Komentuj, obserwuj tematy,
Załóż profil w salon24.pl
Mój profil
Albatros ... z lotu ptaka Albatros ... z lotu ptaka
425
BLOG

Wirtualna rzeczywistość a życie; nie płoszyć zwierzyny

Albatros ... z lotu ptaka Albatros ... z lotu ptaka Polityka Obserwuj notkę 6

NA ZBLIŻAJĄCE ŚWIETA BOŻEGO NARODZENIA MÓJ APEL DO MEDIÓW, W TYM RÓWNIEŻ TYCH RZĄDOWYCH.

PROSIMY O SPOTKANIE OPŁATKOWE W TRYBIE ON-LINE Z MINISTREM OBRONY NARODOWEJ  ANTONIM MACIEREWICZEM I WTAJEMNICZONĄ W PRACĘ TAJNYCH SŁUŻB PRZEZ POUFNYCH EWĘ STANKIEWICZ z MĘŻEM.

skład ekipy ustalą w trybie głosowania sami Blogerzy Salonu 24 ze stajni m.inn. "Maskirowki"  FYM-a, ROLEXA, PROPATRIANA, MARKATOMASZA tj. - 4 konie i woźnica I INNYCH 2-3 WYBUCHOWICZÓW :  - KOMISJA SKRUTACYJNA OGŁOSI WYNIKI NOWOROCZNE.

PROPOZYCJA: V KONFERENCJA SMOLEŃSKA PO KARNAWALE PRZED 10 KWIETNIA 2017 ROKU.

TRZEBA W KOŃCU ROZŁADOWAĆ TĘ MINĘ "GOLIATA" CZASOW WSPÓŁCZESNYCH KTORY ZOSTAŁ WPROWADZONY PRZEZ POPRZEDNIĄ EKIPĘ DONALDA TUSKA I BRONISŁAWA KOMOROWSKIEGO NA STAROWKĘ W WARSZAWIE W MURY KATEDRY ŚWIĘTEGO JANA CHRZCIELA - MODLITWA O PRAWDĘ MIESIĘCZNICE SMOLEŃSKIE. A ludzie dobrej woli ? jest ich więcej ...

Czesław Niemen _Dziwny jest ten świat

 

DLA PANI EWY STANKIEWICZ I MAŁŻONKA DEDYKACJA ŚWIĄTECZNA:

Prezent od @ROLEXA

http://hekatonchejres.salon24.pl/737913,podroz-za-jeden-kismet

i od @ALBATROSA Z LOTU PTAKA

NIECH SIĘ CIESZĄ ŻYCIEM RODZINNYM

Nie płoszyć zwierzyny

http://www.maluchwdomu.pl/2015/09/edukacyjny-spacer-po-lesie.html

Image result for nie płoszyć zwierzyny

http://www.maluchwdomu.pl/2015/09/edukacyjny-spacer-po-lesie.html

Pewnie nie jeden raz mogliście u mnie przeczytać, że każdy spacer czy wycieczka sprzyja rozwijaniu zainteresowań przyrodniczych. Metoda jest prosta - wystarczy się rozglądać :)
image

Z racji tego, że już za tydzień jesień zaczęliśmy od poszukiwania jej pierwszych oznak. Co prawda większość liści jest jeszcze zielona, ale bez problemu znaleźliśmy takie, które miały inne kolory.
image
 
Hania sprawdzała się w roli opiekunki młodszego brata, który... badał wszystko z bliska i to dosłownie. 
image
 
Spotkaliśmy kilka żuczków gnojowych, jednemu udzieliliśmy pomocy.
image
 
Szukaliśmy też mchu porastającego drzewa, jak wiadomo, przeważnie rośnie on od północnej strony.
image
 
Mieliśmy okazję poobserwować pająki i sposób w jaki tworzą pajęczyny.
image
 
Poza tym... pobawiliśmy się w chowanego...
image
 
...Wojtek nie miał oporów przed niczym, wchodził gdzie popadnie. Momentami błyskawicznie znikał mi z pola widzenia, gdy oglądałam się za Hanią - to dlatego, że jest mały i łatwo mu się ukryć w krzakach. Śmiałam się, że powinniśmy go zaopatrzyć w system monitoringu osób (czytałam ostatnio o tym tutaj:  http://www.gpsguardian.pl/ - bardzo mądry wynalazek, przy tempie przemieszczania się Młodego byłby wskazany :)...
image
 
Co tam pajęczyny na ubraniu...

 

Image result for nie płoszyć zwierzyny

Przybyli na miejsce policjanci sporządzili notatkę służbową do której TMRR złożyło stosowne zawiadomienie celem ukarania mężczyzn za kilka wykroczeń które popełnili tj. wjazd pojazdem mechanicznym do lasu, niszczenie runa leśnego, płoszenie zwierzyny oraz potencjalne niszczenie siedlisk przyrodniczych chronionych na obszarze Natura 2000 Dorzecze Regi.

Obyśmy mieli w telewizorni takie przekazy jak najczęściej. Także a w Szczególności w okresie Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku 2016/2017.

 

JEDNAK POLITYCY NIE ŚPIĄ   I NIE ZASYPUJĄ GRUSZEK W POPIELE.

NAWET GRUBY RYSZARD KALISZ SPECJALISTA OD GRY W TENISA SIĘ OBUDZIŁ I UCZESTNICZY W PROTESTACH OBURZONY DO KRWI.

Image result for Ryszard Kalisz na protestach KOD

 

i były już marszalek Senatu Borusewicz

Related image

I Kongres KOD na Pomorzu. Koordynatorem został Radomir Szumełda - Dziennikbaltycki.pl

 

co NATO : Współcześnie podawany przez mediapolskojęzyczne Jurgen Roth - specjalista od służb

http://hekatonchejres.salon24.pl/737913,podroz-za-jeden-kismet,4

0.11 15:13Kategoria: Polityka Odsłon: 10000 135 Komentuj

Podróż za jeden kismet

ciąg dalszy ...

A cóż, zapytacie Państwo, usadziło Chrisa Cieszewskiego okrakiem na barykadzie? Myślę, że ta coraz rzadsza w świecie cecha profesjonalnego skupienia się na badaniu zjawisk wyłącznie w ramach własnych, potwierdzonych instytucjonalnie kompetencji. Bez oglądania się kto jakąś korzyść lub zmartwienie w związku z wynikami naszej pracy będzie miał. Scire propter scire! Pierwszą niepokojącą obserwacją Chrisa Cieszewskiego była ta, że na kilka dni przed „rozmieszczeniem się” na polance smoleńskiej, wśród krzaków i zarośli, różnych malowanych blach, dokładnie w obrysie ich późniejszego rozmieszczenia się znajdowały się białe plamy, które Chris Cieszewski roboczo uznał za zalegający śnieg. Tu pole do popisu dla miłośników fantastyki naukowej. Mamy tutaj bowiem do czynienia ze śniegiem niezwykłym! Nie tylko że z inteligentnym śniegiem ale z przewidującym przyszłość śniegiem! Ze śniegiem, który chce przejść do historii!

Drugim niepokojącym spostrzeżeniem Chrisa Cieszewskiego było to, że inteligentny śnieg był czymś więcej niż tylko śniegiem, bo zmieniając stan skupienia pod wpływem rosnącej temperatury nie zmieniał tego stanu skupienia na stan ciekły, jak uczono w szkole, ale na stan określany jako nieistnienie. Jakby to powiedzieć utrzymując się w post-sowieckiej poetyce: „ktoś się nie bał i... śnieg sprzątnął” tuż przed tą magiczną chwilą, w której na polance smoleńskiej, pośród krzewów i zarośli, pojawiły się malowane blachy w dużych ilościach. Jedynym, rozsądnym, wytłumaczeniem było takie, że to nie śnieg był ale jakieś ludzką ręką wyprodukowane kawałki materiału, które Cieszewski nazwał „plandekami”. Gdybyśmy przyjęli punkt widzenia Chrisa Cieszewskiego moglibyśmy dość racjonalnie wytłumaczyć pojawienie się wśród krzaków i zarośli blach malowanych, bez konieczności odwoływania się dosyć skomplikowanej sekwencji zdarzeń niemożliwych.

Po trzecie wreszcie Chris Cieszewski zdekonspirował złamaną brzozę symbolizującą rozdarte, narodowe serce, oskarżając ją o rozdarcie z wyprzedzeniem, a więc po raz kolejny wprowadzając element fantastyczny, kiedy to brzoza „drze się” przewidując konieczność późniejszego pozowania do zdjęć. Wszystkich, którzy chcieliby się z omówieniem prac Chrisa Cieszewskiego zapoznać bliżej, by na tej podstawie pobawić się w tworzenie alternatywnych wyjaśnień zapraszam tu: https://yurigagarinblog.files.wordpress.com/2014/02/fym-ts-2.pdf

Moje wyjaśnienie braku popularności Chris Cieszewskiego jest proste i nie odwołuje się ani do science-fiction, w tym do zjawiska UFO w szczególności, ani też do literatury szpiegowskiej, ale do pragmatyki show-businessu. Otóż propozycja Chrisa Cieszewskiego ma jedną podstawową wadę: nie można jej rozwijać latami, jest krótka i zamyka sprawę uniemożliwiając innym wieloletni lans. A dodatkowo zmusza śledczych do podjęcia zdecydowanych działań przeciwko ludziom, których nikt w Polsce, pomijając podziemnie zbrojne nie odważył się ruszyć od 1944 roku.

 

Podróż za jeden kismet

 

 

 

 

 

 

 

Pozbawić państwowego parasola i odciąć przynajmniej od publicznych pieniędzy usiłował co prawda swego czasu pan minister Antoni Macierewicz, ale to się nie udało. Takich bowiem tworów nie niszczy się zmianą szyldów ani pozbawianiem biurka, bo kwatera główna twora znajduje się w przestrzeni tak zwanej inicjatywy prywatnej. Wystawiając na ulicę urzędników i żołnierzy pan minister Macierewicz pozbawił się nad nimi szczątkowej choćby kontroli, a rekrutacja fachowców na nowe odcinki pracy odbyła się zapewne tuż po wyrzuceniu, za pierwszym rogiem ulicy. Bolesne skutki tej niefrasobliwości miały natomiast dopiero nastąpić po tym jak Prawu i Sprawiedliwości udało się stracić władzę w 2007 roku, a kolejny rząd abdykował z części swoich uprawnień władczych, ze szczególnym uwzględnieniem wszystkich służb o uprawnieniach specjalnych, pozostawiając je samym sobie, ale z ponownie przywróconymi państwowymi budżetami, z pełną dowolnością co do zakresu przyszłych performances.

No to założyli kilka inicjatyw prywatnych, dla różnych zleceniodawców, z których najhojniejszym miał okazać się pomysłodawca wspomnianego już Biura Podróży. Rzecz jasna, kiedy się takie rzeczy pisze należy mieć szczególne baczenie, czy człowiek pisząc nie znajduje się pod psychotronicznym wpływem jakichś obcych cywilizacji czy choćby obcych służb. Zaobserwowałem w Ojczyźnie taką nową modę, że jak się coś spieprzy albo palnie jakąś piramidalną głupotę, to to jest oczywista sprawka CzeKa i jej późniejszych wcieleń (NKWD, KGB, FSB, etc). Wpływy wcieleń są przemożne i sięgają mackami nawet Chiltern Hills wśród których mieszkam.

Szczęśliwie i ja, i moi Rodacy są zabezpieczeni przed innymi służbami, włączając w to służby niemieckie, francuskie (ksywa Caracale), brytyjskie, amerykański i izraelskie. A nawet gdyby nie byli, to wpływ ten byłby zbawienny. Mam swoją osobistą metodę ochrony przed psychotronicznym oddziaływaniem CzeKa. Podejrzewając atak sięgam zazwyczaj po to z dzieł stricte filozoficznych, które przeczytałem kilkadziesiąt razy od dechy do dechy, kolokwialnie mówiąc. Mam na myśli dzieło to:

 

Podróż za jeden kismet

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Więc i teraz otworzyłem...

 

 

Podróż za jeden kismet

 

 

Ożeż ty w mordę!

 

 

Rzuciłem się na youtuba w celu zneutralizowania amerykańskim Disneyem (okropny w smaku, ale neutralizuje czekistowskie toksyny...) i...

 

 

 

 

Dopadli mnie!

 


[1] http://www.tvp.info/27875947/polecilem-ograniczyc-dostep-dziennikarzy-na-teren-katastrofy-w-smolensku

[4] http://wpolityce.pl/smolensk/313092-zobacz-co-ujawnia-jurgen-roth-dziennikarz-prezentuje-tajny-raport-bnd-wysoce-prawdopodobny-zamach-przy-uzyciu-materialow-wybuchowych

[5] https://scholar.google.com/citations?user=npyjSdoAAAAJ

[6] https://www.warnell.uga.edu/people/faculty/dr-chris-cieszewski

Wzięty żywcem z naszej historii. 13 sierpnia 1944 roku - 13 dzień Powstania Warszawskiego.

Bohaterką wiersza jest matka Gajcego położna, która przeżyła wojnę i asystowała przy narodzinach braci Kaczyńskich. Kobieta, która zamiast cieszyć się synem, mogła go odwiedzać na cmentarzu. Czyż nie jest jedną z największych tragedii jakie mogą spotkać człowieka, opłakiwanie śmierci własnego dziecka? Czyż nie jest swoistym absurdem stawiać kwiaty na grobie tego, który miał być osłodą starości? Pięknie o tym pisał przed laty Zbigniew Herbert
 

Na chłopca zabitego przez policję

 

Na chłopca zabitego przez policję

 

 
Tyle nocy bezsennych tyle par
 
pieluch lawina proszków do prania
 
tyle par bielizny zastrzyków pocałunków w ciepły pośladek
 
tyle klapsów
 
tyle nadziei tyle zapłakanych oczu
 
gdy nagle to wszystko zgniecione pod obcasem
 
jak niedopałek papierosa gdy szli do ataku
 
i jeszcze
 
jeszcze tyle śpiewu unosi się
 
nad miejscem nad którym tłucze się ziarnko pustki
 
nad ziarenkiem nicości 
 
 
Ileż takich matek przewinęło się przez dzieje Polski? Matek wiernych do końca wbrew wszystkim.
 
 
Image result for Tadeusz Gajcy
 
Bedąc w Warszawie odwiedźcie:
 
Muzeum Literatury » Blog Archive » Świadectwo pamięci– pamiątki i rękopisy Tadeusza Gajcego i Zdzisława Stroińskiego w Muzeum Literatury
muzeumliteratury.pl547 × 800Search by image
biblioteczne cimelium. Wreszcie dokumenty Gajcego – świadectwa szkolne, czapka gimnazjalna, kenkarta, poświadczenie zamieszkania. Te dwa ostatnie, wraz z wizytówkami i świadectwem urodzenia zabrał poeta idąc do powstania. Są na nich ślady krwi.
 
 
Tadeusz Stefan Gajcy was a Polish poet and Armia Krajowa soldier. He co-founded and edited the bibuła literary magazine, Sztuka i Naród. Wikipedia
 
BornFebruary 8, 1922, Warsaw
DiedAugust 16, 1944, Warsaw
Wszyscy święci, hej do stołu!
W niebie uczta: polskie flaczki
Wprost z rynsztoków Kilińskiego!
Salcesonów pełna misa.
Świeże, chrupkie. Pachną trupkiem […] Przegryźcie Chrystusem Narodów! 
— Tadeusz Gajcy

Politycy się szybko uczą. Jak można Wiarę, tę szczerą Ludu Bożego wykorzystać dla dobrych lub niecnych celów.

 

Sztuczkę w sposób diaboliczny opanowali Niemcy podpuszczając heroicznych bohaterow Powstania Warszawskiego do diabolicznego "nowego-Goliata" nafaszerowana materiałami wybuchowymi.

Eksplozja „czołgu pułapki” na ulicy Kilińskiego w Warszawie[edytuj]

 
 
Wirtualna rzeczywistość, projekt False-Flagam
 
Wrak pojazdu miny na ulicy Kilińskiego, 13 sierpnia 1944

Eksplozja „czołgu pułapki” na ulicy Kilińskiego w Warszawie – wybuch zdobytego przez powstańców warszawskich niemieckiego pojazdu specjalnego Sd.Kfz.301 (Borgward IV), do którego doszło 13 sierpnia 1944 przy ul. Jana Kilińskiego na Starym Mieście w Warszawie.

W wyniku eksplozji zginęło ponad trzystu powstańców i cywilów, którzy zbiegli się podziwiać zdobyty „czołg”. W rzeczywistości pojazd nie był „czołgiem pułapką”, lecz ciężkim transporterem ładunków, którego pierwotnym przeznaczeniem było zniszczenie barykady na Podwalu, a jego wybuch był zasadniczo dziełem przypadku. Niektórzy świadkowie wskazywali jednak, że Niemcy prawdopodobnie celowo pozwolili powstańcom wprowadzić niebezpieczny pojazd w głąb Starówki. Wydarzenie to znane jest odtąd w polskiej historii jako „wybuch czołgu pułapki” i jest uznawane za jeden z najtragiczniejszych epizodów obrony Starego Miasta. Od 1992 rocznica wybuchu jest obchodzona jako Dzień Pamięci Starówki.

 

 

Zdobycie „czołgu”[edytuj]

Szczegółowo przebieg wydarzeń związanych z tragedią na ulicy Kilińskiego opisał (m.in. w relacji dla Gazety Wyborczej) weteran batalionu AK „Gustaw”Witold Piasecki ps. „Wiktor”. Według jego relacji 13 sierpnia 1944, około godziny 8:00[1] lub 9:00[2], dwa niemieckie czołgi typu PzKpfw IV ostrzelały z placu Zamkowego polskie pozycje na ul. Świętojańskiej i Podwalu. Zaraz potem zza czołgów wyłonił się niewielki pojazd, który ruszył wprost na przegradzającą Podwale barykadę, bronioną przez żołnierzy batalionu „Gustaw”. Na szarżującą maszynę poleciały butelki z benzyną. Celnie trafiony pojazd stanął w płomieniach i utknął na barykadzie. Kierowca pojazdu uciekł, nim zaskoczeni obrotem sytuacji powstańcy zdołali chwycić za broń. AK–owcy szybko ugasili płomienie piaskiem[2].

Inne relacje podają nieco odmienny przebieg wydarzeń. Niemiecki atak miał się rozpocząć o godzinie 10:00, a zapoczątkować go miał godzinny ostrzał powstańczych pozycji przez trzy niemieckie działa pancerne. Dopiero później osłaniany przez nieco większy wóz pancerny i piechotę niemiecki pojazd (nazywany w relacjach „tankietką”) miał ruszyć do szarży na barykadę[2].

Zdobyczną maszynę zbadał jako pierwszy podchorąży Wiktor Trzeciakowski ps. „Tur” (według innych relacji był to podchorąży Ludwik Wyporek ps. „Miętus”). Polskich żołnierzy zaskoczył fakt, iż zdobyty pojazd nie przypominał żadnego znanego im niemieckiego wozu bojowego. Nie posiadał też żadnego uzbrojenia, lecz tylko radio[2]. Dowódca batalionu kapitan Ludwik Gawrych ps. „Gustaw” oraz jego zastępca Włodzimierz Stetkiewicz ps. „Włodek” nakazali swoim żołnierzom zachować ostrożność i trzymać się z daleka od pojazdu. Podejrzewali, że jego porzucenie może być podstępem wroga, tym bardziej, że po utracie wozu Niemcy z niewiadomych przyczyn natychmiast wstrzymali ogień. Dowództwo postanowiło, że „Wiktor” (pełniący funkcję batalionowego pirotechnika) zbada zdobycz po zapadnięciu zmroku[1].

W międzyczasie, około godziny 17:00[2], inna grupa powstańców przejęła jednak pojazd, powołując się na rzekome polecenie dowództwa obrony Starego Miasta. Byli to prawdopodobnie żołnierze któregoś z powstańczych oddziałów zmotoryzowanych: dywizjonu motorowego „Młot” lub kompanii motorowej „Orlęta”. Uruchomili pojazd i wjechali nim w uliczki Starówki, budząc ogromny entuzjazm ludności cywilnej, która słysząc okrzyki „czołg zdobyty!”, zbiegła się tłumnie, aby podziwiać zdobycz[1].

Eksplozja[edytuj]

Wirtualna rzeczywistość, projekt False-Flagam
 
Wrak pojazdu miny na ulicy Kilińskiego, 18 sierpnia 1944

W rzeczywistości zdobyty pojazd nie był czołgiem, lecz ciężkim transporterem ładunków typu Sd.Kfz. 301 Ausf. C Schwerer Ladungsträger B-IV, należącym do specjalnego 302. Batalionu Pancernego. Pojazd był wykorzystywany m.in. jako samobieżny stawiacz min, służący do niszczenia umocnień[2]. Zdobyty przez powstańców transporter przewoził 500 kilogramów materiału wybuchowego w zamocowanym na pancerzu pojemniku[3]. Kierujący triumfalnie objechali nim powstańczą Starówkę (z Rynku Starego Miasta przepędził ich dowódca zgrupowania, major Stanisław Błaszczak ps. „Róg”) i, powróciwszy na Podwale, skręcili pojazdem w ulicę Kilińskiego. Według niektórych relacji zamierzali odstawić zdobyczny „czołg” na podwórze pałacu Raczyńskich[2]. Przy pokonywaniu małej barykady przy ul. Kilińskiego (było to około godziny 18:00) z pancerza maszyny zsunęła się umieszczona z przodu metalowa skrzynia z ładunkiem wybuchowym[1].

Nastąpił potężny wybuch, który spowodował masakrę. Dzieła zniszczenia dopełnił jeszcze wybuch butelek zapalających magazynowanych w kamienicy przy ul. Kilińskiego 3[4][5]. Zginęło ponad 300 osób, a kolejnych kilkaset odniosło rany[4]. Jedną ze śmiertelnych ofiar był aktor Józef Orwid. Spośród jednostek powstańczych największe straty poniosła kompania „Orląt”, tracąc 80 ludzi, oraz wszystkie kompanie batalionu „Gustaw” (26 zabitych). Batalion „Wigry” miał 14 zabitych i 59 rannych. Świadkowie wspominali, iż szczątki rozerwanych na strzępy ofiar zwisały z rynien, gzymsów i rozbitych okien[2]. Resztki ciał ludzkich znajdywano nawet na sąsiednich ulicach[5]. Przy wybuchu kontuzjowany został także dowódca Armii Krajowej, generał Tadeusz Komorowski ps. „Bór”, który przyglądał się pochodowi z okna pałacu Raczyńskich (przed wojną siedziba Ministerstwa Sprawiedliwości)[6].

Tragedia przy ul. Kilińskiego wywarła bardzo przygnębiające wrażenie tak na powstańcach, jak i na ludności cywilnej[6]. Kapitan „Gustaw” zażądał przeprowadzenia śledztwa i osądzenia osób, których nieostrożność spowodowała masakrę, jednakże w obliczu coraz silniejszych niemieckich ataków na Starówkę sprawa ta zeszła wkrótce na dalszy plan[1].

Wokół wybuchu na ul. Kilińskiego narosło przez lata wiele mitów. Polscy historycy i pamiętnikarze (m.in. Adam Borkiewicz[6]Władysław Bartoszewski[7]Antoni Przygoński[4], czy Stanisław Podlewski[5]) długo twierdzili, iż masakra była efektem podstępu Niemców, którzy celowo podrzucili powstańcom „czołg” napełniony materiałem wybuchowym z zapalnikiem czasowym. W przekazie historycznym i wspomnieniowym pojawiały się też inne nieścisłości: m.in. Władysław Bartoszewski pisał, że „czołg” uruchomili żołnierze batalionu „Gustaw”[7], a Lucjan Fajer błędnie podawał, iż zdobycznym pojazdem była samobieżna mina „Goliath”[8].

Nowsze źródła podają natomiast raczej zgodnie, że pojazd, który spowodował masakrę na ul. Kilińskiego, nie był czołgiem pułapką, zdetonowanym przez Niemców zdalnie lub za pomocą zapalnika czasowego, lecz ciężkim transporterem ładunków, którego pierwotnym przeznaczeniem było zniszczenie barykady na Podwalu, a jego wybuch był zasadniczo dziełem przypadku[3][2][1]. Witold Piasecki ps. „Wiktor” twierdził jednak, iż Niemcy celowo zamienili pojazd w pułapkę, o czym według niego miał świadczyć fakt, że nie zniszczyli go ogniem swoich dział od razu, gdy został zdobyty przez powstańców, ale pozwolili na wyprowadzenie go na teren Starówki, gdzie po przerwaniu niemieckiego ostrzału zgromadziło się wiele osób, by go oglądać, co pociągnęło za sobą liczne ofiary jego eksplozji[1].

Pamięć[edytuj]

Wirtualna rzeczywistość, projekt False-Flagam
 
Miejsce pamięci przy ul. Kilińskiego

latach 50. przy ul. Kilińskiego 3 przy chodniku umieszczono kamień z pamiątkową tablicą z podaną błędną liczbą ofiar i napisem o treści:

Miejsce uświęcone krwią 500 powstańców i mieszkańców Starówki poległych 13.08.1944 od eksplozji czołgu z podstępnie założonym przez wroga materiałem wybuchowym[3][9].

W pierwszej połowie lat 70. obok ustawiono drugi, mniejszy kamień z tablicą z brązu o treści:

Pamięci żołnierzy powstania warszawskiego i osób cywilnych poległych w tym miejscu 13 sierpnia 1944 r. od wybuchu czołgu niemieckiego[9].

Jedynym zachowanym śladem tamtych wydarzeń jest natomiast fragment gąsienicy, pochodzący być może z tego samego pojazdu, którego wybuch spowodował masakrę na ulicy Kilińskiego. Wspomniany fragment jest umieszczony na ścianie katedry św. Jana Chrzciciela od strony ulicy Dziekania i opatrzony błędnym podpisem:

Gąsienica niemieckiego czołgu-miny »Goliat«, który podczas Powstania Warszawskiego w 1944 r. zburzył część murów Katedry[3].

Od 1992 rocznica wybuchu przy ul. Kilińskiego jest obchodzona jako Dzień Pamięci Starówki. Stanowi on integralny element obchodów rocznicowych wybuchu powstania warszawskiego[10].

W kulturze[edytuj]

Tuż po tragedii Tadeusz Gajcy poświęcił jej fraszkę, w której znalazły się nawiązujące do niej wersy[11]:

Wszyscy święci, hej do stołu!
W niebie uczta: polskie flaczki
Wprost z rynsztoków Kilińskiego!
Salcesonów pełna misa.
Świeże, chrupkie. Pachną trupkiem […] Przegryźcie Chrystusem Narodów! 
— Tadeusz Gajcy

O wybuchu na ul. Kilińskiego wspominał Roman Bratny w drugim tomie swej powieści Kolumbowie. Rocznik 20. W książce narrator opisuje, że ludzie, którzy zbiegli się podziwiać zdobyczną maszynę, siadali na jej wieżyczce – Borgward B IV jej tymczasem nie posiadał[12]. W serialu nakręconym na podstawie powieści wątek ten jest pominięty.

Wybuch na ul. Kilińskiego stanowi także punkt kulminacyjny książki Jarosława Marka Rymkiewicza Kinderszenen[13].

13 sierpnia 2010 odbyła się na placu Zamkowym w Warszawie premiera fabularyzowanego krótkometrażowego filmu dokumentalnego 13 sierpnia ’44 (scenariusz i reżyseria Małgorzata Brama) poświęconego tej tragedii[14].

Eksplozję na ul. Kilińskiego opisała również amerykańska dziennikarka Rita Cosby w książce Quiet Hero: Secrets From My Father’s Past („Cichy bohater: tajemnice przeszłości mojego ojca”) o przeżyciach ojca, Ryszarda Kossobudzkiego, w roku 1944 żołnierza AK, który przeżył wybuch[15].

Scena wybuchu pojazdu Borgward znalazła się także w filmie Miasto 44 (2014) w reżyserii Jana Komasy.

Przypisy

  1. ↑ Skocz do:a b c d e f g Tomasz Urzykowski: Rocznica wybuchu na Kilińskiego. warszawa.gazeta.pl, 12 sierpnia 2005. [dostęp 24 marca 2010].
  2. ↑ Skocz do:a b c d e f g h i Norbert Bączyk. 302. batalion pancerny (radio) przeciw Powstaniu Warszawskiemu. „Nowa Technika Wojskowa”. 3 (numer specjalny 6), 2009.
  3. ↑ Skocz do:a b c d Mariusz Komacki. Tak zwany czołg pułapka. „Rzeczpospolita”, 1 sierpnia 2003.
  4. ↑ Skocz do:a b c Antoni Przygoński: Powstanie warszawskie w sierpniu 1944 r. T. II. Warszawa: PWN, 1980, s. 32. ISBN 83-01-00293-X.
  5. ↑ Skocz do:a b c Stanisław PodlewskiPrzemarsz przez piekło. Warszawa: Instytut wydawniczy PAX, 1957, s. 238.
  6. ↑ Skocz do:a b c Adam BorkiewiczPowstanie warszawskie. Zarys działań natury wojskowej. Warszawa: Instytut wydawniczy PAX, 1969, s. 159.
  7. ↑ Skocz do:a b Władysław BartoszewskiDni walczącej stolicy. Kronika powstania warszawskiego. Warszawa: Świat Książki, 2004, s. 108. ISBN 83-7391-679-2.
  8. Skocz do góry Lucjan FajerŻołnierze Starówki. Dziennik bojowy kpt. Ognistego. Warszawa: Iskry, 1957, s. 185.
  9. ↑ Skocz do:a b Stanisław Ciepłowski: Napisy pamiątkowe w Warszawie XVII-XX w.. Warszawa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe, 1987, s. 93. ISBN 83-01-06109-X.
  10. Skocz do góry Jutro obchodzony będzie dzień pamięci Starówki. ordynariat.wp.mil.pl, 12 sierpnia 2001. [dostęp 14 sierpnia 2011].
  11. Skocz do góry Maciej Urbanowski. Historia, czyli masakra. „Wprost”. 37(1342), 2008.
  12. Skocz do góry Roman BratnyKolumbowie. Rocznik 20. Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy, 1957, s. 379–382.
  13. Skocz do góry Jarosław Marek RymkiewiczKinderszenen. Warszawa: Wydawnictwo Sic!, 2008, s. 177–183. ISBN 978-83-60457-60-3.
  14. Skocz do góry 13 sierpnia '44. 1944.pl, 9 sierpnia 2010. [dostęp 28 sierpnia 2013].
  15. Skocz do góry Wiktor Magierski: Trzeba o nich pamiętać. dziennik.com, 12 czerwca 2012. [dostęp 9 lipca 2012].

Literatura przedmiotu[edytuj]

LITERATURA:

Gajcy. Krew i nadzieja

 
 
 
image
 
 
 
[Czesław] Miłosz poznał w okupowanej Warszawie środowisko „Sztuki i Narodu”, do którego należał Gajcy. Nie zgadzał się z nim ideowo. Dokonał też innego wyboru swojej drogi życiowej. Nie włączył się w działalność konspiracyjną, nie walczył w Powstaniu Warszawskim. Wszyscy redaktorzy „SiN” zginęli w czasie wojny. Sam Gajcy poległ w Powstaniu Warszawskim.
 
 
Również o wojnie Miłosz wielokrotnie krytykował ideologię „Sztuki i Narodu”. A jednak co jakiś czas Miłosz - Poeta potrafił o swoich ideowych przeciwnikach pisać pięknie.  Po lekturze „Pamiętnika” Andrzeja Trzebińskiego napisał:  
 
Nietrudno zestawić taką młodość jak jego z żałosną, pustą, bezkierunkową młodością pokazywaną w licznych francuskich powieściach i filmach. Nietrudno też zauważyć, że wszystko, co jest w nim głębokie i czyste zawdzięcza katolicyzmowi. (...) Wiara religijna została dźwignięta na stopień wyższy, jest osobiście przeżyta, jako odpowiedzialność za każdy dzień i każdą godzinę.
 
 
Może dręczyły go wyrzuty sumienia, a może w głębi duszy podziwiał ich młodzieńczy radykalizm prowadzący do śmierci na ołtarzu Ojczyzny?
 
Bohaterką wiersza jest matka Gajcego położna, która przeżyła wojnę i asystowała przy narodzinach braci Kaczyńskich. Kobieta, która zamiast cieszyć się synem, mogła go odwiedzać na cmentarzu. Czyż nie jest jedną z największych tragedii jakie mogą spotkać człowieka, opłakiwanie śmierci własnego dziecka? Czyż nie jest swoistym absurdem stawiać kwiaty na grobie tego, który miał być osłodą starości? Pięknie o tym pisał przed laty Zbigniew Herbert
 

Na chłopca zabitego przez policję

 

 
Tyle nocy bezsennych tyle par
 
pieluch lawina proszków do prania
 
tyle par bielizny zastrzyków pocałunków w ciepły pośladek
 
tyle klapsów
 
tyle nadziei tyle zapłakanych oczu
 
gdy nagle to wszystko zgniecione pod obcasem
 
jak niedopałek papierosa gdy szli do ataku
 
i jeszcze
 
jeszcze tyle śpiewu unosi się
 
nad miejscem nad którym tłucze się ziarnko pustki
 
nad ziarenkiem nicości 
 
 
Ileż takich matek przewinęło się przez dzieje Polski? Matek wiernych do końca wbrew wszystkim.
 

http://horyzontymoje1.blogspot.com/2015_05_01_archive.html

środa, 20 maja 2015

Potęga Słowa

 
 
image
 
ALBERT CAMUS
   „DŻUMA” 
 
„Tak - powiedział - To niemal niewiarygodne. Ale zdaje się, że to dżuma.”
Albert Camus, „Dżuma”
 
 
 
W naszym, ludzkim świecie, rzeczy nienazwane nie istnieją. Dopiero nadanie im miana powoduje, że coś (lub ktoś) „staje się”. Bo kim jest taki N.N.? Nikim; jakimś potwornym Nomen Nescio; człowiekiem bezimiennym, nienazwanym; Nemo czyli Nikt, jak nikomu nieznane, dopiero co odkryte stworzenie w głębinie. Krab? O, nie! Bo czyż może istnieć krab, którego jeszcze nie nazwano krabem a tym samym nie zakwalifikowano do odpowiedniej gałęzi drzewa wszelkiego żywota? Nie może istnieć, więc nie istnieje.
 
Jak mówi doktor Rieux? „Ale zdaje się, że to dżuma”. Rieux mówi to głośno w odpowiedzi na pytanie swojego kolegi po fachu, doktora Castel. I właśnie w tej jednej, straszliwej chwili to coś nieznanego, nieokreślonego a więc przerażającego, nabiera namacalnych wymiarów i kształt ostateczny. Oto ona, zaraza o straszliwym imieniu Dżuma; jeden z czterech Jeźdźców Apokalipsy, posłaniec zapowiedzianej od Boga Śmierci. Śmierci wszechobecnej i nieuchronnej w swojej najczystszej, wysublimowanej bo nareszcie nazwanej postaci. Bo  to Słowo powołuje do życia, jak milczenie sprowadza na życie ciszę grobowca. Nieprzypadkowo starożytni nakazywali wydrapywać imiona faraonów wyklętych, jak choćby Echnatona albo Hatszepsut, które Totmes nakazał po jej śmierci usunąć wszędzie tam, gdzie ta zaborcza i żądna władzy suka tyranizująca go przez ponad dwadzieścia lat, nakazała je wykuć na swoją wyłączną cześć i chwałę. Ale i ludzi przeklętych, jak choćby szewca-podpalacza Herostratosa. Wspaniała zemsta: milczenie...
 
Nim Rieux wypowie to, co nieodwracalne, jakby magicznym zaklęciem otwierał puszkę Pandory, życie codzienne w Oranie tam, na północno-afrykańskich rubieżach kolonialnej Francji toczy się według pisanych i niepisanych zasad, utartymi od tysiącleci szlakami gnuśnej i przyjaznej codzienności. Jest oczywiste, że owa przyjazność codzienności jest sporadycznie zakłócana zgonami z przyczyn równie „przyjaznych” bo znanych, jak nieuleczalne choroby, starcze zwyrodnienia, cicha śmierć niemowląt a wyjątkowo - nieszczęśliwe wypadki, zabójstwa czy samobójstwa. Lecz to wszystko mieści się w „normalnej” krzywej statystycznej zgonów, których ilość zawsze można było przewidzieć z dużą dozą prawdopodobieństwa dla „roku obrachunkowego śmiertelności”. Ale kiedy Rieux głośno mówi: „To dżuma” słowa te zmieniają wszystko; dla nikogo nie ma już odwrotu, nie ma żadnej bocznej furtki; dokonało się! Consummatum est!* I od teraz będzie już tylko coraz to więcej męki i więcej zapomnienia, jakbyśmy powiedzieli parafrazując tytuł powieści Osvaldo Soriano.
 
Więc teraz, kiedy „dokonało się”, Czytelnik może zapalić papierosa i wertując powieść Camusa zastanowić się, czy tak jest w istocie; czy słowo ma siłę sprawczą. Księga Rodzaju podaje: "A gdy tak się stało, Bóg nazwał tę suchą powierzchnię ziemią...”. Jak widać, nawet Bóg nazwał to, co stworzone a nienazwane, by zaistniało. Widać inaczej nie można. Głośne: „To dżuma” zmienia wszystko; jak gumką wyciera przyjazność codziennej błogosławionej śmierci, ścierając jednocześnie wszelkie dotychczasowe statystyczne krzywe, dane, liczby. I otwiera się przepastna głębia potworności cierpień, do tej pory zarezerwowana wyłącznie dla absolutnie nieuleczalnie chorych.
 
Jest niezmierne ważne dostrzec, że oto w Oranie Śmierć nie jest reprezentowana przez niewiastę o trupiej twarzy z kosą na piszczeli ramienia i w opończy z kapturem, do jakiej nawykliśmy dzięki Mistrzom średniowiecza, budowniczym katedr, ludwisarzom odlewającym Kostuchy na dzwonach, pracowitym kamieniarzom wykuwającym Anioły Błogosławionej Śmierci; nie. Ta Śmierć, orańska, przybiera postać kanalizacyjnych szczurów zdychających na naszych oczach w krwotocznych drgawkach i skręconych w agonii, wyjących z bólu i przerażenia umiłowanych żon, mężów, dzieci, kochanków i sąsiadów. Śmierć już nie stoi Ante portas*, już jest pośród uliczek, pustoszy miasto od wewnątrz; szarpie pachwiny, rozrywa płuca i nerki. Od tej chwili nikt nie jest zdrowy, bo Dżuma czyha wszędzie a zapyziałe miasto kolonialne Oran to jedno wielkie, przepastne i nienasycone mortuarium.
 
Pewnego dnia marsze szczurów zdychających w krwawych konwulsjach ustają, bo Śmierć wypaliła naszych Braci Mniejszych powołując ich do szczurzego Raju; teraz puka od domu do domu, powołując Ludzi. Wszystkie drzwi są naznaczone bo w Oranie od momentu w którym Rieux dżumę nazwał głośno Dżumą, wszyscy stali się Pierworodnymi przed obliczem Pana.
 
Chory Oran zionie pustką. Oczywiście, nadal jest pełen jeszcze zdrowych, jeszcze żywych ludzi; jeżdżą autobusy i tramwaje, piekarze wypiekają chleby, kawiarnie serwują wina i homary a dziwki ciągle prowadzają klientów do nędznych klitek „na pięterkach”. Ale Oran zionie pustką duchową, bowiem zniknęła pewność jutra; nikt nie może powiedzieć, że dożyje jutra więc każdy jest a priori potencjalnym zmarłym. Właśnie w tym sensie miasto jest opustoszałe; ludzie rozmawiają półgłosem albo po prostu milczą. Przy łożu konającego mówi się szeptem lub milczy a w domu powieszonego nie mówi się o sznurze. W Oranie nad każdą szyją zwisa sznur. Lina. Splot zdarzeń, który wszystkich ulokował pewnej godziny, pewnego dnia i tygodnia, pewnego roku w mieście, gdzie Śmierć spersonifikowana została jednym, jedynym głośno wymówionym słowem. Kiedy zatrzaśnięto bramy, gdy obstawiono Oran tyralierą żołnierzy gotowych strzelać do każdego, kto zechce opuścić zadżumione miasto, wtedy wszyscy zamknięci wewnątrz miasta pojęli, że zostali skazani podwójnie. Dla nich, dla osaczonych od środka i od zewnątrz nic już nie jest jak było. I nigdy nic już nie będzie jak było, bo każda Śmierć nazwana egzekwuje podatek „w imieniu i nazwisku”. W życiu. Pustoszeją kuchnie, sypialnie i łóżka. Kawiarniane stoliki tracą stałych bywalców, dziwki - alfonsów, alfonsi - zatrudnienie a tramwaje i autobusy pasażerów. Nawet koty nie znajdują swych odwiecznych ofiar, bo nic już naprawdę nie jest, jak było a to, co będzie...? O, to będzie zupełnie inne.
 
Ci, którzy zachorowali, nie mają nawet czasu zapytać dlaczego to ich spotyka, bowiem umierają prawie natychmiast w kałużach wymiocin, ropy, krwi i potu zaś ci, którzy jeszcze nie czują śmiercionośnego muśnięcia pytają w trwodze: „Kiedy ja?” A czasem, oczywiście: A jeśli ja, to dlaczego ja, dobry Boże? Dlaczego ja? Można snuć wielowątkowe rozważania nad Boskimi intencjami, lecz będą to tylko jałowe rozważania prostaczków, żeby nie powiedzieć – głupków, albowiem Bóg nie ma z tym nic wspólnego. Bóg nie sprowadza zarazy by wypaliła grzeszników; by poprzez Śmierć dokonać katharsis ludzkości, która grzesząc na śmierć zasłużyła po stokroć. Nie. Bóg umył ręce od naszych uczynków, miłych czy nie-miłych, dając nam Dekalog i wolną wolę. Bóg patrzy, jak zachowamy się w chwili próby i nasłuchuje naszych myśli; rozumiemy czy nie rozumiemy, że nie On, lecz właśnie my jesteśmy jedyną przyczyną, jedyną siłą sprawczą i motoryczną zarazy? Przecież gdyby Rieux nie wypowiedział słowa „dżuma”, gdyby jakiegoś kraba nie nazwano krabem, gdyby Boga nie nazwano Bogiem - śmierć tysięcy szczurów i ludzi nie zaistniałaby ot, więcej zgonów, zatem starczyłoby podnieść krzywą statystyczną i uznać nową wartość średniej za „normę.” Wszak jeśli większość populacji będzie karłowata i chora na syfilis, to syfilityczna karłowatość stanie się nie tylko normą ale i objawem krzepkiego zdrowia.
 
W obliczu zagrożenia, człowiek podejmuje wysiłek walki a ludzkie stado dzieli się na dowódców i żołnierzy. Nie wolno i nie można inaczej bo żeby przetrwać, trzeba stawić zorganizowany opór. W ogniu walki rodzą się bohaterowie. I tchórze. Ale w Oranie nie ma podziału na dowódców-lekarzy i żołnierzy-chorych wszyscy są chorzy po równo, bowiem jak głosi napis na zegarze ratuszowym w Lipsku: Mors certa, hora - incerta. W Oranie wszyscy stają się pacjentami bardzo cierpliwymi i dlatego „Dżuma” nie posiada bohatera. Albowiem żeby zaistniał Bohater, autor musi powołać do istnienia anty-bohatera a tego Camus nie uczynił. Dlaczego? I Camus i doktor Rieux są fatalistami i właśnie fatalizm nakazuje uczynić pisarzowi z Rieux nie tyle pierwszoplanowego bohatera ile Uczestnika. Rieux jest lekarzem i człowiekiem mądrym; on nie walczy z zarazą jako taką znając jej potęgę i swoją małość. Nie walczy ale może niwelować jej wszechmoc, niosąc ulgę cierpiącym przez nacinanie dymienic i dodawanie otuchy żywym i jeszcze zdrowym słowami pociechy, jak duchowy przewodnik. Jak filozof rozumiejący bezsiłę człowieka w zderzeniu z wyrokami Boskimi; fatum, ananke czy jak tam sobie chcemy nazwać to, co wypala Oran.
 
Jak wspomniałem, fatalizm czyni z Rieux nie bohatera lecz Uczestnika; on nie walczy z dżumą ponieważ wie, że c’est la vie a owo trafne c’est la vie zawiera prawdę prawd ostatecznych. To odpowiedź na odwieczne, dręczące ludzkość pytanie: dlaczego? To cena, jaką przyszło zapłacić nam, ludziom za jabłko, zjedzone w Raju przez Adama i Ewę.
 
W „Dżumie” to nie Bóg jest Bogiem ponad Oranem, Bogiem jest Camus; to on rozdziela karty życia i śmierci decydując, kto umrze a kto przetrwa. I nie zarazki moszczące się w rynsztokach i sypialniach Oranu zabijają, tylko Albert Camus-pisarz. Więcej - Albert Camus-Bóg. Dlatego jego powieść nie ma (podobnie, jak ludzkość), jednego bohatera. Owszem, Rieux jest postacią pierwszoplanową ale także dziennikarz Tarrou, doktor Castel, niedoszły samobójca Cottard i ów kosteryczny staruszek plujący na koty. Więc Rieux nie jest bohaterem zdarzeń w czas zarazy, tylko ich pierwszoplanową figurą; prawdopodobnie dlatego, że Camus-autor, Camus-człowiek go polubił.
 
Kiedyś, w jakiejś nieznanej, odległej przeszłości inny Rieux, w innych okolicznościach i towarzystwie głośno raz pierwszy wypowiedział sprawcze słowo „Bóg” i wówczas także: Dokonało się! Consummatum est! Magiczna siła Słowa objawiła ludzkości Moc, która nie powoduje trzęsień ziemi, nie decyduje o naszych świętościach ni zboczeniach; nie zarządza gradem, powodziami, wojnami, pandemiami ani tym, która córek ludzkich zostanie zbrukana a który syn człowieczy świętym. Moc, będąc Słowem jest wszystkim: nami i całym naszym Wszechświatem z jego hekatombami szczurzych i ludzkich ofiar zdychających w ów czas orańskiej zarazy. Dlaczego? C’est la vie.
 
 
 SŁAWOMIR MAJEWSKI

 

http://hekatonchejres.salon24.pl/737913,podroz-za-jeden-kismet,4

Podróż za jeden kismet

ciąg dalszy ...

A cóż, zapytacie Państwo, usadziło Chrisa Cieszewskiego okrakiem na barykadzie? Myślę, że ta coraz rzadsza w świecie cecha profesjonalnego skupienia się na badaniu zjawisk wyłącznie w ramach własnych, potwierdzonych instytucjonalnie kompetencji. Bez oglądania się kto jakąś korzyść lub zmartwienie w związku z wynikami naszej pracy będzie miał. Scire propter scire! Pierwszą niepokojącą obserwacją Chrisa Cieszewskiego była ta, że na kilka dni przed „rozmieszczeniem się” na polance smoleńskiej, wśród krzaków i zarośli, różnych malowanych blach, dokładnie w obrysie ich późniejszego rozmieszczenia się znajdowały się białe plamy, które Chris Cieszewski roboczo uznał za zalegający śnieg. Tu pole do popisu dla miłośników fantastyki naukowej. Mamy tutaj bowiem do czynienia ze śniegiem niezwykłym! Nie tylko że z inteligentnym śniegiem ale z przewidującym przyszłość śniegiem! Ze śniegiem, który chce przejść do historii!

Drugim niepokojącym spostrzeżeniem Chrisa Cieszewskiego było to, że inteligentny śnieg był czymś więcej niż tylko śniegiem, bo zmieniając stan skupienia pod wpływem rosnącej temperatury nie zmieniał tego stanu skupienia na stan ciekły, jak uczono w szkole, ale na stan określany jako nieistnienie. Jakby to powiedzieć utrzymując się w post-sowieckiej poetyce: „ktoś się nie bał i... śnieg sprzątnął” tuż przed tą magiczną chwilą, w której na polance smoleńskiej, pośród krzewów i zarośli, pojawiły się malowane blachy w dużych ilościach. Jedynym, rozsądnym, wytłumaczeniem było takie, że to nie śnieg był ale jakieś ludzką ręką wyprodukowane kawałki materiału, które Cieszewski nazwał „plandekami”. Gdybyśmy przyjęli punkt widzenia Chrisa Cieszewskiego moglibyśmy dość racjonalnie wytłumaczyć pojawienie się wśród krzaków i zarośli blach malowanych, bez konieczności odwoływania się dosyć skomplikowanej sekwencji zdarzeń niemożliwych.

Po trzecie wreszcie Chris Cieszewski zdekonspirował złamaną brzozę symbolizującą rozdarte, narodowe serce, oskarżając ją o rozdarcie z wyprzedzeniem, a więc po raz kolejny wprowadzając element fantastyczny, kiedy to brzoza „drze się” przewidując konieczność późniejszego pozowania do zdjęć. Wszystkich, którzy chcieliby się z omówieniem prac Chrisa Cieszewskiego zapoznać bliżej, by na tej podstawie pobawić się w tworzenie alternatywnych wyjaśnień zapraszam tu: https://yurigagarinblog.files.wordpress.com/2014/02/fym-ts-2.pdf

Moje wyjaśnienie braku popularności Chris Cieszewskiego jest proste i nie odwołuje się ani do science-fiction, w tym do zjawiska UFO w szczególności, ani też do literatury szpiegowskiej, ale do pragmatyki show-businessu. Otóż propozycja Chrisa Cieszewskiego ma jedną podstawową wadę: nie można jej rozwijać latami, jest krótka i zamyka sprawę uniemożliwiając innym wieloletni lans. A dodatkowo zmusza śledczych do podjęcia zdecydowanych działań przeciwko ludziom, których nikt w Polsce, pomijając podziemnie zbrojne nie odważył się ruszyć od 1944 roku.

 

Podróż za jeden kismet

 

 

 

 

 

 

 

Pozbawić państwowego parasola i odciąć przynajmniej od publicznych pieniędzy usiłował co prawda swego czasu pan minister Antoni Macierewicz, ale to się nie udało. Takich bowiem tworów nie niszczy się zmianą szyldów ani pozbawianiem biurka, bo kwatera główna twora znajduje się w przestrzeni tak zwanej inicjatywy prywatnej. Wystawiając na ulicę urzędników i żołnierzy pan minister Macierewicz pozbawił się nad nimi szczątkowej choćby kontroli, a rekrutacja fachowców na nowe odcinki pracy odbyła się zapewne tuż po wyrzuceniu, za pierwszym rogiem ulicy. Bolesne skutki tej niefrasobliwości miały natomiast dopiero nastąpić po tym jak Prawu i Sprawiedliwości udało się stracić władzę w 2007 roku, a kolejny rząd abdykował z części swoich uprawnień władczych, ze szczególnym uwzględnieniem wszystkich służb o uprawnieniach specjalnych, pozostawiając je samym sobie, ale z ponownie przywróconymi państwowymi budżetami, z pełną dowolnością co do zakresu przyszłych performances.

No to założyli kilka inicjatyw prywatnych, dla różnych zleceniodawców, z których najhojniejszym miał okazać się pomysłodawca wspomnianego już Biura Podróży. Rzecz jasna, kiedy się takie rzeczy pisze należy mieć szczególne baczenie, czy człowiek pisząc nie znajduje się pod psychotronicznym wpływem jakichś obcych cywilizacji czy choćby obcych służb. Zaobserwowałem w Ojczyźnie taką nową modę, że jak się coś spieprzy albo palnie jakąś piramidalną głupotę, to to jest oczywista sprawka CzeKa i jej późniejszych wcieleń (NKWD, KGB, FSB, etc). Wpływy wcieleń są przemożne i sięgają mackami nawet Chiltern Hills wśród których mieszkam.

Szczęśliwie i ja, i moi Rodacy są zabezpieczeni przed innymi służbami, włączając w to służby niemieckie, francuskie (ksywa Caracale), brytyjskie, amerykański i izraelskie. A nawet gdyby nie byli, to wpływ ten byłby zbawienny. Mam swoją osobistą metodę ochrony przed psychotronicznym oddziaływaniem CzeKa. Podejrzewając atak sięgam zazwyczaj po to z dzieł stricte filozoficznych, które przeczytałem kilkadziesiąt razy od dechy do dechy, kolokwialnie mówiąc. Mam na myśli dzieło to:

 

Podróż za jeden kismet

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Więc i teraz otworzyłem...

 

 

Podróż za jeden kismet

 

 

Ożeż ty w mordę!

 

 

Rzuciłem się na youtuba w celu zneutralizowania amerykańskim Disneyem (okropny w smaku, ale neutralizuje czekistowskie toksyny...) i...

 

 

 

 

Dopadli mnie!

 


[1] http://www.tvp.info/27875947/polecilem-ograniczyc-dostep-dziennikarzy-na-teren-katastrofy-w-smolensku

[4] http://wpolityce.pl/smolensk/313092-zobacz-co-ujawnia-jurgen-roth-dziennikarz-prezentuje-tajny-raport-bnd-wysoce-prawdopodobny-zamach-przy-uzyciu-materialow-wybuchowych

[5] https://scholar.google.com/citations?user=npyjSdoAAAAJ

[6] https://www.warnell.uga.edu/people/faculty/dr-chris-cieszewski

 

 

 

@ROLEX 11:43



"1. Tomasz Turowski i Antoni Macierewicz to dwa różne, wrogie, obozy."

Sprawa na dzisiaj nierozstrzygnięta. Może posiadają jeden ośrodek dyspozycyjny, może nie. Wszystko okaże się podczas dalszego rozwoju sytuacji.

"2. Tomasz Turowski jest dzisiaj zdekonspirowanym emerytem."

Emerytem z potężną wiedzą. Z tego faktu wynika mnóstwo konsekwencji.

"3. Antoni Macierewicz ministrem obrony RP"

j.w. w punkcie 3.

"4. Prokuratura nie wydaje się sprzyjać ani jednemu ani drugiemu, mamy więc (zdaje się) obóz trzeci."

Chcielibyśmy, żeby tak było. Jak jest, to się dopiero okaże.

"5. (...) obóz trzeci, w tej sprawie, jest w natarciu."

Zajmowane są jakieś pozycje poprzez fakt uruchomienia ekshumacji. Jednak co za obóz zajął i jaką pozycję, tego dowiemy się po pewnym (być może długim) czasie.

Stawiam tezę, że sytuacja będzie miała charakter dynamiczny, w której b.dużo zależy od postawy poszczególnych graczy. Dla mnie najistotniejsi w obecnym rozdaniu są przedstawiciele polskiego społeczeństwa, czyli blogerzy. Jeżeli nie wymiękną, potoczy się to nie najgorzej. Jeżeli wykażą się brakiem konsekwencji i tchórzostwem będzie do d ... przynajmniej w sprawie polskiej suwerenności. Bo przecież nie ma mowy o polskiej niepodległości bez ujawnienia prawdy o 10.04.2010.

Blogerzy poprzez Internet tworzą aktualnie jedyną sieć niezależnego obiegu informacji. 
Bardzo wiele rozstrzygnięć mogłoby zatem zapaść podczas bezpośredniej rozmowy przedstawicieli świata blogerskiego z Antonim Macierewiczem. Oczywiście o ile pan Antoni, minister ON, odważy się na taką rozmowę.

Odważy się?
 
MAREKTOMASZ1.12 12:53
436513
Tadeusz Gajcy
Poet
Tadeusz Stefan Gajcy was a Polish poet and Armia Krajowa soldier. He co-founded and edited the bibuła literary magazine, Sztuka i Naród. Wikipedia
 
BornFebruary 8, 1922, Warsaw
DiedAugust 16, 1944, Warsaw

Zakorzeniony w historii Polski i Kresów Wschodnich. Przyjaciel ludzi, zwierząt i przyrody. Wiara i miłość do Boga i Człowieka. Autorytet Jan Paweł II

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka