłaby finansowo jeszcze bardziej wydajna, a tak samo realistyczna).
Psychologicznie wydajemy się nieprzygotowani na zderzenie z rzeczywistością, w której garstka zdeterminowanych bandytów wodzi nas od dwudziestu lat za nos. Stąd skłonność do przyjęcia z ulgą założenia, że to złowrogi Kreml nami macha jak jakiś demon chwostem. Uspokaja i demotywuje, bo cóż zrobić wobec tak potężnych sił? Tysiące ludzi wyszły na ulice Moskwy z transparentami, a wśród nich jeden był wielce wymowny. Cytuję z pamięci i z góry przepraszam za obsceniczną treść: „Putin, zrobili cię w ch...”. To jest najcięższy zarzut, jak w Rosji można postawić carowi, bo car zrobiony w bambuko jest zwyczajnie śmieszny. „W bambuko” zrobiono w ciągu ostatnich dwóch lat „wiecznie żywych” (do czasu, jak się okazało) Kadafiego, Mubaraka, i Asada. Wesołej miny nie mają zapewne i bardziej odlegli „Chavezowie” tego świata, a więc cały zastęp kumpli Putina. Warto sobie z tego zdać sprawę i nie dać się usypiać opowieściami o „wszechmocnych” zbrodniarzach z Kremla. Nic za nas nic nie załatwi, nikt nam niczego nie da, chyba, że chcemy się już na zawsze uznawać za „upośledzonego człowieka Europy”, który potrzebuje fachowej i troskliwej opieki dorosłych.
Wydaje mi się – i niech to będzie kolejna z tez politycznych – że 10 kwietnia Gracz postawił na geopolitycznego konia Eurazji. Chyba przeszacował jego siłę, i możliwości kontrataku drugiej strony. Może się okazać, że to był koń trojański.
I na koniec oczywistość: droga do wyjaśnienia tragedii 10 kwietnia wiedzie jedynie przez odzyskanie podmiotowości Polaków, a potem przez odzyskanie państwa. Trzeba znaleźć nową formułę jednoczenia, a nie dzielenia.

ZB: Dziękuję Panu za rozmowę. Zdaje mi się, iż nie wyczerpaliśmy wszystkich problemów nurtujących nasze środowisko /-a. Czytelnicy postawią zapewne pytania, które tu nie padły. Proszę więc, by za 3 - 5 dni zechciał Pan kontynuować naszą rozmowę.

Rolex:  To ja dziękuję, jestem do dyspozycji Pańskiej i Czytelników.

 
...
 
10 KWIETNIA 2010 POWTÓRKA Z HISTORII

Istnienie całkowicie zamkniętych dla mediów spotkań wpływowych osobistości stanowi, jak pisze AFP, pożywkę dla zwolenników teorii spiskowych. Krytycy podnoszą zaś, że Grupa Bilderberg to koteria propagatorów nieskrępowanego neoliberalizmu i globalizacji.

image

Zbiory NAC on-line - prototyp

www.audiovis.nac.gov.pl800 × 817Search by image
Opis obrazu: Dekoracja trumny Orderem Orła Białego - przemawia prezydent Władysław Raczkiewicz. W pierwszym szeregu od lewej: premier Stanisław Mikołajczyk, prezydent Władysław Raczkiewicz, Naczelny Wódz gen. Kazimierz Sosnkowski. Widoczni także
 
image
 
Józef Retinger
Polit.
Józef Hieronim Retinger was a Polish political adviser. He was a founder of the European Movement that would lead to the founding of the European Union and was involved in founding the Bilderberg Group.Wikipedia
 

http://gadzetomania.pl/2971,polak-ktory-stworzyl-swiatowy-rzad-jozef-retinger-i-klub-bilderberg

Choć Józef Retinger był cichociemnym, Armia Krajowa wydała na niego wyrok śmierci. Towarzyszył premierowi Sikorskiemu w każdym locie – z wyjątkiem ostatniego. To z jego inicjatywy powstała dzisiejsza Unia Europejska. Z Białym Domem łączono go o dowolnej porze, a założony przez niego Klub Bilderberg do dzisiaj gromadzi najważniejszych biznesmenów i polityków świata. Kim był ten nietuzinkowy Polak?

Urodził się w 1888 roku w Krakowie, w wieku zaledwie 9 lat został sierotą. Uśmiech losu sprawił, że przygarnął go Władysław Zamoyski, który postanowił zapewnić swojemu wychowankowi wszechstronne wykształcenie. Nowicjat w kolegium jezuickim w Rzymie, później studia w paryskiej Ecole des Sciences Politiques i w Monachium zwieńczone zostały uzyskanym w wieku 20 lat doktoratem na Sorbonie i nauką w londyńskiej London School of Economics.

Studia i prowadzone podczas nich życie towarzyskie okazały się najlepszą inwestycją, jaką tylko można sobie wyobrazić. Studiując na najlepszych uczelniach i bywając – dzięki wsparciu swojego protektora - w arystokratycznych klubach Paryża, Retinger poznał najwybitniejsze postaci swoich czasów oraz tych, którzy władzę i znaczenie mieli zdobyć dopiero w późniejszych latach.

Znajomi Józefa Retingera z lat młodości to przekrój różnych profesji. Nie brakło wśród nich wojskowych i polityków, jak trzymający w garści Afrykę lord Horatio Kitchener, późniejsi premierzy Wielkiej Brytanii i Francji - Winston Churchill i Georges Clemenceau, czy pierwszy prezydent Izraela Chaim Weizmann.

Retinger poznał także wybitnych twórców swojej epoki , jak choćby czołowego malarza impresjonistę, Maurice’a Ravela. Zaprzyjaźnił się również z Josephem Conradem, a pełna lista jego znajomych z powodzeniem mogłaby służyć w Wikipedii jako hasło „Najwybitniejsze postaci pierwszej połowy XX wieku”.

....

 
Born: April 17, 1888, Kraków
Died: June 12, 1960, London, United Kingdom

 

William Shannon, były redaktor naczelny "New York Timesa" i ambasador USA w Irlandii w czasie prezydentury Jimmy'ego Cartera, powiedział, że nadrzędnym celem Klubu Bilderberg jest dążenie do wieku postnacjonalistycznego, w którym nie ma podziału na kraje, a regiony Ziemi kierują się uniwersalnymi wartościami. Pomóc ma w tym jedna globalna gospodarka, jeden mianowany, a nie wybieralny rząd światowy i jedna religia.

Tegoroczne rozmowy grupy mają dotyczyć według "The Irish Times": sztucznej inteligencji, cyberbezpieczeństwa i technologii informatycznych, zagrożenia bronią chemiczną, bieżących spraw gospodarczych, strategii europejskiej, globalizacji, Grecji, Iranu, Bliskiego Wschodu, NATO, Rosji, terroryzmu, Wielkiej Brytanii oraz USA i amerykańskich wyborów.

To oni pociągają za sznurki ogólnoświatowej polityki. Mówią o nim "rząd cieni", który na swych corocznych spotkaniach w całkowitej tajemnicy snuje niecne plany. Bez udziału mediów. Oto Klub Bilderberg zrzeszający notabli tego świata. Od 20 lat w tych spotkaniach grupy biorą udział polscy politycy, ekonomiści i biznesmeni.

Zobaczcie, którzy znani Polacy uczestniczyli w zebraniach "tajemniczej" Grupy Bilderberg.

(DK)

Polacy, którzy obradowali w "tajemniczej" Grupie Bilderberg

Światowe media informują o kolejnym spotkaniu Grupy Bilderberg, której uczestnicy spotykają się za zamkniętymi drzwiami, aby, jak sami twierdzą, dyskutować o najważniejszych sprawach świata, czyli tzw. megatrendach. Tegoroczne spotkanie ma miejsce w austriackiej miejscowości Telfs-Buchen koło Innsbrucka. Polskę w tym roku będzie reprezentować Anne Applebaum, prywatnie żona Radosława Sikorskiego.

Andrzej Olechowski

Andrzej Olechowski

Były minister spraw zagranicznych Polski, Andrzej Olechowski był pierwszym Polakiem, którego przyjęto do Grupy Bilderberg, nieoficjalnej organizacji zrzeszającej ok. 130 najbardziej wpływowych osób na świecie.

 

image

Hanna Suchocka

W 1998 roku na spotkaniu Grupy Bilderberg w szkockiej miejscowości Ayrshire pojawiła się ówczesna minister sprawiedliwości Hanna Suchocka.

image

Sławomir Sikora

Do włoskiej Stresy Andrzej Olechowski pojechał w 2004 roku ze Sławomirem Sikorą, prezesem Banku Handlowego.

image
 

Jacek Szwajcowski

W 2005 roku do niemieckiej miejscowości Rottach-Egern pojechał Jacek Szwajcowski, szef Polskiej Grupy Farmaceutycznej.

Od 2005 roku członek Rady Nadzorczej Spółki AGORA

image

Aleksander Kwaśniewski

W 2008 roku na spotkanie Grupy Bilderberg do miejscowości w Chantilly w amerykańskim stanie Wirginia przybył Aleksander Kwaśniewski

image

Jacek Rostowski

W 2012 roku Polskę na spotkaniu Grupy Bilderberg reprezentował były minister finansów Jacek Rostowski.

 

http://niezlomni.com/?p=936

W kwietniu 2016 roku w Katedrze Gnieżnieńskiej i Poznańskiej będziemy obchodzili 1050 Rocznicę Chrztu Świętego Polski przyjętego z rąk Biskupa Praskiego Świętego Wojciecha Adelberga męczennika.

Droga Kościoła Rzymskiego usłana jest przez wielkich męczennikow jak Święty Andrzej Bobola. Ale i zapomnianych jak:

http://niezlomni.com/?p=936

Śmierć, wokół której panuje zmowa milczenia od 65 lat. On mógł zmienić bieg historii…

 paź 30, 2013    PRL  0


 

Biskup Stanisław Kostka-Łukomski
 
 

Biskup Stanisław Kostka-Łukomski

Nie wiem, jak potoczyłyby się losy Kościoła katolickiego w Polsce, gdyby nie zagadkowa śmierć bp. Stanisława Kostki Łukomskiego. Nie wiem, czy jego hipotetyczne prymasostwo mogłoby ocalić Kościół w Polsce w taki sposób, w jaki on sam ocalił przed zniszczeniem zaminowaną już przez Niemców łomżyńską katedrę.

Październik to miesiąc, w którym zawsze silnie nurtują mnie pytania dotyczące zmian, jakie zaszły w łonie Kościoła katolickiego w Polsce po roku 1945. Dlaczego właśnie w październiku? Bo w karty tego miesiąca na stałe wpisała się na wskroś tajemnicza śmierć polskiego biskupa, śmierć, która do dziś waży na losach Polski i Kościoła, śmierć, o którą nikt się nie głośno upomina.

Pogrzeb prymasa Augusta Hlonda

Pogrzeb prymasa Augusta Hlonda

26 października 1948 r. ceremoniom pogrzebowym Prymasa Augusta Hlonda przewodniczył powszechnie uznawany za jego następcę biskup łomżyński Stanisław Kostka Łukomski, sekretarz Episkopatu Polski. Nikt wówczas nie podejrzewał, że dwa dni później umrze on w tym samym szpitalnym łóżku co dotychczasowy zwierzchnik polskiego Kościoła! Zaskakujące, nieprawdaż?

Ale po kolei. Nazajutrz po pogrzebie Prymasa Hlonda z Warszawy w kierunku Łomży wyruszył samochód, którym podróżowali: bp Stanisław Kostka Łukomski, ks. kanonik Henryk Kulbat oraz Aleksander Sokołowski, kierowca biskupa. Z nie do końca ustalonych przyczyn(nieoficjalna wersja mówi o podpiłowanej kierownicy) pojazd uderzył w drzewo rosnące tuż przy krawędzi szosy. Poszkodowanych opatrzono w szpitalu w Ostrowi Mazowieckiej.

Biskupa Łukomskiego odwieziono zaraz potem karetką do szpitala sióstr Elżbietanek w Warszawie (stukilometrowa podróż trwała aż cztery godziny!).Następnego dnia stan chorego nagle pogorszył się i biskup zmarł. Co ciekawe, kierowca biskupiego samochodu wkrótce zatrudnił się w strukturze Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego zajmującej się inwigilacją duchowieństwa. Zastanawia też fakt, że ks. Henryk Kulbat jakby „zapomniał” o całym zdarzeniu i nigdy publicznie nie wypowiedział się na jego temat, ani nie podniósł żądania wyjaśnienia wszystkich okoliczności śmierci biskupa! Co więcej, nie uczynił tego żaden inny oficjalny przedstawiciel Kościoła katolickiego, nawet po upadku tzw. komuny!

Kim był biskup Stanisław Kostka Łukomski i komu mogło ewentualnie zależeć na jego śmierci? Jako zwolennik Narodowej Demokracji, a także przyjaciel Romana Dmowskiego i gen. Józefa Halleranigdy nie uznał porządku, jaki zapanował w Polsce po zamachu majowym 1926 r., a podczas obu okupacji i po zakończeniu II wojny światowej wspierał konspiracyjne ugrupowania ruchu narodowego.

Polityczne sympatie i ortodoksyjna bezkompromisowość powodowały, że wciąż rosły szeregi jego wrogów. Było to szerokie spektrum: począwszy od przedwojennych wolnomyślicieli, socjalistów, lóż masońskich, piłsudczykowskiej sanacji, aż po utrwalaczy tzw. władzy ludowej. Ci ostatni przygotowywali biskupowi pokazowy proces sądowy, jednak jakość zebranych przeciw niemu „dowodów” była tak licha, że rozśmieszyła nawet stalinowskich prokuratorów. 

Czy to wówczas w białostockim Urzędzie Bezpieczeństwa podjęto decyzję fizycznego pozbycia się ks. Łukomskiego? A może rozkaz przyszedł z Warszawy? Brak jakiegokolwiek zainteresowania sprawą ze strony Instytutu Pamięci Narodowej uniemożliwia dziś uzyskanie odpowiedzi na te pytania.

ksiądz Bronisław Dąbrowski

ksiądz Bronisław Dąbrowski

Kłamstwem byłoby twierdzenie, że poglądy i postawa biskupa łomżyńskiego nie rodziły opozycji w samym Kościele. Wręcz przeciwnie. Posługując się modnym do niedawna dualizmem można by powiedzieć, że ks. Stanisław Łukomski reprezentował „narrację Niepokalanowa”, z którą konkurowała (dziś okazuje się, że czyniła to nadzwyczaj skutecznie) „narracja Lasek”. Tę pierwszą powszechnie określa się mianem Kościoła integrystycznego, a drugą otwartego.

Było też coś dodatkowego, coś, co dodawało pikanterii stosunkom biskupa łomżyńskiego ze środowiskami „Kościoła otwartego”: przed- i powojenne bezpodstawne zarzucanie mu antysemityzmu. Twórcy i współpracownicy ośrodka w Laskach to w dużej mierze prozelici (jak np. Zofia Landy, krewna bp. Bronisława Dembowskiego – kapelana Lasek, uczestnika spisku w Magdalence), stąd resentymenty o charakterze narodowościowym i ekumenicznym miały wymiar szczególny.

Mało kto wie, że to właśnie w kościele w Laskach odbyło się pierwsze w Polsce (10 stycznia 1962 r., a więc jeszcze przed obradami Soboru Watykańskiego II) nabożeństwo ekumeniczne zorganizowane przez ks. Bronisława Dembowskiego!

Równo rok temu nad tragiczną śmiercią bp. Łukomskiego pochylili się dziennikarze tygodnika „Uważam Rze”, którzy wskazując na ubecką rękę sprawczą skwapliwie podważyli tezę o możliwości objęcia przez niego urzędu prymasowskiego. Argumenty podnieśli dwa. Po pierwsze, wytknęli mu zbyt zaawansowany wiek, choć wcale nie byłby on najstarszym dwudziestowiecznym prymasem-elektem (nota bene Jorge Mario Bergoglio objął tron papieski w 77 roku życia). Drugi argument był innej natury, choć równie schopenhauerowski: Dziś wiemy, że przed śmiercią wskazał on (Prymas Hlond) na swojego następcę młodego biskupa Stefana Wyszyńskiego z Lublina.

A co wiemy tak naprawdę? Niewiele. Oficjalna, a zarazem nieweryfikowalna wersja mówi o tym, że tę zaskakującą wolę Kardynał August Hlond przekazał na łożu śmierci swojemu sekretarzowi, ks. Antoniemu Baraniakowi. Nie było żadnych innych świadków tego niezwykle ważnego przecież zdarzenia, choć choremu prymasowi posługiwała spora grupa księży i zakonnic. Pius XII nie podważył przedstawionej mu wersji wydarzeń i godnością arcybiskupa gnieźnieńskiego obdarzył wychowanka Lasek, ks. bp. Stefana Wyszyńskiego.

ks. bp Antoni Baraniak

ks. bp Antoni Baraniak

Ks. bp Antoni Baraniak to postać ciekawa choćby z tego względu, że jest jednym z tych hierarchów Kościoła, którzy pośmiertnie cieszą się niesłabnącą estymą środowisk lewicowych, z Gazetą Wyborczą na czele. Przez wielu nazywany był szarą eminencją Episkopatu, a przeze mnie Józefem Retingerem w sutannie, gdyż zewnętrznie i z racji charakteru swojej służby jako żywo przypominał sekretarza gen. Władysława Sikorskiego.

Karierę rozpoczął bardzo szybko, bo już w wieku 29 lat został osobistym sekretarzem prymasa Augusta Hlonda, a później w wyżej naszkicowanych okolicznościach nowego prymasa, kardynała Stefana Wyszyńskiego. Wielu wskazywało go też jako najbliższego przyjaciela ks. bp. Karola Wojtyły.Za zgodą władz komunistycznych wszyscy trzej ( ks. ks. Wyszyński, Wojtyła i Baraniak) czynnie uczestniczyli w sesjach Soboru Watykańskiego II, a ks. Baraniak wpisał się w soborowe annały jako promotor ONZ-owskiej koncepcji zmiany kalendarza na 13-miesięczny.

Nie wiem, jak potoczyłyby się losy Kościoła katolickiego w Polsce, gdyby nie zagadkowa śmierć bp. Stanisława Kostki Łukomskiego. Nie wiem, czy jego hipotetyczne prymasostwo mogłoby ocalić Kościół w Polsce w taki sposób, w jaki on sam ocalił przed zniszczeniem zaminowaną już przez Niemców łomżyńską katedrę. Nie wiem także, czy ewentualni kontynuatorzy jego misji wykazaliby tyle samo niezłomności i hartu ducha.

 

Wiem jedno: wokół tej postaci od sześćdziesięciu pięciu lat panuje dziwna zmowa milczenia, a publiczne artykułowanie narzucających się pytań dotyczących okoliczności jej śmierci nie przysporzą mi sympatii w kręgach Kościoła posoborowego.

 

krzysztof-zagozda  Krzysztof Zagozda

Zakorzeniony w historii Polski i Kresów Wschodnich. Przyjaciel ludzi, zwierząt i przyrody. Wiara i miłość do Boga i Człowieka. Autorytet Jan Paweł II

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka