Albatros ... z lotu ptaka Albatros ... z lotu ptaka
526
BLOG

WOLNOMULARSTWO SZTUKA KRÓLEWSKA - Mamy o czym pomyśleć

Albatros ... z lotu ptaka Albatros ... z lotu ptaka Polityka Obserwuj notkę 0

W 2012 roku po ukazaniu się filmu "Nasze matki, nasi ojcowie" w Niemczech i na Świecie szczególnie w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej rząd "polski" Donalda Tuska zareagował przez MSZ wydaniem w skromnym nakładzie książki "slawistów" Autorow z Polskiej Akademii Nauk.

Ambasador Schnepf w Waszyngtonie. tworca loży B'nai B'irth w Warszawie był propagatorem tej literatury na poziomie akademickim.

"Prorok mniejszy" z loży B'nai B'rith dla Polaków jak nazista - Stanisław Michalkiewicz

 

Razwiedka nie zrezygnowała a wręcz posłużyła się swoim zawsze oddanym prezidę. Własnie правая рука Владимирa w osobie pana prezidę 2 października 2012 „za wybitne zasługi w rozwijaniu współpracy między Rzecząpospolitą Polską i Stolicą Apostolską, za działalność na rzecz środowisk polonijnych i promowanie polskiej kultury” odznaczyła Janusza Bolonka Krzyżem Oficerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. Kto jak kto, ale Janusz Bolonek działał na rzecz środowisk polonijnych jak nikt inny, no może jeszcze Tomasz T. mógł być lepszy. Przecież papież JPII był przedstawicielem środowiska polonijnego, tak więc Bolonek stał w jego obronie. I znowu mogliśmy się przekonać, że prezidę ma słabość do służb i że już chyba się z tej choroby nie wyleczy, choć ostatnio doszła jeszcze jedna choroba. Amnezja na wszystko i nawet nie wie co to są akta sprawy. Mówi, że to niepojęty język prawniczy. Czyżby Alzheimer? Ciekawe czy wie, czym robi siusiu? Może odmętami szaleństwa?
 
B’nai B’rith
B’nai B’rith – najstarsza nieprzerwanie działająca żydowska organizacja na świecie. Powstała w 1843 w Nowym Jorku. Główna siedziba znajduje się w Waszyngtonie w Stanach Zjednoczonych. Wikipedia
 

Stanisław Michalkiewicz o masonerii

Przesłany 08.11.2011

Fragment wykładu Stanisława Michalkiewicza podczas‏ spotkania w siedzibie Polskiej Fundacji Kulturalnej w Clark, NJ, USA, dnia 15 paździenika 2011r.

Temat wykładu: Polska wobec kryzysu. Całość do obejrzenia tutaj:
http://www.youtube.com/watch?v=XS0K0M...

Stanisław Michalkiewicz o pieniądzu fiducjarnym

bank of england WYDAŁ RZECZYPOSPOLITEJ KWIT MAGAZYNOWY ZA POLSKIE ZŁOTO WYWIEZIONE Z KRAJU WE WRZEŚNIU 1939 ROKU. DO POLSKI NIGDY 85 TON ZŁOTA NIE WRÓCIŁO !

Zastanawiam się zatem, czy słusznie dodałem do tytułu moich notek znak zapytania. Na udowodnienie tego, że fajnie jest mieć dziadka z Wehrmachtu, znalazły się pieniądze, również niemieckie. PAN udowadnia tezę, że AK była antysemicka i dostaje na to środki z fundacji zachodnich, również niemieckich. Natomiast IPN, który obiektywnie opisuje historię AK, utracił siedzibę, boryka się z brakiem środków i może być nawet zlikwidowany, jeśli do władzy dojdzie Ruch Palikota i SLD. To smutne, ale wygląda na to, że w III RP rzeczywiście lepiej mieć dziadka z „rycerskiego” Wehrmachtu, niż z „antysemickiej” AK!

>>>

Prezesem PAN był wtedy i obecnie Prefesor  Michał Kleiber niedoszły Moderator badań "Katastrofy Smoleńskiej".

image

Michał Kleiber
Michał Aleksander Kleiber – polski naukowiec, nauczyciel akademicki, profesor nauk technicznych, były minister nauki, od 2007 do 2015 prezes Polskiej Akademii Nauk, były doradca społeczny prezydenta ... Wikipedia
Data i miejsce urodzenia: 23 stycznia 1946 (70 lat), Warszawa

image

https://forumakademickie.pl/fa/2011/01/

Na pewno musimy ograniczać działalność placówek słabych. Ale to łatwo powiedzieć, a dużo trudniej rozsądnie zrealizować. Musimy pamiętać, że nauka pełni wiele funkcji. Funkcja odkrywania nowego i aspirowanie do uznania międzynarodowego jest ważna i powinna być pierwszoplanowa, ale w polskich warunkach powinniśmy mieć świadomość, że prowadzenie badań służy np. także poprawie jakości nauczania. Jeśli jakiś wydział w uczelni wypada relatywnie słabo, to dla mnie nie jest wcale oczywiste, że nie powinien on dostać ani grosza na badania naukowe i takich badań nie prowadzić. Myślę, że pewien poziom badań powinien być zapewniony. Jeśli uznajemy, że dana uczelnia ma istnieć, to całkowite odcięcie pieniędzy na badania byłoby decyzją o fatalnych konsekwencjach.


Z prof. dr. hab. inż. Michałem Kleiberem, prezesem Polskiej Akademii Nauk, rozmawia Andrzej Świć – str. 22-25


czytaj »

Czas na dyskusję

http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1556905,1,michal-kleiber---pan-na-minowym-polu.read

 

 
Michał Kleiber - pan na minowym polu
Profesor na placu smoleńskim
Prezes PAN prof. Michał Kleiber zapewne chciał jak najlepiej, ale boleśnie się zderzył z żywiołem polityki smoleńskiej.
Prof. Kleibera cechuje spokój, merytoryczność i formułowanie wyważonych opinii.
Bartosz Bobkowski/Agencja Gazeta

Prof. Kleibera cechuje spokój, merytoryczność i formułowanie wyważonych opinii.

Rozmawiamy w hotelu Sheraton w Sopocie, gdzie właśnie trwa wielka konferencja Europejskiego Forum Nowych Idei. Świeci słońce, na plaży i po słynnym molo spaceruje sporo ludzi. Widoki i aura sprzyjają relaksowi, ale prof. Michał Kleiber raczej wygląda na zmęczonego.

– Nigdy w przeszłości nie byłem tak ostro publicznie atakowany. Także przez osoby znające mnie od dawna.[Leszek Miller w Radiu TOK FM powiedział: „Prof. Kleiber ma problem z odróżnieniem sensu od nonsensu” – red.]. Czy polityk, nie zadawszy sobie nawet trudu, żeby zrozumieć istotę mojej propozycji, powinien publicznie używać takich słów? – pyta.

Na prof. Kleibera rzeczywiście ostatnio sypią się razy. Na początku września prezes PAN wysłał do ekspertów z komisji Jerzego Millera oraz naukowców z zespołu parlamentarnego posła Antoniego Macierewicza zaproszenie do wzięcia udziału w… No właśnie, w czym? Media najczęściej pisały o dwustronnej debacie i tak to zostało nagłośnione, ale prezesowi PAN, jak mówi, chodziło o merytoryczną konferencję naukową, do której zostaną dopuszczone wyłącznie referaty spełniające standardy publikacji naukowych.

Może zresztą ta inicjatywa nie wywołałaby aż tak negatywnych emocji, gdyby nie ujawnienie przez prokuraturę wojskową zeznań trzech naukowców z zespołu Macierewicza. Stały się one – według wielu komentatorów – ostatecznym dowodem kompromitacji „nauki smoleńskiej”.

image

http://whc.ifps.org.pl/2012/09/medale-polskiej-akademii-nauk-przyznane/

Lepszy dziadek z Wehrmachtu niż z „antysemickiej” AK?
Polska
Dodany: 2013-04-12 13:33 
 
 

http://www.obiektywnie.com.pl/artykuly/lepszy-dziadek-z-wehrmachtu-niz-z-antysemickiej-ak.html

Lepszy dziadek z Wehrmachtu niż z „antysemickiej” AK?

 
Treść niemieckiego filmu „Nasze matki, nasi ojcowie” jest oparta na tym co wytworzyła polska tylko z nazwy PAN, finansowana hojnie z naszych pieniędzy przez rząd Tuska oraz na tekstach autorów z kręgu prorządowej „Gazety Wyborczej”.
WOLNOMULARSTWO SZTUKA KRÓLEWSKA - Mamy o czym pomyśleć

Rząd Donalda Tuska, który od 2 lat rozpowszechnia za granicą antypolską książkę „Inferno of choices” udowadniającą tezę, że Polacy są współwinni holokaustu, nakazał ambasadorowi w Berlinie złożyć protest  przeciwko emisji przez niemiecką publiczną telewizję ZDF serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”, w którym żołnierze AK zostali pokazani jako prymitywni antysemici. Nie można tego kroku nazwać inaczej niż propagandową farsą, odegraną w celu uspokojenia polskiej opinii publicznej, oburzonej tymi oszczerstwami, bo znieważające nasz naród sceny są opowiedzianymi filmowym językiem ilustracjami tego, co znajduje się w licznych publikacjach pracowników Polskiej Akademii Nauk, która jest przecież przez tenże rząd finansowana. Największe „zasługi” w opisywaniu rzekomej odpowiedzialności Polaków za zagładę Żydów ma Centrum Badań nad Holocaustem PAN, kierowane przez Barbarę Engelking-Boni, żonę ministra Michała Boniego. Ta mianowana w połowie marca tego roku profesorem socjolog jest redaktorką oraz współautorką wspomnianej wyżej antypolskiej książki „Inferno of choices”, która jest wyborem publikacji żydowskich i filosemickich pracowników PAN na temat stosunków polsko-żydowskich podczas II wojny światowej. Nie pokazuje ona w ogóle polskiego punktu widzenia na te sprawy.

W proteście złożonym w imieniu rządu Tuska napisano: „Polska Armia Krajowa oraz większość Polaków została przedstawiona w serialu jako ludzie pod wpływem ciemnego antysemityzmu, niemal nieróżniący się od niemieckich nazistów oraz opanowani przez chciwość, co prowadziło do popełniania przez nich najpodlejszych czynów.” Nie oglądałem tego serialu, ale z jego opisów dowiedziałem się, że ambasador się pomylił, bo przedstawiono w nim losy „sympatycznych młodych ludzi, podchodzących z dystansem do narodowosocjalistycznej ideologii”. Filmowi bohaterowie nie są więc wcale nazistami, lecz uwikłanymi wbrew swej woli w wojnę porządnymi Niemcami, kochającymi Żydów (albo kochającymi się z Żydami, bo jedna z bohaterek ma chłopaka żydowskiego pochodzenia), którzy nosząc mundury Wehrmachtu stoją znacznie wyżej kulturalnie i moralnie niż prymitywni, antysemiccy żołnierze AK. Oto skrótowy opis treści filmu: „Trzyczęściowy film "Nasze matki, nasi ojcowie" został wyemitowany między 17 a 20 marca. Autorzy pokazali II wojnę światową - od niemieckiego ataku na ZSRR w czerwcu 1941 roku do kapitulacji Niemiec - przez pryzmat losów pięciorga młodych Niemców z Berlina: oficera Wehrmachtu Wilhelma, jego również powołanego do wojska młodszego brata Friedhelma, zakochanej w Wilhelmie pielęgniarki Charlotte, marzącej o karierze piosenkarki Grety oraz jej chłopaka - Żyda Viktora.

Właśnie historia Viktora, który ucieka z transportu do Auschwitz i przyłącza się do oddziału AK, stała się dla twórców filmu pretekstem do pokazania polskich partyzantów i polskiego społeczeństwa jako zdeklarowanych antysemitów. Viktor, pomimo wykazanej wielokrotnie odwagi w walce z Niemcami, zostaje usunięty z oddziału, gdy wychodzi na jaw, że jest Żydem. Wcześniej partyzanci zatrzymują po walce niemiecki pociąg, lecz gdy okazuje się, że przewożeni są nim Żydzi z obozu koncentracyjnego, zostawiają wagony zamknięte, wydając więźniów na pastwę Niemców.” (http://wpolityce.pl/wydarzenia/51129-21-milionow-widzow-obejrzalo-klamliwy-film-zdf-o-zolnierzach-ak-niemiecka-telewizja-sprzedaje-film-amerykanom-i-zaslania-sie-dokumentacja)

Oto opisy niektórych scen tego filmu z innego artykułu: „Polscy chłopi na Lubelszczyźnie gotowi są sprzedać żywność partyzantom z AK tylko wtedy, jeśli w oddziale nie ma Żydów. Dowódca zapewnia, że Żydzi wydzielają specyficzny zapach i natychmiast zostaliby rozpoznani. Inny partyzant zapowiada: „Utopimy Żydów jak koty”. Akowcy atakują niemiecki transport kolejowy, wybijają załogę. Mają nadzieję zdobyć żywność. W bydlęcym wagonie są jednak ludzie wiezieni do obozu. Dowódca, człowiek zresztą dzielny, patrzy przez chwilę z obrzydzeniem. Zamyka wagon. Nie zamierza uwolnić przeznaczonych na śmierć. Padają słowa: „Większość z nich to Żydzi. A Żydzi są tak samo parszywi jak komuniści czy Ruscy. Lepsi martwi niż żywi”.(…) Partyzanci wyglądają karykaturalnie – jak zbóje z lasu, w cywilno-wojskowych strojach (akowcy walczyli przeważnie w cywilu). To Viktor uwalnia Żydów z bydlęcego wagonu, tym samym demaskując się w oczach partyzantów. Pod naciskiem swoich dowódca akowców musi usunąć Żyda. Wspaniałomyślnie jednak nie zabija Viktora, lecz zostawia mu pistolet i wypędza z oddziału ze słowami: „Więcej dla ciebie uczynić nie mogę”.” (http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/akowcy-jak-esesmani)

 Z tych skrótowych opisów wynika, że jest to brednia nad bredniami. Przede wszystkim w okresie, gdy berliński Żyd uciekł z transportu do Auschwitz (1942 r. lub początek 1943 r.), w lasach środkowej Polski nie było bojowych oddziałów AK, o czym twórcy filmu wiedzieli od prof. Bogdana Musiała (http://wpolityce.pl/artykuly/51001-w-tygodniku-sieci-prof-musial-ujawnia-kulisy-konsultacji-wokol-skandalicznego-niemieckiego-serialu-nasi-ojcowie-i-matki). Z tego powodu nie mogła się zdarzyć scena z Żydami zamykanymi z powrotem z wagonach kolejowych. Byłaby to też czynność kompletnie irracjonalna, bo przecież ci Żydzi bez pomocy Polaków i tak by zostali schwytani przez Niemców, a w pościg za nimi musiałoby się zaangażować wojsko niemieckie, co ułatwiłoby partyzantom przegrupowanie swych sił. Poza tym, gdyby nawet jakiś oddział AK napadał w 1942 r. na pociągi, to w jaki sposób Viktor mógł w ogóle się w nim znaleźć, skoro nie ujawnił, że jest Żydem? Przecież nie mógł udawać Polaka, bo z pewnością jako mieszkaniec Berlina biegle po polsku nie mówił. Z tego wynika, że akowcy traktowali go jako Niemca. Niemiec w oddziale AK? Może polscy partyzanci przyjęli go, bo myśleli, że jest to dziadek przyszłego premiera Polski (proszę nie mylić z „polskim premierem”!) Donalda Tuska, który zbiegł do lasu  z Wehrmachtu?

Proszę uważnie przeczytać ten fragment wypowiedzi prof. Musiała dla tygodnika „Sieci”: „Byłem naprawdę w szoku, kiedy zobaczyłem obrazy z polskiej wsi okresu wojny. Czy może pan sobie wyobrazić, że polscy chłopi za okupacji według tego filmu mają tak na oko ze 120 kg wagi, są tłuści, podstępni i z karabinami ganiają za tymi biednymi uciekinierami żydowskimi? Więc mówię tym ludziom z ZDF: „Rany boskie! Ludzie kochani! Gdzie wy takie rzeczy widzieliście! Kto wam to podsunął?!”. Oczywiście na to pytanie nie odpowiedzieli. Muszę podkreślić, że nie rozmawiałem z reżyserami filmu, tylko z pracownikami telewizji.” Czego nie powiedzieli oni, powiem ja. Twórcy filmu zaczerpnęli „wiedzę” o prześladowaniach Żydów przez polskich chłopów z wydawnictw Centrum Badań nad Zagładą Żydów przy Polskiej Akademii Nauk, które prof. Bogusław Wolniewicz nazwał „centralną wytwórnią antypolskich oszczerstw”: „W latach 2007-2010 Centrum realizowało „program badawczy” o nazwie „Ludność wiejska w GG wobec Zagłady i ukrywania się Żydów 1942-1945”, finansowany przez The Rotschild Foundation Europe, Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego RP, oraz Conference on Jewish Material Claims against Germany. Owocem są trzy książki wydane w 2011 roku przez Centrum. Ich tytuły mówią za siebie: B. Engelking „‘Jest taki piękny, słoneczny dzień …’: Losy Żydów szukających ratunku na wsi polskiej 1942-1945”; J. Grabowski „Judenjagd: polowanie na Żydów 1942-1945”; praca zbiorowa (red. B. Engelking) „Zarys krajobrazu: Wieś polska wobec zagłady Żydów 1942-1945”. Trzeba do nich dodać także „Złote żniwa” J. T. Grossa, też 2011, któremu Centrum służy za zaplecze i legitymację. (http://www.bibula.com/?p=50105P). W innym miejscu swego tekstu prof. Wolniewicz wymienił inną antypolską książkę, która jest źródłem wiedzy zachodnich profesorów o stosunkach polsko-żydowskich podczas II wojny światowej: „Parlament Europejski nagrodził książkę Anny Bikont „My z Jedwabnego” nagrodą 2011 roku, uznawszy, że ten nikczemny paszkwil na Polskę „promuje europejskie wartości”. Przekład francuski La Crime et la Silence: Jedwabne 1941ukazał się rok temu w Paryżu, wkrótce ma się ukazać angielski. Jak widzimy, szkalowanie Polski wchodzi już do zestawu „europejskich wartości”. Ja zaś po raz trzeci wskazuję jako źródło wiedzy Niemców o stosunkach polsko-żydowskich podczas II wojny światowej rozpowszechnianą za granicą przez resort Radka Sikorskiego książkę „Inferno of choices”. I nie tylko rozpowszechnianą, ale także przez antypolskie władze Polski zamówioną, o czym mówiła żona innego ministra rządu Tuska Barbara Engelking-Boni: „Zwrócono się do nas z prośbą o zgodę na przetłumaczenie na język angielski naszych tekstów plus sugestie dotyczące wyboru dokumentów. Prowadziliśmy przy tym rozmaite dyskusje (…). Ja np. obstawałam szczególnie przy drugim wydaniu, żeby w tej książce znalazł się mój tekst nie o donosach, ale o mordowaniu i wydawaniu Żydów, który jest znacznie bardziej reprezentatywny dla tego, co się w Polsce działo, jest ważniejszy i bardziej doniosły. Niemniej to już było za dużo i dlatego znalazł się tekst o donosach, a donosy to już jest pryszcz.” Skoro „donosy to pryszcz”, to nie ma żadnych powodów, żeby ambasador rządu Tuska protestował przeciwko temu, że w niemieckim filmie polscy chłopi i żołnierze AK niepochlebnie wyrażali się o Żydach. Czy takie przypadki się nie zdarzały?

Nic więc dziwnego, że telewizja ZDF nie usunęła scen, które nie podobały się prof. Musiałowi: „Ci, z którymi rozmawiałem, zachowywali się rozsądnie. Takie przynajmniej sprawiali wrażenie. Powiedzieli, że to uwzględnią. Później okazało się, iż tego nie uwzględnili. Wydawało mi się, że przeprowadzili ze mną długi wywiad, ale w konsekwencji wygląda na to, iż to, co im nie pasowało, po prostu wycięli. Dali za to głos historykowi niemieckiemu Chistianowi Hartmannowi. Ale niestety on w ogóle nie zajmuje się ani Wschodem, ani tamtymi czasami na ziemiach podbitych przez Niemcy. Jest wysokiej klasy specjalistą od historii Wehrmachtu, jednak już na pewno nie od stosunków ludnościowych na tych terenach. A to on postawił np. tezę, że polskie oddziały nacjonalistyczne pomagały w ściganiu i eksterminacji Żydów. I te słowa padły w filmie dokumentalnym wyświetlanym po obrazie fabularnym. Moich wyjaśnień nie dopuścili w ogóle.”

Jeśli twórcy filmu, zgodnie z sugestiami prof. Musiała, niektóre sceny wycięli, a inne zostawili, to znaczy, że niemiecki profesor wskazał im źródła, uzasadniające ich umieszczenie w scenariuszu. I są to z pewnością książki napisane przez pracowników naukowych PAN oraz innych instytucji finansowanych przez rząd Tuska z naszych kieszeni. Zresztą przekonamy się o tym w czerwcu, podczas dyskusji, którą ZDF postanowiła zorganizować w celu odparcia zarzutów polskich zarzutów wobec jej filmu.

Gdybym obejrzał film „Nasze matki, nasi ojcowie” i miał tydzień wolnego czasu na siedzenie w bibliotekach, to z pewnością znalazłbym źródła wszystkich scen, w których pokazano Polaków jako antysemitów. Ganianie z kosami i karabinami za wychudzonymi Żydami przez tłustych polskich chłopów zostało opisane z pewnością w książkach, których tytuły podał prof. Wolniewicz. Oto co o ich treści mówi jeden z pracowników PAN: „Petelewicz, który prowadził badania w Świętokrzyskiem uważa, że przedstawicielami władzy, z którą kontaktowali się ci, którzy Żydów ukrywali bądź ich wydawali, byli przede wszystkim sołtysi, strażnicy wiejscy, strażacy i policjanci granatowi. "Dopiero na końcu tego łańcucha znajdowali się Niemcy. Ludność wiejska była niekiedy wciągana w obławy na Żydów z nagonką idącą przez las, organizowane niekiedy przez Niemców, ale z reguły - przez sołtysów i granatową policję" - mówił Petelewicz. "W mieście raczej wydawano Żydów w ręce niemieckie, a nie zabijano, choćby dlatego, że pojawiał się problem, co zrobić z ciałem. Tego problemu nie było na wsi. Tam zawiadomieni przez donosiciela granatowi policjanci przyjeżdżali, dokonywali egzekucji, ciała zakopywano, a Niemcy nigdy się o tym nie dowiadywali. Łupy były do podziału między policją a wieśniakami. W dodatku granatowa policja uważała, że wykonuje pożyteczną działalność ochrony wioski, na którą być może spadłyby represje, gdyby Niemcy dowiedzieli się o ukrywających się tam Żydach.” (http://dzieje.pl/content/skala-przemocy-polak%C3%B3w-wobec-%C5%BCyd%C3%B3w-nieznana). Zatem polscy chłopi polowali na Żydów bez udziału Niemców, którzy nawet o tym nie wiedzieli.

 

Jednym z badaczy uczestniczących w tym programie naukowym był dr Dariusz Libionka, który oprócz etatu w PAN ma posadę dyrektora Muzeum na Majdanku, a ponadto jest redaktorem wydawanego przez PAN periodyku „Zagłada Żydów. Studia i Materiały”, ukazującego się także w wersji angielskiej.  Pisał on m.in. o „działaniach AK i Delegatury Rządu na rzecz obozów pracy na Lubelszczyźnie” (taki sam scharakteryzował treść swych tekstów w autoreferacie z wnioskiem habilitacyjnymhttp://www.isppan.waw.pl/subpage/radanaukowa/sub/procwtoku/files/autoreferat.pdf). Libionka chwali się też w tej prezentacji swoich „osiągnięć” naukowych, że wykonywał „rekonstrukcje przypadków mordów na

ukrywających się Żydach dokonywanych przez członków lokalnych struktur Narodowej

Organizacji Wojskowej, Narodowych Sił Zbrojnych, Armii Krajowej na Lubelszczyźnie i

Kielecczyźnie”. Przypomnę, że scena wyrzucenia Viktora z oddziału AK miała miejsce na Lubelszczyźnie. Libionka jest także autorem referatu „Berkom Joselewiczom już dziękujemy. Uwagi do eseju Marii Janion”, w którym zarzucił AK, że nie przyjmowała Żydów do swoich szeregów.

 

W badaniach uczestniczył również dr Jan Grabowski, współautor promowanej w Niemczech przez polskie MSZ książki „Inferno of choices”: „Badacze podkreślają, że udokumentowany jest udział przedstawicieli wszystkich formacji polskiego podziemia w prześladowaniu Żydów - angażowali się w ten proceder zarówno żołnierze Narodowych Sił Zbrojnych, jak Armii Krajowej, Batalionów Chłopskich czy Gwardii i Armii Ludowej. "Generalizować nie można, ale powstaje pytanie, na ile te informacje mogą zmienić mit pięknej karty polskiego podziemia” – powiedział Grabowski.”

A oto fragment książki Anny Bikont „My z Jedwabnego:

„Awigdor Kochaw, który jako kilkunastolatek uciekł, kiedy pędzono go do jedwabieńskiej stodoły, doczekał końca wojny, udając Polaka. Wynajmował się do pracy u chłopów, blisko pruskiej granicy. Jednego razu - był już rok 1944 - natknął się na oddział Armii Krajowej, który stacjonował u jednego z gospodarzy. Pierwszy raz wtedy usłyszał nazwę tej formacji.
- Niektórzy byli antysemitami - opowiadał mi, gdy rozmawiałam z nim w Izraelu - ale nie mieli w sobie tej nienawiści, jaką znałem z moich stron. Tylko jeden opowiadał, jak zabił jakichś Żydów. Reszta naśmiewała się tylko z Żydów i śpiewała antysemickie piosenki.

Kiedy w Radziłowie rozmawiałem z pewnym starszym mieszkańcem, wyciągnął ze swej biblioteczki książkę ''Aby pamięć nie zginęła'' Jana Orzechowskiego o działalności AK w tym regionie. Były tam zdjęcia i biogramy lokalnych bohaterów. Znałam kilka z tych nazwisk. Z kart książki o polskich patriotach patrzyły na mnie twarze morderców.(…)

Na tym terenie zresztą wszystkie organizacje podziemne tolerowały w swoich szeregach ludzi mających na sumieniu mordowanie Żydów. Różnica zdaje się polegać na tym, że do NSZ w tym rejonie za nic nie przyjęliby takiego, co Żydom pomagał, gdy tymczasem AK przyjęło także Stanisława Ramotowskiego, który ukrywał swoją żydowską żonę.

Awigdor Kochaw po wojnie spotkał Żyda, który tak jak on udawał Polaka i był w oddziale AK. Opowiedział Kochawowi, że gdy było już słychać sowieckie armaty, żołnierzom z jego oddziałów oświadczono, że będą teraz czyścić Polskę z komunistów i Żydów. Ktoś doniósł, że na bagnach koło Biebrzy ukrywają się Żydzi; zaraz tam pojechali, znaleźli bunkier, wrzucili granaty, wykurzyli wszystkich. Kazali wykopać dół, rozstrzelali również rannych. Zapamiętał, jak wyglądali ci Żydzi: wysocy blondyni, z wąsami, a wśród nich jeden niewysoki, czarniawy. To jemu kazali wszystkich zasypać i potem go zastrzelili. Kochaw w opowieści spotkanego po wojnie Żyda rozpoznał bunkier, w którym sam krótko przebywał, i Zajmana, jedynego ciemnego wśród jego blond kuzynów Zacharewiczów.
Kilkakrotnie usłyszałam relacje o tym, jak to po wojnie spotykali się koledzy z AK i zmawiali się w sprawie dobijania ocalałych Żydów. Najgłośniejsze w tych stronach było zamordowanie Mordechaja Dorogoja, szewca z Radziłowa, i jego syna Akiwy, zwanego Ickiem, kiedy tylko w styczniu 1945 r. wyszli w ukrycia. Zabił ich Antoni Kosmaczewski, jeden z morderców z 7 lipca 1941 r. Po wojnie podczas procesu zeznawał: ''Udałem się do dowódcy kompanii, gdyż należałem do nielegalnej organizacji AK, pytając, co zrobić z tymi Żydami''; jak twierdził, otrzymał zgodę na ich zabicie.

Co myśleć o wyjaśnieniach oskarżonego, który za dokonany przez siebie mord czyni współodpowiedzialnym swego dowódcę z AK? Pierwszy odruch - nie dać wiary, że AK miało z tym cokolwiek wspólnego, i uznać, że był bity w śledztwie. Ale istnieje dokument, ''Meldunek likwidacyjny za miesiąc luty 1945'': ''Data zlikwidowania: 28 I 1945; Kto dokonał likwidacji i w jaki sposób: Patrol AK; Nazwisko i imię zlikwidowanego oraz miejsce zamieszkania: Dorogoj Mord[e]chaj, Radziłów''. Drugi, identyczny meldunek dotyczy Dorogoja Icka. Dokumenty podpisali: porucznik Franciszek Warzyński ''Wawer'' i major Jan Tabortowski ''Bruzda''. Obaj to legendarni bohaterowie tamtych stron.” (http://bialystok.gazeta.pl/bialystok/2029020,90711,12109668.html) Proszę zwrócić uwagę na to, że w cytowanym tekście pojawia się motyw Żyda ukrywającego swą narodowość w oddziale AK, co dowodzi, że to właśnie książka Bikont była bezpośrednią inspiracją dla twórców niemieckiego filmu. 

 

Antypolscy naukowcy z Żydowskiego Instytutu Historycznego oraz PAN, np. Anna Zawadzka z Instytutu Slawistyki, dowodzą w swoich pracach, że immamentną cechą polskiego patriotyzmu jest antysemityzm, a dochodzą do tego, stosując następujące rozumowanie. Niezbędnym elementem patriotyzmu Polaków jest antykomunizm, wszyscy antykomuniści uważają komunizm za twór żydowski (tzw. żydokomuna), więc wszyscy polscy patrioci, jako antykomuniści, są jednocześnie antysemitami. Z tego powodu patriotyczna Armia Krajowa musi być antysemicka. To dlatego pracownicy telewizji ZDF wypytywali prof. Musiała o stosunek AK do partyzantki sowieckiej („Najwięcej pytań dotyczyło sowieckiej partyzantki i stosunków pomiędzy nią a polską partyzantką”).

 

Z powyższych przykładów wynika, że treść niemieckiego filmu „Nasze matki, nasi ojcowie” jest oparta na tym co wytworzyła polska tylko z nazwy PAN, finansowana hojnie z naszych pieniędzy przez rząd Tuska oraz na tekstach autorów z kręgu prorządowej „Gazety Wyborczej”, kontynuujących dzieło Grossa, takich jak Anna Bikont, dla której książki organ Michnika wywalczył nagrodę w Brukseli  (w jury był korespondent „GW” Tomasz Bielecki:http://niezalezna.pl/20063-oplacalo-sie-pisac-o-jedwabnem). Tak naprawdę to możemy się cieszyć, że nie znalazły się w nim sceny zabijania Żydów przez Polaków. Ponownie wróćmy do treści publikacji polskiego rządu „Inferno of choices: „Na koniec rozmowy Barbara Engelking przyznała, że w publikacji zabrakło tekstów o zbrodniach wykonywanych bezpośrednio przez Polaków na Żydach. - Może będzie II tom, w którym powiemy, jak wiele ludzkich istnień mamy na sumieniu. Poprzez wydawanie Żydów Niemcom albo poprzez to, że sami ich mordowaliśmy.”(http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/2029020,114883,12320693.html). Zatem jeśli w serialu ZDF nie znalazły się sceny pokazujące mordowanie Żydów przez Polaków, to pewnie dlatego, że nie ukazał się jeszcze drugi tom „Inferno of choices”. Należy się jednak spodziewać, że wkrótce zostanie on wydany i w nowym filmie nakręconym w Niemczech znajdą się sceny polskich mordów na Żydach, a rząd Tuska znowu będzie mógł złożyć przeciwko temu protest, dzięki czemu Polacy, wdzięczni za dbanie o dobry wizerunek naszego narodu za granicą, przedłużą mu w wyborach mandat na kolejną kadencję.

 

Stop! Trochę się w swej interpretacji wypowiedzi żony ministra Boniego zagalopowałem. Przecież ona mówi, że w II tomie „Inferno of choices” „powiemy, jak wiele ludzkich istnień mamy na sumieniu. Poprzez wydawanie Żydów Niemcom albo poprzez to, że sami ich mordowaliśmy.” A ponieważ ona jest polską Żydówką, mówi to w imieniu Żydów, którzy pomagali Niemcom w zagładzie swych rodaków! Opisał ten haniebny proceder w głośnym wywiadzie dla „Focus Historia Ekstra” profesor Krzysztof Jasiewicz (też z PAN, która ma go za jego wypowiedź ukarać), najwybitniejszy znawca w Polsce i pewnie na świecie stosunków polsko-żydowskich: „Prawdziwym nieszczęściem są nawie­dzeni – a przeważnie tylko tacy są – bada­cze żydowscy, którzy nie dążą do opisania takiej czy innej rzeczywistości, lecz piszą pod z góry założoną tezę. A mówiąc bez ogródek – zwyczajnie i świadomie rozmija­ją się z prawdą.(…) Owe żydowskie bzdury i dane wzięte z sufitu o Żydach zamordowanych głównie przez polskich chłopów to właśnie projekcja zmierzająca do ukrycia największej żydowskiej tajem­nicy. Otóż skala niemieckiej zbrodni była możliwa nie dzięki temu, „co się działo na obrzeżach Zagłady”, lecz tylko dzięki aktywnemu udziałowi Żydów w procesie mordowania swojego narodu. Tu kłania się bierność powszechna samych Żydów i postawy Judenratów, okrutne żydow­skie policje w gettach – bo to one wyła­pują, spędzają na różne Umschlagplatze i upychają w wagonach swoich sąsiadów, rodziny i przypadkowych Żydów. Wreszcie to żydowskie komanda zapędzają Żydów do komór gazowych, a potem oprawiają ich zwłoki, grzebiąc w pochwach, odbytnicach, wyrywając złote mostki i koronki.” (http://gazetawarszawska.com/2013/04/05/zydzi-byli-sami-sobie-winni-w-edycji/)

Powstaje jeszcze pytanie, po co to wszystko? Po co rząd Tuska rozpowszechnia na świecie kłamstwa o Polakach? Dlaczego wydaje książki pokazujące jedynie wytworzony przez stronę żydowską obraz stosunków polsko-żydowskich podczas II wojny światowej i po jej zakończeniu? Dlaczego rząd Polski jest antypolski? Może odpowiedź na te pytania znajduje się w tych słowach żony ministra Boniego: „Według Barbary Engelking, dopóki Holocaust nie stanie się częścią historii Polski i jest tylko własną historią Żydów, która nas nie obchodzi, przemiany w Polsce nie będą możliwe.” Nasuwa się tutaj kolejne pytanie, o jakie przemiany chodzi, ale na nie już łatwo odpowiedzieć: chodzi o tzw. „europeizację” Polski, o której bardzo często mówią premier Tusk i jego ministrowie oraz kreowany jeszcze niedawno na lidera „opozycji” przez „Gazetę Wyborczą” Janusz Palikot. A główną przeszkodą w osiągnięciu tego celu jest tradycyjny, polski, patriotyzm, taki jak np. słuchaczy Radia Maryja. I żeby go zniszczyć, marzący o posadach w Brukseli Tusk i członkowie jego gabinetu wydają książki takie jak „Inferno of choices”, inspirując w ten sposób Zachód do pisania źle o Polakach. Wiedzą bowiem, że lubimy się przeglądać w zagranicznych lustrach. Dlatego trzeba je stłuc i tym co o nas mówią za granicą przestać się przejmować.

P.S. Jeśli komuś przyszłoby do głowy nazwać mnie po przeczytaniu tej notki antysemitą to ostrzegam go, że jestem biegły w używaniu „artystycznego” języka, którym mówi się na salonach III RP (o jego używaniu przez salonową elitę dowiedziałem się przeczytawszy nazwiska pod listem popierającym używanie słowa na „ch” przez dyrektorkę Teatru 8 Dnia). Ten kto mi zarzuci antysemityzm może się uważać za nazwanego słowem na „ch” (jeśli to będzie „ta”, to oczywiście na „k”). Ponadto chciałbym wyjaśnić, że o żydowskim pochodzeniu żony ministra Boniego informuję, żeby pani dr Elżbieta Janicka (oczywiście z PAN) nie zarzuciła mi, iż przemilczając to, dopuszczam się antysemityzmu (jako dowód antysemickości Polaków uznała, że „charakterystyczne jest też, że przez 70 lat do powszechnej świadomości nie przebiła się informacja o żydowskim pochodzeniu (…) Krzysztofa Kamila Baczyńskiego.(…) Dotykamy tutaj problemu uporczywego infantylizmu polskiej kultury dominującej, która nie jest przyzwyczajona do autoanalizy i nie jest ciekawa sama siebie, nie drąży, nie krytykuje i nie próbuje przekraczać własnych tradycji. Sama się przez to wyjaławia”. Ponieważ nie chcę uchodzić za „infantylnego”, „nieprzyzwyczajonego do autoanalizy”, nieciekawego samego siebie”, „niedrążącego”, „niekrytykującego”, „niepróbującego przekraczać własnych tradycji”, „wyjaławiającego się”, więc informuję wszystkich czytelników o narodowości pani Engelking-Boni i mam nadzieję, że ta informacja „przebije się do powszechnej świadomości”. Nie nazywam jej Polką, bo pani Janicka uznałaby, że robiąc tak, stosuję wobec niej „przemoc dominującej większości”. Informacja o jej pochodzeniu jest pewna, bo pochodzi z tekstu zamieszczonego na portalu Agory gazeta.pl:http://forum.gazeta.pl/forum/w,28,1300947,,Lista_zazydzonych_Polakow_Agenci_Michnika_.html?v=2. Mam nadzieję, że pani Janicka wybaczy mi, że nie podaję informacji o żydowskim pochodzeniu innych wymienionych w mojej notce osób, ale przecież czytelnicy mogą to sami sprawdzić na liście rozpowszechnianej przez Agorę. Przy okazji chciałbym prosić pracowników tego koncernu, który zostanie upaństwowiony, jeśli dojdzie do likwidacji OFE (mają blisko 50 proc. udziału w jego akcjonariacie), o zamieszczenie jej najnowszej wersji, bo ta, którą publikujecie jest sprzed 11 lat i nie wszystkie osoby żydowskiego pochodzenia, które są obecnie aktywne na scenie publicznej w Polsce (nie piszę „polskiej scenie publicznej”, bo zdaję sobie sprawę, że to byłby „objaw przemocy ze strony polskiej, dominującej, większości”) są na niej uwzględnione, co może doprowadzić do tego, że nie będę mógł poinformować o ich żydowskości, gdy będę o nich pisał. A to byłby uzasadniony powód do nazwania mnie antysemitą przez panią Janicką.  Ponadto pojawiło w ostatnich latach w III RP sporo Żydów z wyboru, o których „coming outach” tak opowiada prof. Jasiewicz: „Szokujące … dla mnie było, gdy moja znajoma, Żydówka, zafascynowana moimi prożydowskimi wywodami, usiłowała mnie zaprosić na spotkanie, na którym – jak to ujęła – róż­ni ludzie mówią, jak powrócili do swoich żydowskich korzeni. Stąd nietrudno wy­wnioskować, że moje wywody sugerowały tzw. wrażliwość żydowską, a zatem budzenie się we mnie Żyda”.

>>>

Za jego czasow grupa entuzjastów podjęla się badań skupiając się na 16 sekundowej 'KOŃCÓWECZCE" na polance za płotem lotniska XUBS gdzie Putin robił dobrą minę do akcji GRU.

Wielu później z nich zapłaciło głową.

Akcja w dniu 10 kwietnia 2010 roku załatwiona filmem amatorskim niedoszłego reżysera Slawomira Wiśniewskiego (Współautor dla "polskich" mesmediów Dmitr Kyanovski z FSB czy GRU) wypadła nie przekonywująco. Nie było to na miarę inscenizacji opery NABUCCO a raczej teatru z Opola co to promuje SNY CHAZARSKIE o upodleniu polskiego narodu.

Wracając do TEMATU: warto promować wlasnego Dziadka z Wermachtu a raczej Einsatzkomanndo, niż pokazać prawdziwą historię martyrologii Polakow CHRZEŚCIJAN i Żydów wyznawców judaizmu TORY w zamian obrońców narodu niemieckiego miłujących "POKÓJ" jak i bolszewikow z ZSRR gdzie większość z kadry dowodczej to byli CHAZARZY.

http://www.obiektywnie.com.pl/artykuly/rzad-tuska-protestuje-przeciwko-temu-co-sam-sprowokowal.html

Rząd Tuska protestuje przeciwko temu, co sam sprowokował
Polska
Dodany: 2013-04-14 10:12 
 
 
 
Za niemieckie pieniądze udowadnia się w Polsce, że fajnie było mieć dziadka w Wehrmachcie, zaś AK była antysemicka.
Mamy o czym pomyśleć

 

Trwa odgrywana przez rząd Donalda Tuska farsa ze składaniem protestów przeciwko emisji niemieckiego filmu „Nasze matki, nasi ojcowie”, w którym żołnierze AK oraz polscy chłopi zostali pokazani jako zajadli antysemici. Do ambasadora w Berlinie dołączył jego odpowiednik Waszyngtonie, więc postanowiłem uzupełnić to, co napisałem o tym w poprzedniej notce (http://www.obiektywnie.com.pl/artykuly/lepszy-dziadek-z-wehrmachtu-niz-z-antysemickiej-ak.html).

Ambasador Ryszard Schnepf zwrócił się do Music Box Films, amerykańskiego dystrybutora antypolskiego filmu, z apelem o rezygnację z rozpowszechniania go na terenie USA. Uzasadniał to tym, że „film wyprodukowany przez niemiecką telewizję ZDF pokazuje "wybiórczy, oparty na stereotypach, a ponad wszystko boleśnie krzywdzący" wizerunek żołnierzy Armii Krajowej, którzy walczyli z niemieckim okupantem.” (http://wpolityce.pl/wydarzenia/51249-ambasada-rp-protestuje-przeciwko-emisji-antypolskiego-filmu-w-usa-moze-prowadzic-do-rozmycia-odpowiedzialnosci-za-holokaust). Schnepf napisał w liście: „Przedstawiona w filmie wizja polskiego ruchu oporu z pewnością nie służy prawdzie. Wyeksponowanie antysemityzmu, a pominięcie innych informacji może prowadzić do negacji wkładu polskiego ruchu oporu w zwycięstwo aliantów nad Niemcami, (...) a w świadomości niezorientowanych widzów może prowadzić nawet do rozmycia odpowiedzialności za Holokaust.”

Zapewne niejednemu z czytelników nasunęły się do głowy takie pytania: „O co temu Molasemu chodzi? Dlaczego czepia się tego, co napisał ambasador rządu Polski? Komu on służy?”. Zatem wyjaśniam.

Protesty ambasadorów rządu Tuska w Berlinie, Waszyngtonie, a w przyszłości w stolicach innych państw na całym świecie, są kiepską farsą odgrywaną w celu uspokojenia polskiej opinii publicznej, oburzonej oszczerstwami pod adresem Polaków w filmie nakręconym przez niemiecką telewizję państwową ZDF, bo znieważające nasz naród sceny są opowiedzianymi filmowym językiem ilustracjami tego, co znajduje się w książce „Inferno of choices”, rozpowszechnianej za granicą przez resort Radka Sikorskiego, w publikacjach pracowników Polskiej Akademii Nauk, która jest finansowana pieniędzmi pochodzącymi z rządowej kasy oraz w tekstach autorów z kręgu prorządowej „Gazety Wyborczej”. Nie wierzę, że rządząca ekipa nie zdawała sobie sprawy z tego, do czego doprowadzi prezentowanie na świecie jedynie żydowskiej wersji historii stosunków polsko-żydowskich podczas II wojny światowej. Zatem protestowanie teraz, gdy „mleko się już rozlało”, jest zwykłą kpiną z myślących Polaków (szkoda, że jest ich bardzo mało). Gdzie był Schnepf, gdy Ministerstwo Spraw Zagranicznych zamawiało materiały do książki „Inferno of choices” w Centrum Badań nad Holocaustem PAN, które prof. Bogusław Wolniewicz nazwał „centralną wytwórnią antypolskich oszczerstw”? Dlaczego zamieściło w niej jedynie takie teksty, w których Polacy są przedstawieni w złym świetle, jako antysemici, denuncjatorzy ukrywających się Żydów, grabieżcy i mordercy? Dlaczego nie zamieszczono w nich materiałów o przyczynach konfliktów polsko-żydowskich, w szczególności o kolaboracji Żydów z Sowietami podczas okupacji naszych wschodnich kresów w l. 1939-41? Dlaczego nie zamieszczono w nim choćby jednego opracowania na temat ratowania Żydów przez polskich Sprawiedliwych? Czemu dopiero teraz Schnepf pisze, że „jako ambasador Polski, jako historyk, ale także jako syn osób, które ratowały Żydów z warszawskiego getta, stanowczo protestuję przeciwko takiej wizji historii”? Teraz to sobie może Pan protestować. Nic to nie zmieni i film obejrzą setki milionów ludzi na całym świecie (w Niemczech oglądało go 21 mln widzów).

 Takie samo pytanie mam do Władysława Bartoszewskiego, pełnomocnika premiera Tuska ds. dialogu międzynarodowego, który w wywiadzie dla rozgłośni Deutschlandfunk zarzucił twórcom filmu "Nasze matki, nasi ojcowie" zły dobór konsultantów. „„Gdyby mnie spytano, wymieniłbym kilka nazwisk znanych niemieckich profesorów, którzy (przedstawiliby temat) w sposób obiektywny” - powiedział Bartoszewski (http://wpolityce.pl/wydarzenia/51351-polska-historia-powinna-zostac-uhonorowana-w-berlinie-zydzi-homoseksualisci-i-romowie-juz-maja-tam-swoje-pomniki). No to szkoda, że wcześniej nie przedstawił Radkowi Sikorskiemu nazwisk polskich historyków, którzy przedstawiliby temat stosunków polsko-żydowskich podczas II wojny światowej w sposób obiektywny. Dlaczego nie protestował, gdy w książce "Inferno of choices" znalazła się wyłącznie wersja strony żydowskiej?

W szczerość tych protestów członków rządzącego w Polsce obozu uwierzę wtedy, gdy wystąpią w obronie prof. Krzysztofa Jasiewicza, najwybitniejszego znawcy stosunków polsko-żydowskich w Polsce i pewnie na całym świecie, na którego banda żydowskich i filosemickich naukowców oraz publicystów (znalazł się wśród nich również Bartoszewski!) napadła za jego wywiad opublikowany w „Focus Historia Extra”, w którym powiedział m.in. o tej antypolskiej zgrai: „W nauce należy odrzucić empatię, sympa­tię czy antypatię, a skoncentrować się na faktach oraz niezbywalnym prawie do ich różnych interpretacji. Ludzi, którzy używa­ją słów „antysemita”, „antysemicki”, nale­ży traktować jak ludzi niegodnych debaty, którzy usiłują niszczyć innych, gdy brakuje argumentów merytorycznych. To oni tworzą mowę nienawiści. Prawdziwym nieszczęściem są nawie­dzeni – a przeważnie tylko tacy są – bada­cze żydowscy, którzy nie dążą do opisania takiej czy innej rzeczywistości, lecz piszą pod z góry założoną tezę. A mówiąc bez ogródek – zwyczajnie i świadomie rozmija­ją się z prawdą. (…)

Warto jeszcze dopowiedzieć, że popra­wa stosunków polsko-żydowskich wymaga prowadzenia równolegle dwóch wątków, także stosunku Żydów do Polaków i Państwa Polskiego. To nie jest jednostronny proces polegający na epatowaniu polskimi zbrod­niami, przy jednoczesnym blokowaniu prze­dostawania się wiedzy o zbrodniach Żydów na Polakach. Jeszcze przed II wojną w okre­sie Wielkiej Czystki w ZSRR zamordowano 111 tys. Polaków, głównie na Białorusi i Ukrainie. Na tej pierwszej Żydzi stanowili ponad połowę wszystkich funkcjonariuszy NKWD, na tej drugiej aż dwie trzecie (we­dług oficjalnych danych). Nie ma więc moż­liwości, by nie wzięli w tej zbrodni udziału, nie wspomnę o okresie 1939-1941, bo nie chcę być oblany fekaliami.

Jest też problem badaczy żydowskich, którzy ukrywają, że są Żydami, i udają, że są np. Polakami, Francuzami czy Węgra­mi. Oni często świadomie fałszują historię i biją się w piersi w imieniu Polaków, Fran­cuzów czy Węgrów, przepraszając siebie za wyolbrzymione przez siebie zbrodnie i inne przewinienia.(…)

Mam wrażenie, że człowiek w miarę wykształcony i średnio bystry zorientuje się, że niekoniecznie relacja żydowska jest prawdziwa  Że wywód badacza żydowskiego nie zawsze jest mądrzejszy. I że jeśli jakiś badacz nie podziela tego poglądu, to wcale nie musi być antysemitą pozbawionym empatii.

Grupę badaczy nieżydowskich, która się identyfikuje z etosem żydowskim, złośli­wie nazwałbym ludźmi intelektualnie ułom­nymi. Często jest to spowodowane manierą stosowania nadmiernego krytycyzmu w sto­sunku do rodaków, przy bezkrytycznym stosunku do dywagacji żydowskich, z nadzieją, że to pomoże im w karierze. Ja bym wybrał Polskę.” (http://gazetawarszawska.com/2013/04/05/zydzi-byli-sami-sobie-winni-w-edycji/) Pod listem potępiającym polskiego profesora za to, że ośmielił się skrytykować żydowskich oraz filosemickich naukowców  podpisał się też Bartoszewski (ciekawe czy w imieniu rządu Tuska?), który postępując w ten sposób nie wybrał Polski. Natomiast Pan, Panie ambasadorze Schnepf, jeszcze może Polskę wybrać i wystąpić w obronie prof. Jasiewicza, którego PAN zamierza ukarać za jego wypowiedź!

 Nie kieruję powyższego apelu do ministra Michała Boniego, czołowego przedstawiciela ekipy Tuska, bo on zamiast Polski wybrał Brukselę, ponoć „ze względów rodzinnych” (http://wpolityce.pl/wydarzenia/51251-minister-boni-polubil-urzednicza-codziennosc-jesli-donald-tusk-mu-pozwoli-bedzie-kandydowac-do-parlamentu-europejskiego-w-2014-r). Nie mam zwyczaju grzebać się w rodzinnych brudach innych osób, ale tym razem zrobię wyjątek, bo zarówno minister, jak i jego żona Barbara Engelking-Boni są osobami publicznymi. Jakież to mogą „względy rodzinne”? Czyżby żona ministra pracowała w Brukseli i dlatego chce on się tam przenieść? No nie, ona pracuje w Warszawie, w Pałacu Staszica, który jest siedzibą PAN. Jest dyrektorką wspomnianej wyżej „centralnej wytwórni antypolskich oszczerstw” czyli Centrum Badań nad Holocaustem. W takim razie, dlaczego minister Boni woli pracować w Brukseli, a nie w Warszawie? Może ma to związek z przyczyną protestów ambasadora Schnepfa w Waszyngtonie? Może żona robi ministrowi piekło w domu, bo rząd zrezygnował z wydania II tomu „Inferno of choices” (nomen omen, bo „inferno” znaczy „piekło”), o czym mówiła w Radiu TOK FM 2 lata temu: „Na koniec rozmowy Barbara Engelking przyznała, że w publikacji zabrakło tekstów o zbrodniach wykonywanych bezpośrednio przez Polaków na Żydach. - Może będzie II tom, w którym powiemy, jak wiele ludzkich istnień mamy na sumieniu. Poprzez wydawanie Żydów Niemcom albo poprzez to, że sami ich mordowaliśmy” (http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/2029020,114883,12320693.html). Podczas tej rozmowy naukowczyni z PAN szydziła wraz z innym autorem tej antypolskiej książki, dr Janem Grabowskim, z protestów przeciwko jej wydaniu przez MSZ: „- Byłem zdumiony artykułem Cezarego Gmyza, który przytaczał wypowiedź historyka prof. Bogdana Musiała o "pedagogice wstydu". Nie miałem zielonego pojęcia, o co tu chodzi, jakiego wstydu? Czy my się mamy czegoś wstydzić? Czy zmuszamy kogoś do wstydu? W moim pojęciu, jeśli ktoś mówi tutaj o pedagogice wstydu i jeżeli poruszymy niespecjalnie wesołe, bardzo traumatyczne wydarzenia z najnowszej historii Polski, to przeciwieństwem tego będzie pedagogika bezwstydu. I pytanie jest, czy wolimy w takim razie mówić otwarcie o tym, co było, co się zdarzyło, czy bezwstydnie mówić, że było bardzo dobrze. A punktem wyjścia jest to, że w stosunkach polsko-żydowskich był fatalnie. Trudno tutaj uprawiać hurraoptymistyczną propagandę sukcesu - powiedział Jan Grabowski.
Z kolei, jak zauważyła Engelking, powiedzenie, że Polska czy MSZ ma rozpowszechniać prawdziwe, pozytywne informacje, jest tutaj bardzo trudne do zrealizowania. - Bo albo prawdziwe, albo pozytywne - dodała.” Ciekawe, czy Schnepf zgadzał się z Engelking-Boni, że informacje o stosunkach polsko-żydowskich mogą być „albo prawdziwe, albo pozytywne”. Jeśli nie, to dlaczego przeciwko wydaniu „Inferno of choices” nie protestował. Jeśli tak, to dlaczego teraz protestuje przeciwko niemieckiemu filmowi, który nie pokazuje niczego więcej, niż jest napisane w książce promowanej przez MSZ za granicą? Schnepf  mógł swój protest przeciwko wydawnictwu zamówionemu przez jego szefa Radka Sikorskiego sformułować takimi samymi słowami, jak apel do amerykańskiego dystrybutora filmu „Nasze matki, nasi ojcowie”: „Wyeksponowanie antysemityzmu, a pominięcie innych informacji może prowadzić do negacji wkładu polskiego ruchu oporu w zwycięstwo aliantów nad Niemcami, (...) a w świadomości niezorientowanych czytelników może prowadzić nawet do rozmycia odpowiedzialności za Holokaust” Oczywiście słowo „widzów” „czytelników” jest użyte zamiast „widzów”.

Jest jeszcze inna interpretacja ucieczki ministra Boniego z Warszawy do Brukseli „ze względów rodzinnych”. Może do stolicy Unii Europejskiej przenosi się „centralna wytwórnia antypolskich oszczerstw” czyli Centrum Badań nad Holocaustem PAN, dowodzone przez jego żonę? I on, jako wierny mąż, spieszy tam za nią? To byłaby wspaniała wiadomość, bo znaczyłaby, że żydowscy naukowcy zrezygnowali z tresury Polaków poprzez zadawanie im bólu oskarżaniem o wszystkie zbrodnie holokaustu, i zajmą się antysemityzmem podczas II wojny światowej w takich krajach jak: Belgia, Holandia, Francja czy Norwegia. I raz na zawsze odp….ą się od Polski i Polaków.

Poruszę w tym tekście jeszcze jedną sprawę. Otóż po napisaniu poprzedniej notki wpisałem do Google’a zwrot „dziadek z Wehrmachtu”, a po zobaczeniu tego, co się po zakończeniu wyszukiwania pokazało na monitorze komputera, złapałem się za głowę. Jeśli nie wyrwałem sobie mnóstwa włosów, to jedynie dlatego, że nie ma za bardzo czego wyrywać. Okazuje się, że fajnie jest mieć dziadka z Wehrmachtu! Żeby to wykazać, zrobiono wielki program badawczy, za polskie i niemieckie pieniądze, zorganizowano mnóstwo dyskusji w liceach, stworzono specjalny portal, napisano wiele książek, artykułów i prac naukowych. Oto kilka ich tytułów czy podtytułów: „Nikt nie może odpowiadać za błędy przodków”, „Dziadek z Wehrmachtu dla licealisty to żaden obciach”, „Dziadek z Wehrmachtu wciąż na topie”, „Poznać dziadka z Wehrmachtu”, „Dziadek z Wehrmachtu nie był zdrajcą Polski”, „Mój dziadek był w Wehrmachcie”, „Kochajcie dziadków z Wehrmachtu”. Krótko mówiąc: O dziadkach z Wehrmachtu wolno mówić dobrze, albo wcale. Ci, co zgłaszają co do tego wątpliwości, muszą się z tego tłumaczyć, co im i tak nic nie pomaga w oczach ich oskarżycieli, którym przoduje „Gazeta Wyborcza”: „Kurski usiłuje się bronić: Dziadek z Wehrmachtu? To nie jest życie prywatne”.

A co się pokazuje po wpisaniu do Google’a zwrotu „dziadek z AK”? Na pierwszym miejscu wyskakuje blog „Karty z historii IV RP”, na którym zamieszczono zdjęcie posła na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej z podpisem: „Ojciec patriotyzmu genetycznego z legitymacją Światowego Związku Żołnierzy AK w rękach, osobiście prezentuje klasyczne objawy tej mutacji genetycznej”.

Nie znalazłem w internecie żadnej publikacji PAN, w której AK zostałaby przedstawiona w pozytywnym świetle. Za to są teksty, w których wojsko Polskiego Państwa Podziemnego jest oskarżane o mordy na Żydach (pisałem o nich w poprzedniej notce). Ich autorami są pracownicy Centrum Badań nad Holocaustem PAN i współautorzy „Inferno of choices”: Barbara Engelking-Boni, Jan Grabowski, Dariusz Libionka oraz Instytutu Slawistyki PAN: Elżbieta Janicka i Anna Zawadzka. Wkrótce ruszy kolejny program badawczy, kierowany przez Joanną Tokarską-Bakir z Instytutu Slawistyki PAN, w którym o udział w mordowaniu Żydów zostaną oskarżeni ci akowcy, którzy nie złożyli broni po odejściu Niemców i toczyli walkę o wolność Polski z Sowietami oraz ich pachołkami z PPR, wśród których byli niemal wszyscy polscy Żydzi, którzy przeżyli wojnę (http://www.obiektywnie.com.pl/artykuly/jak-niemcy-zrzucaja-wine-za-holocaust-z-siebie-na-polakow.html). Komu więc zatem służy polska z nazwy PAN?

Zastanawiam się zatem, czy słusznie dodałem do tytułu moich notek znak zapytania. Na udowodnienie tego, że fajnie jest mieć dziadka z Wehrmachtu, znalazły się pieniądze, również niemieckie. PAN udowadnia tezę, że AK była antysemicka i dostaje na to środki z fundacji zachodnich, również niemieckich. Natomiast IPN, który obiektywnie opisuje historię AK, utracił siedzibę, boryka się z brakiem środków i może być nawet zlikwidowany, jeśli do władzy dojdzie Ruch Palikota i SLD. To smutne, ale wygląda na to, że w III RP rzeczywiście lepiej mieć dziadka z „rycerskiego” Wehrmachtu, niż z „antysemickiej” AK!

http://www.msz.gov.pl/pl/aktualnosci/dla_mediow/sprostowania/wyjasnienie_w_sprawie_ksiazki__inferno_of_choices__i_artykulow__rzeczpospolitej_?printMode=true

 

Wyjaśnienie w sprawie książki „Inferno of Choices” i artykułów „Rzeczpospolitej”
 
 

 

 
 
 

 

Redaktor Cezary Gmyz w swoich tekstach pt. „Szabrownik opowie o Polsce” i „MSZ promuje książkę o polskim antysemityzmie” opublikowanych w „Rzeczpospolitej” z 7 sierpnia 2012 r. fałszywie przedstawia dystrybuowaną przez MSZ publikację „Inferno of Choices”, której dotyczą oba artykuły.
 

Wbrew twierdzeniom redaktora Gmyza książka zawiera artykuły uwypuklające pomoc niesioną Żydom przez Polaków - m.in. tekst Elżbiety Rączy pt. „Help Given by Poles to the Jewish Population of the Rzeszów Region In 1939-1945” czy Marcina Urynowicza pt. “Organised and Individual Help Provided by Poles to Jews Exterminated by the German Occupiers during WWII”, a także dokumenty jak np. odezwa Polskiego Państwa Podziemnego z „Biuletynu Informacyjnego” z 20 kwietnia 1944 r. (s. 107) mówiąca o tym, że „pomoc i udzielanie schronienia Żydom, którzy uciekli niemieckim prześladowcom, jest obowiązkiem każdego człowieka, chrześcijanina i Polaka”.

 

Co więcej, w książce wielokrotnie pojawiają się informacje o karaniu śmiercią Polaków, którzy udzielali schronienia i pomocy Żydom (np. s. 30-31, 80-81) czy skazywaniu przez Polskie Państwo Podziemne szabrowników i szmalcowników (stanowiących – co także jest wielokrotnie zaznaczone w książce – margines społeczeństwa) na śmierć (s. 50, 280-281).

 

Redaktor Gmyz pomija także to, że w publikacji znajdują się m.in. wielokrotnie powtarzane informacje o 280-300 tysiącach Polaków udzielających pomocy Żydom oraz 6 tysiącach naszych obywateli wyróżnionych tytułem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata (np. s. 296-303).

 

Najważniejszą częścią książki, docenioną przez światowych historyków i ekspertów, jest część dokumentacyjna (m.in. dokumenty Polskiego Państwa Podziemnego i Rządu na Uchodźstwie, opis życia w okupowanej Polsce autorstwa prof. Władysława Bartoszewskiego) – duża część z nich drukowana jest po angielsku po raz pierwszy.

 

Książka „Inferno of Choices” powstała w odpowiedzi na coraz większą liczbę publikacji jednostronnych, fałszujących prawdę o II wojnie światowej i rolę w niej Polski. „Inferno of Choices” jest poważną, wyważoną publikacją ekspercką, która w szybkim czasie stała się lektura obowiązkową dla historyków. Tylko dzięki takim działaniom edukacyjnym można wykorzeniać fałszywy obraz historii i walczyć np. z krzywdzącymi określeniami jak „polskie obozy”. Książka miała pozytywne i służące wizerunkowi Polski recenzje w mediach na całym świecie, nawet w tak odległych krajach jak Japonia („The Japan Times”: http://www.japantimes.co.jp/text/fl20120325rp.html) czy Australia (radio publiczne ABC: „książka pełna dokumentów, świadectw, obalająca wiele mitów m.in. ten, że Polacy kolaborowali z Niemcami przeciwko Żydom” - http://www.abc.net.au/radionational/programs/latenightlive/poland27s-jews/3915714).

 

Nieprawdziwe jest też kolejne stwierdzenie red. Gmyza, że „MSZ nigdy aż tak szeroko nie promował żadnej książki na temat Polaków i Holocaustu”. MSZ, niekiedy przeznaczając na to większe środki, promował m.in. kilka wydań książki „Difficult Questions In Polish-Jewish Dialogue”, zbiór polemik i dyskusji wokół ksiązki J. T. Grossa „Difficult  Postwar Years. Polish Voices in Debate Over Jan T. Gross's Book Fear", „Matka Dzieci Holocaustu. Opowieść o Irenie Sendlerowej” (wydania angielskie, niemieckie, hebrajskie), „The Emissary. Story of Jan Karski” czy cykl broszur o polskich Sprawiedliwych. W przygotowaniu jest promocja książki „Polski Wallenberg. Historia Henryka Sławika”.

 

Nieuzasadnione jest twierdzenie red. Gmyza, że książka jest promowana, mimo że według „Uważam Rze” właściciel wydawnictwa „Rytm”, które wydało książkę, był oficerem SB. Tygodnik „Uważam Rze” swe zarzuty opublikował w czerwcu tego roku, MSZ pierwszą umowę na zakup „Inferno of Choices” zawarł w 2011 roku, umowę na dodruk – w marcu 2012, czyli długo przedtem, nim pojawiły się zarzuty pod adresem właściciela wydawnictwa. MSZ nie zaprzestanie promowania wartościowej pozycji z pozamerytorycznych względów.

 


Marcin Bosacki
Rzecznik Prasowy

ZWYCIĘZCOW WSZAK SIĘ NIE ROZLICZA Z NAJCIĘŻSZYCH ZBRODNI PRZECIWKO LUDZKOŚCI.

http://www.1wrzesnia39.pl/39p/kalendarium-1/8869,1-wrzesnia-1939-piatek.html

Atak Niemiec na Polskę i początek II wojny światowej. O godzinie 4.45 niemiecki pancernik szkolny „Schleswig-Holstein” rozpoczął ostrzał Westerplatte, Wojskowej Składnicy Tranzytowej na terenie Wolnego Miasta Gdańska, bronionej przez załogę (około 200 żołnierzy) pod dowództwem mjr. Henryka Sucharskiego i kpt. Franciszka Dąbrowskiego. Przez 7 dni bohatersko odpierała ona powtarzające się ataki niemieckie z morza, ziemi i powietrza, stając się symbolem polskiego oporu.

• Rozporządzeniem prezydenta Rzeczypospolitej Ignacego Mościckiego wprowadzony zostaje na terenie całej Polski stan wojenny.
„Obywatele Rzeczypospolitej! Nocy dzisiejszej odwieczny wróg nasz rozpoczął działania zaczepne wobec Państwa Polskiego, co stwierdzam wobec Boga i Historii. W tej chwili dziejowej zwracam się do wszystkich obywateli państwa w głębokim przeświadczeniu, że cały naród w obronie swojej wolności, niepodległości i honoru skupi się dookoła Wodza Naczelnego i sił zbrojnych oraz da godną odpowiedź napastnikowi, jak to się już nieraz działo w historii stosunków polsko-niemieckich. Cały naród polski, błogosławiony przez Boga, w walce o swoją świętą i słuszną sprawę, zjednoczony z armią, pójdzie ramię przy ramieniu do boju i pełnego zwycięstwa” (Odezwa Prezydenta RP Ignacego Mościckiego z 1 września 1939 r.).

• Odezwa naczelnego dowódcy wojsk niemieckich gen. Waltera von Brauchitscha do Polaków na zajmowanych przez Wehrmacht terenach, zawierająca nakaz bezwarunkowego stosowania się do zarządzeń niemieckiej administracji wojskowej i obietnicę stosowania się do postanowień prawa międzynarodowego.

Obrona Poczty Polskiej w Gdańsku (dowodzi nią Konrad Guderski). Polacy poddają się po południu, kiedy budynek poczty zostaje podpalony. W miesiąc później zostają rozstrzelani przez Niemców.

• Operacja „Tannenberg”. Rozpoczyna się zorganizowany i zaplanowany niemiecki mord na ludności cywilnej, w tym zwłaszcza na polskich elitach na ziemiach zachodnich Rzeczypospolitej, dokonywany przez Selbstschutz (oddziały dywersyjne rekrutujące się z niemieckiej ludności zamieszkałej w Polsce) i oddziały policji bezpieczeństwa (tzw. Einsatzgruppen).

• Pierwsze alianckie zwycięstwa powietrzne w II wojnie światowej, odniesione przez Stanisława Skalskiego i Władysława Gnysia, późniejszych asów polskiego lotnictwa. Luftwaffe przeprowadziło tego dnia naloty terrorystyczne na szereg polskich miast.

• Zbrodnia wieluńska. Jedną z pierwszą zaatakowanych miejscowości jest nie broniony i nie mający znaczenia strategicznego Wieluń, zbombardowany przez Luftwaffe – liczbę ofiar szacuje się na około 1200 cywilów.
„Rano 1 września 1939 r. obudził mnie huk samolotów. W chwilę potem usłyszałem przeraźliwy świst i wybuch bomby na terenie ogrodu szpitalnego. Była to pierwsza bomba, która w ogóle padła na Wieluń. Po wybuchu bomby część budynku, w którym ja mieszkałem, a mieszkałem na terenie szpitala w budynku gospodarczym, zaczęła się walić. [...] Przed budynkiem zastałem kilka płaczących sióstr szpitalnych. Kazałem im biec do ogrodu i kłaść się na ziemię, sam zaś chciałem się udać do szpitala. Zobaczyłem jednak nawracające samoloty i również pobiegłem do sióstr do ogrodu i położyłem się na ziemi. Słyszałem w tym czasie krzyki i jęki z zawalonego budynku gospodarczego, gdzie zostały przywalone gruzem pracownice kuchni, które od wczesnych godzin rannych przygotowywały śniadanie. Nawracające samoloty powtórnie zrzuciły bomby na szpital. [...] Gdy minął pierwszy nalot [...] udałem się do płonącego szpitala. Na schodach przed wejściem leżał zabity człowiek. Nie był to jednak chory, lecz ktoś, kto przybiegł tu z miasta. Na chodniku przed szpitalem również leżeli zabici. [...] W zawalonym szpitalu jakakolwiek pomoc z naszej strony była bezskuteczna. Drugi budynek szpitalny, gdzie było położnictwo, miał całkowicie zerwany od podmuchu eksplodującej bomby dach”(zeznania świadka Zygmunta Patryna, 1974 r., archiwum IPN).

• Bitwa pod Mokrą (na północny zachód od Częstochowy) – Wołyńska Brygada Kawalerii z Grupy Operacyjnej „Piotrków” (Armia „Łódź”), dowodzona przez płk. Juliana Filipowicza, zwycięsko odpiera czołowe ataki niemieckiej 4. Dywizji Pancernej, która traci około 100 wozów bojowych, zniszczonych i uszkodzonych. Jeden z pogromców niemieckich czołgów, kapral Leonard Żłób, jako pierwszy żołnierz polski tej wojny zostaje przedstawiony do odznaczenia orderem wojennym „Virtuti Militari”.

• Bój pod Krojantami. Dwa szwadrony 18. Pułku Ułanów Pomorskich brawurowym manewrem kawaleryjskim hamują marsz XIX Korpusu Pancernego gen. Heinza Guderiana w kierunku strategicznego węzła kolejowego w Chojnicach; w boju ginie dowódca pułku płk Kazimierz Mastalerz. Rodzi się legenda o ataku z szablami na czołgi, wykorzystywana w propagandzie niemieckiej, a po wojnie także w debatach historyczno-politycznych epoki PRL.

• Początek długotrwałej zaciętej obrony polskiego wybrzeża w rejonie Gdyni i Oksywia. Dowództwem Lądowej Obrony Wybrzeża kieruje płk Stanisław Dąbek. Siłami Marynarki Wojennej dowodzi kontradm. Józef Unrug.
„[1 września 1939 r.] o godzinie 13.30 przeżyliśmy najgroźniejszy i dla nas zabójczy nalot samolotów wroga [...]. Zobaczyłem odrywająca się bombę. Wydawało się, że leci wprost na mnie. [...] gruchnęła w molo, mniej więcej między pierwszym a drugim działem [...] przez zerwane poszycie wdarła się woda i okręt zrywając cumy, poszedł na dno, jak siekiera [...]. Patrzę na por. [Jacentego] Dehnela, bojowego oficera. Strzela bez przerwy z Vickersa, zdaje on sobie doskonale sprawę, że okręt idzie na dno, mimo to brodząc po kolana w wodzie strzela dalej” (relacje o bombardowaniu portu Oksywie i ostatniej walce torpedowca ORP „Mazur”, za J. Pertek, Mała flota wielka duchem, Poznań 1989, s. 13–17).

W ogólnopolskim dzienniku „Nasz Przegląd” ukazuje się oświadczenie: „Organizacja Syjonistyczna i naród żydowski stoją po stronie polskiej, gotowe do walki o swą godność i niepodległość. To oświadczenie winno być drogowskazem dla światowego żydostwa. Miejsce Żydów całego świata jest po stronie polskiej”.

• Na posiedzeniu brytyjskiej Izby Gmin premier Neville Chamberlain zapowiada walkę aż do zniszczenia Niemiec. W podobnym duchu wypowiadają się przedstawiciele liberałów i laburzystów. Rządy brytyjski i francuski zarządzają mobilizację powszechną w swoich krajach.

 

http://www.eostroleka.pl/17-wrzesnia-1939-napad-byl-zdradziecki-wiarolomny-byl-zabojczym-ciosem-w-plecy,art15444.html

17 września 1939: Napad był zdradziecki, wiarołomny, był zabójczym ciosem w plecy

 
drukuj | 17 września 2012 r.
Dział: Polska
 
Tagi: 17 września 17 września 1939 Sowieci Związek Sowiecki Rosja Armia Czerwona Stalin II wojna światowaPolska agresja NKWD Katyń
 
 
Mamy o czym pomyśleć
 
O świcie 17 września 1939 r. odwieczny wróg napadł na Polskę. Agresja Rosji zwanej wówczas Związkiem Sowieckim była skoordynowana z agresją Niemiec zwanych wtedy III Rzeszą, które napadły na nas 1 września. Agresja była konsekwencją zawartego w Moskwie traktatu niemiecko-sowieckiego z 23 sierpnia 1939 roku. Już od 1 września trwała współpraca Niemców i Rosjan przeciwko Polsce: sowieckie stacje radiolokacyjne naprowadzały naloty bombowców Luftwaffe na jednostki Wojska Polskiego na wschód od Wisły.

Napad rosyjski był zdradziecki, wiarołomny, bez wypowiedzenia wojny, był dla Polski zabójczym ciosem w plecy. Dlatego jest historycznym fałszerstwem używanie takich eufemizmów jak: "Armia Radziecka przekroczyła granicę polską" albo "Armia Radziecka wkroczyła", albo "Armia Radziecka dokonała inwazji". Nie - nie mówimy przecież, że Wehrmacht wkroczył do Polski, tylko że to Niemcy na Polskę napadły. Tak samo należy określać atak z 17 września: Rosja napadła na Polskę! I nie "radziecka" tylko "sowiecka", bo taka była nazwa tego zbrodniczego, totalitarnego i ludobójczego państwa. Dyktator tego imperium zła Stalin planował likwidację państwa polskiego wspólnie z Leninem jeszcze w listopadzie 1918 roku! Autorem planu agresji z 17 września był marszałek Borys Szaposznikow - szef sowieckiego sztabu generalnego, całością sił dowodził marszałek Woroszyłow, a na Polskę ruszyli najwybitniejsi sowieccy generałowie: Timoszenko, Czujkow, Batow, Kowaliow, Tieliegin. W pierwszym rzucie strategicznym uderzyło na Polskę ponad pół miliona żołnierzy.

Pierwsze uderzenie spadło o trzeciej nad ranem na Podwołoczyska, Czortków, Skałę i Husiatyń. Pułk Korpusu Ochrony Pogranicza (KOP Czortków) był najdalej na wschód wysuniętą placówką obronną Rzeczypospolitej. Nieliczni i słabo uzbrojeni żołnierze dowodzeni przez podpułkownika Marcelego Kotarbę podjęli natychmiast pełną determinacji walkę w obronie napadniętej Ojczyzny. Stawili czoło całemu korpusowi sowieckiemu złożonemu z czołgów i kawalerii. Bohaterstwo tych kilkuset żołnierzy KOP podpułkownika Kotarby porównywalne jest z bohaterstwem żołnierzy majora Sucharskiego broniących Westerplatte. Jeżeli o Westerplatte napisano tysiące publikacji, książek i filmów, to o żołnierzach KOP Czortków nadal trwa zmowa milczenia. Wojsko Polskie podjęło walkę z Armią Czerwoną m.in. w obronie Grodna, Wilna, Podola. Bitwy z rosyjskim najeźdźcą stoczono pod Tomaszowem Lubelskim, pod Szackiem i Wytycznem. Lwów i Brześć oblegali wspólnie Rosjanie i Niemcy. Podobnie pod Kockiem 4 i 5 października grupa operacyjna "Polesie" generała Franciszka Kleeberga stoczyła ostatni bój w obronie Polski otoczona przez dywizje sowieckie i niemieckie. 

W zdobytych polskich miastach, m.in. w Białymstoku, Brześciu, Przemyślu, oddziały Armii Czerwonej i Wehrmachtu odbywały wspólne defilady. W Krakowie tuż obok siedziby gubernatora Hansa Franka utworzony został konsulat generalny Związku Sowieckiego. To właśnie tutaj NKWD i gestapo wspólnie ustalały szczegóły ludobójstwa niemieckiego i sowieckiego, w tym eksterminację elit polskiej inteligencji. Do niewoli sowieckiej dostało się około ćwierć miliona podoficerów, oficerów i generałów Wojska Polskiego. Oprócz nich Rosjanie zagarnęli ponad 120 tysięcy funkcjonariuszy KOP, policji, straży więziennej, straży leśnej, a także urzędników państwowych, bankowych oraz księży. Spośród nich nad dołami śmierci w Katyniu NKWD zamordowało "tylko" 4600 bezbronnych jeńców - oficerów WP. Prawdziwą liczbę ofiar zbrodni sowieckiego ludobójstwa po 17 września 1939 r. kryją moskiewskie archiwa. I właśnie dlatego Rosjanie konsekwentnie odmawiają nam do nich dostępu.

Stalin chciał podbić całą Europę, a Polska miała być i była jego pierwsza ofiarą. Taka jest prawda, a prawda nie powinna podlegać zgniłym kompromisom politycznym w obawie przed gniewem Kremla. Prawda jest niepodzielna! Rosja sowiecka była państwem ludobójczym, które wymordowało kilkadziesiąt milionów ludzi. To państwo nie bez przyczyny określane było jako "imperium zła", "inny świat", "nieludzka ziemia". To państwo napadło na Polskę 17 września 1939 roku, mając z góry przygotowane i sprecyzowane plany totalitarnego ludobójstwa.


Józef Szaniawski 


[źródło: Nasz Dziennik]

 

Zakorzeniony w historii Polski i Kresów Wschodnich. Przyjaciel ludzi, zwierząt i przyrody. Wiara i miłość do Boga i Człowieka. Autorytet Jan Paweł II

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka